Główni bohaterowie umierają… i żyją. 8 rzeczy, które psuły odbiór Władcy Pierścieni
Spis treści
Główni bohaterowie umierają… i żyją
- Czy u Tolkiena też był z tym problem: Tak
- Jak można było to naprawić: Wyciąć
Tolkien zabijał Froda kilka razy. W pewnym momencie stało się to już przewidywalne i po ataku Szeloby czy mimowolnej ofierze Golluma mało kto wierzył, że hobbit naprawdę umarł. Tyle że w książce i tak było to przedstawione wiarygodniej. Bądźmy szczerzy – na lekturę większość z nas (pomijając miłośników szybkiego czytania) poświęca zdecydowanie więcej czasu. Dlatego pojawiający się co kilka czy kilkanaście godzin wątek rzekomej śmierci głównego bohatera nie zdąży nikogo znudzić. W filmie „śmierć” następuje co kilkanaście minut.
I niestety nie dotyczy to tylko Froda, a również na przykład Aragorna, którego odejście w pewnym momencie jest zasugerowane w odstępstwie kilku scen dwukrotnie. Kiedy dzieje się tak czasami, zwrot akcji – nawet jeżeli przewidywalny – dodaje filmowi dramatyzmu. Jeżeli zaś mamy do czynienia z takimi zabiegami non stop, pozbawia go wiarygodności.
Aspekt śmierci we Władcy pierścieni w ogóle był jednym z najsłabszych elementów widowiska. Umierający Boromir (i to w przeciwieństwie do Froda czy Aragorna – umierający naprawdę), który w książce wydusił ledwie kilka słów, w dziele Jacksona zdobył się na całkiem długą przemowę. Gdyby każdy konający mógł sobie na to pozwolić, sceny bitewne w filmach musiałyby rozciągać się na kilka serialowych sezonów.