Gandalf vs Saruman. 8 rzeczy, które psuły odbiór Władcy Pierścieni
Spis treści
Gandalf vs Saruman
- Czy u Tolkiena też był z tym problem: Nie
- Jak można było to naprawić: Czyniąc scenę mniej efektowną, a bardziej wiarygodną
Christopher Lee miał najpierw zagrać Gandalfa. Ostatecznie Peter Jackson zdecydował się na zaangażowanie do tej roli Iana McKellena. Lee pozostał jednak w obsadzie, wcielając się w Sarumana. Z perspektywy czasu ten wybór możemy uznać za bardzo udany – nie dość, że otrzymaliśmy wyrazistego złoczyńcę, to jeszcze aktorowi odtwarzającemu Gandalfa podeszły wiek nie przeszkodził w udziale w realizowanym znacznie później Hobbicie. Lee też wprawdzie pojawił się w tej trylogii, ale już w znacznie bardziej ograniczonej roli.
Dobre decyzje castingowe nie zmieniają jednak faktu, że pojedynek Gandalfa i Sarumana wyglądał źle. I kompletnie nie pasował do Tolkienowskiego klimatu. Byłby on bardziej wiarygodny, gdyby odbył się w ramach uniwersum Gwiezdnych Wojen, MCU czy nawet świecie Dragon Balla. W przypadku fantastyki tego rodzaju wyglądało to jednak po prostu kiczowato.
I nie czepiam się w tym momencie efektów specjalnych, które nie wyglądały nawet tak źle. Chodzi mi bardziej o samą zasadność toczenia przez Gandalfa i Sarumana tego rodzaju pojedynku. Być może miała to być zasłona dymna zakrywająca scenariuszowe nielogiczności. Niedługo później Saruman wypuszcza bowiem swojego rywala ot tak, nie mając żadnej gwarancji, że to działanie przyniesie mu korzyści. W książce natomiast spotkanie obu czarodziejów wygląda zupełnie inaczej. I mam dziwne wrażenie, że wersja filmowa wcale nie spodobałyby się Tolkienowi.