Obrońca czytelników, protektor fantastów. Najlepsze cytaty Sapkowskiego, mistrza gier wideo
Spis treści
Obrońca czytelników, protektor fantastów
Jeszcze bardziej zaskakujące – jeśli w ogóle – są sytuacje takie jak ta z Historii i fantastyki, gdzie Sapkowski w pewnym momencie ruga Stanisława Beresia za pogardliwy stosunek do masowego odbiorcy książek:
Bardzo nisko ocenia pan czytelników. I bardzo niesprawiedliwie. W czasach totalnego spsienia, schamienia, zdurnienia i zećwoczenia znieważa pan tych, którzy w ogóle cokolwiek czytają, imputując im bezguście i chodzenie na lep stereotypów. [...] ludzi czytających zdałoby się hołubić, a czule. Bo może to już ostatni, co tak poloneza wodzą. A co będzie, gdy ich w ogóle nie stanie? Pomyślał pan kiedyś o tym? Bo ja myślę o tym dużo i często.
W podobne tony Sapkowski uderza za każdym razem, gdy w wywiadzie przedstawia mu się wyniki badań czytelnictwa w Polsce:
To przykre, ale pomału stajemy się społeczeństwem chamskim i głupim. Na brak chamów i głąbów nie narzekaliśmy w tym kraju nigdy, ale obecnie można mówić już wręcz o dyktaturze i dyktacie. Kretynem, chamem, głąbem i nie znającym reguł mowy i pisowni polskiej półanalfabetą wręcz wypada być, jest to comme il faut, jest to modne, społecznie nie tylko akceptowane, ale i mile widziane. O przykłady nietrudno. I nie tylko w środkach komunikacji miejskiej i podmiejskiej. Wystarczy włączyć telewizor lub poczytać prasę. Albo – jeszcze lepiej – przyjrzeć się jakiemuś czatowi. Tam dopiero jest zgroza.
2002, wywiad dla „Załogi G”
...ale nie zawsze jego słowa tchną taką beznadzieją:
O dziwo, bycie głąbem w naszym kraju jest jeszcze dla niektórych powodem do wstydu.
Dni Fantastyki 2014
W obronie czytelników AS staje ze szczególną determinacją, gdy rozmowa zahacza o „getto” miłośników fantastyki. I znowu ustęp z Historii i fantastyki, w którym obrywa się biednemu Beresiowi:
S.B.: Wyczytałem kiedyś w jakimś czasopiśmie literaturoznawczym, że projekcja zbiorowa oczekiwań fanów fantasy to model kiczu. Podobny obraz można wyczytać z badań rynkowych. [...]
A.S.: Na czym, ciekawym, opiera pan tezę o „kiczu”? [...] Na jakichże to kolejnych „badaniach rynkowych”? Jeśli nawet takowe były, a jako żywo nie słyszałem, to udowodniły to, co zwykle: niekompetencję i głupotę badających, godnych następców Koszałka Opałka Konopnickiej, szukającego wiosny. Wstyd opierać się na czymś takim, samemu nie zweryfikowawszy. Zna pan, z ręką na sercu, kanon literatury fantasy, wyliczony przeze mnie, specjalistę i znawcę, na blisko sto pozycji? Bo jeśli pan go nie zna, a bierze się do wystawiania ocen, to równa pan do krytyków-błaznów, takich, którzy nie czytali i nie znają się, a wypowiadają. Wypadałoby, metodą Kubusia Puchatka, choć ciutek liznąć miodu, by upewnić się, czy to nie ser.
Czytelników – i szacunek dla nich – umieszczał również Sapkowski w centralnym punkcie, gdy mówił o skrupulatnym pisaniu kolejnych tomów cykli i dotrzymywaniu narzuconych sobie terminów:
Nie chciałem być drugim Alfredem Szklarskim. Pamiętam z dzieciństwa fascynację pierwszymi przygodami jego Tomka, czytałem z wypiekami każdy kolejny tom, ale końca cyklu niestety nie doczekałem – co było dobre dla dwunastolatka, czterdziestolatka dziwnie mało jakoś satysfakcjonowało. Chciałem sam uniknąć podobnego syndromu i twardo postanowiłem wydawać poszczególne części [„sagi” – przyp. red.] w odstępach nie większych niż roczne.
2005, Historia i fantastyka
AS podobnie argumentował – na łamach tej samej publikacji – przeciwko rozmienianiu „sagi” na drobne poprzez sztukowanie do niej sequeli bądź prequeli (uprzedzając komentarze: moim zdaniem jeden sidequel w postaci Sezonu burz, napisany dawno po zamknięciu cyklu, ujmy na honorze mu nie przyniósł):
Chodzą za mną znawcy gatunku, a teraz co czytelnik to większy znawca, i pytają mnie, dlaczego wzorem anglosaskich pisarzy nie tworzę kolejnych pięciu tomów pod tytułem Syn wiedźmina. [...] Tak, a na koniec dołożę jeszcze Ilustrowany przewodnik po zamku wiedźmina. Zawsze na takie propozycje odpowiadam: Nie! Mam do czynienia nie z Amerykanami, którym mentalność i przyzwyczajenie pozwolą łyknąć każdy poliester, ale z wyrobionym polskim czytelnikiem, który sztampy nie zniesie.
Chciałbym, żeby George R. R. Martin to czytał... W każdym razie do żwawego pisania AS-a skłaniały też oczywiście względy ekonomiczne. Od czasu do czasu uchylał rąbka tajemnicy, mówiąc o swoim materialnym usytuowaniu, choć robił to niechętnie:
[...] „król polskiej fantasy” utrzymać się może, ale żeby bez problemów, to bym nie powiedział. Pisarzom „kultowym” i „królom” wydawcy płacą tak samo jak innym, jednaki – to znaczy marny – procent od sprzedaży książek. Mnie trochę ratują i wspomagają finansowo wznowienia, w miarę częste, na szczęście – chyba ze względu na ową „kultowość”. Generalnie jednak literatura – Ameryki tu nie odkryję – nie jest szczególnie profitownym polem zawodowym.
2002, wywiad dla „Załogi G”