Cerberus – Mass Effect. 11 naszych ukochanych frakcji z gier wideo
Spis treści
Cerberus – Mass Effect
Twórcy zachodnich RPG mają słabość do tajemniczych organizacji, które swoimi mackami oplatają świat gry, z ukrycia pociągając za sznurki. Wspomniani wcześniej Illuminati w tym zestawieniu uzupełniani są przez Organizację Cerberus, która w świecie Mass Effecta odgrywa znacznie większą rolę, niż początkowo może się wydawać.
Powstała jako następstwo wojny pierwszego kontaktu (krótkiego konfliktu ludzkości z turianami). Jej manifest zakładał, że pewnego dnia obca rasa zaatakuje i będzie chciała unicestwić ludzi. Organizacja stopniowo zyskiwała na sile, walcząc o wpływy, likwidując niewygodne cele i wdając się w galaktyczne utarczki. Stojący za wszystkim Człowiek Iluzja w środek intrygi wciągnął nawet samego Sheparda, głównego bohatera gry, zmuszając go nieraz do konfrontowania swoich ideałów. Gdy zaczniemy analizować poszczególne wydarzenia, okaże się, że Cerberus miał wpływ na wiele aspektów odkrywanej przez nas historii. Poza tajemniczością organizacji uwagę gracza przykuwa brak jednoznacznego określenia, czy jest ona dobra, czy zła – operuje bowiem w odcieniach moralnej szarości i pragmatyzmu.
GŁOS REDAKCJI
Cerberus przechodzi w trylogii bardzo ciekawą ścieżkę. Jego wątki w „jedynce” były uosobieniem tego, co w tej grze uwielbiałem: klimatu tajemnicy, niejasnych motywów, niepokojących eksperymentów. Fajne jest to, że znajdując się nagle w ich szeregach w ME2 mieliśmy prawo być tak samo zaskoczeni, jak kontrolowana przez nas postać (pomijając zmartwychwstanie) – żadnych dysonansów, czysty szok. Przez resztę najlepszej części trylogii Cerberus, czy sam Człowiek Iluzja, spełniał już bardziej praktyczną funkcję, cały czas nie pozwalając nam jednak zapomnieć, że steruje bandą srogo porąbanych ekstremistów (i że sam jest jednym z nich). To była odważna decyzja projektowa, w dużej mierze definiująca bardziej mroczny vibe ME2. Czuję dojmujący żal na wspomnienie o tym, że w perspektywie produkowanej zbyt szybko trzeciej części twórcy stracili kontrolę nad wieloma wątkami i sama konkluzja historii Człowieka Iluzji, cały ten wielki finał, zupełnie mnie nie kupiły. Uraz trwa do dziś.
Nie cierpię Cerberusa. Obecność członków tej organizacji niemal zawsze oznaczała kłopoty, nawet jeśli była podszyta szlachetnymi pobudkami. Gdy w drugiej części trylogii musiałem współpracować z Człowiekiem Iluzją, trudno mi było wybrać „miłe” opcje dialogowe w rozmowach. Później, gdy już miałem pojęcie, jak działa cała cerberusowa machina, organizacja zaczęła mi w pewien sposób imponować. Ogromne środki, zaawansowane projekty naukowe i niezwykłe osobowości w szeregach stronnictwa świadczyły o potędze i wielkim potencjale. Jednak gdy coraz bardziej zagłębiałem się w działania firmy, czułem narastającą niechęć, z czasem obrzydzenie. Ale podziw zawsze zostanie, bo zbudować coś tak potężnego, wpływowego i, niestety, destruktywnego, to wielka sztuka i tytaniczna praca.
Krzysztof „Kris” Lewandowski