10 zmian względem książek, które wprowadzono w 2. sezonie Wiedźmina
Najnowszy sezon Wiedźmina nie jest pozbawiony wad. Ale jednocześnie udaje mu się zachować klimat. W kilku miejscach twórcy zdecydowali się na wyraźne odejście od książkowego oryginału. Czy wyszło to serialowi na dobre?
Spis treści
Lauren Schmidt Hissrich od samego początku swojej przygody z uniwersum Sapkowskiego była gotowa na kompromis pomiędzy wiernością książkowemu oryginałowi a realizacją własnych pomysłów. W pierwszym sezonie jednak, jak sama przyznała, mocno przesadziła z chronologicznym pomieszaniem wydarzeń. Mimo to udało się jej zainteresować widzów na tyle, by to właśnie Wiedźmin był wówczas największym hitem Netflixa.
Drugi sezon w żaden sposób nie pogrywa już z czasem. Wszystko dzieje się tu we właściwej kolejności. Nie jest to jednak bynajmniej chronologia znana z sagi Sapkowskiego. Poza wątkami przewodnimi z Krwi elfów mamy bowiem do czynienia z wybranymi historiami ze zbiorów opowiadań i kilkoma oryginalnymi pomysłami twórców netflixowego hitu. Które okazały się strzałem w dziesiątkę, a które spaliły na panewce? Na to pytanie staram się odpowiedzieć poniżej. Dajcie znać w komentarzach, czy zgadzacie się z moją oceną!
Kto jest gorszym potworem? Nivellen, Vereena, a może Geralt?
- Czy zmiana wyszła serialowi na dobre: tak
- Czy może mieć wpływ na losy bohaterów w trzecim sezonie: nie
Choć nie da się nie zauważyć, że pierwszy odcinek drugiego sezonu netflixowego Wiedźmina powstał na kanwie sparafrazowanej przez Sapkowskiego baśni o Pięknej i Bestii, serial przedstawił co najmniej kilka wątków w zupełnie inny sposób. W ogóle nie pojawia się kotka Nivellena, Żarłoczka, ale od biedy dyskusję o jej hipotetycznym istnieniu można uznać za całkiem zgrabny easter egg.
Bruxa Vereena, kochanka Nivellena, zdaje się zaś być zdecydowanie łagodniejsza niż w oryginale. Szczególnie upodobała sobie Ciri, której naprawdę nie chce zrobić krzywdy. Świetnie wygląda też projekt jej postaci, a nawet żywcem wyjęte z horrorów przekręcanie się jej stawów. Niestety, jako wampir-nietoperz prezentuje się już znacznie gorzej. Mała w tym wina projektantów, większa zaś budżetu, który Netflix przeznaczył na efekty specjalne. Da się to więc oglądać, ale przez chwilę można poczuć się jak w serialu sprzed dwóch dekad.
Nivellen wypada zaś naprawdę dobrze. Jego wątek został też poprowadzony tak, by widz nieznający książek Sapkowskiego do końca nie wiedział, jakie są jego intencje. Na końcu okazuje się zresztą, że twórcy postanowili zaskoczyć nawet fanów. Podłe czyny NIvellena zostają ujawnione dopiero na koniec, podczas gdy w opowiadaniu przyznawał się Geraltowi do wszystkiego co najgorsze bardzo szybko i obojętna reakcja wiedźmina pokazywała, jak białowłosy zgorzkniał. Bruxa zaś, jedyna, która naprawdę NIvellena kochała, podobnie jak u Sapkowskiego, wykorzystywała tę relację, by pożywiać się krwią okolicznych ludzi. Wątek z Ciri dodaje odcinkowi dodatkowego smaczku i pozwala zadać pytanie: kto był największym potworem – Nivellen, Vereena, a może... Geralt?