Godzilla (1998) – Godzilla i jej potężny przemarsz przez Nowy Jork. Te rzeczy uratowały złe filmy przed katastrofą
Spis treści
Godzilla (1998) – Godzilla i jej potężny przemarsz przez Nowy Jork
- Co to: ten rodzaj filmu katastroficznego, w którym naturalne zjawiska pogodowe zastępuje wielki gad
- Rok premiery: 1998
- Reżyseria: Roland Emmerich
- Gdzie obejrzeć: Chili, iTunes Store, Rakuten, Ipla
Ludzie mówią, że narzekanie na głupią fabułę w filmach o Godzilli mija się z celem, bo przecież widzom zależy przede wszystkim na tym, aby zobaczyć monstrum w akcji, gdy terroryzuje wybrane miasto i jego Bogu ducha winnych mieszkańców. Poniekąd się zgadzam, dlatego też bez żadnych zahamowań wybiorę się do kina IMAX na nadchodzące Godzilla vs. Kong, nastawiając się na czystą rozpierduchę, ale film z 1998 roku jestem zmuszony zganić chociażby za to, jak bardzo brakuje w nim tytułowego potwora.
Bo jeżeli rzeczywiście założymy, że historia w produkcjach z kaiju nas nie interesuje (a ta jest w tworze Emmericha pretekstowa), to i tak wyjdzie, że owa Godzilla jest pozbawiona pazura, bo na ekranie stwór pojawia się łącznie przez jakieś kilkanaście minut z niemalże 2,5 godziny trwania filmu. Nie jest to statystyka oszałamiająca, delikatnie mówiąc.
Mimo to należy oddać twórcom jedną rzecz. Kiedy Gojira pojawia się na ekranie, to robi dokładnie to, co do niej należy. Sieje zniszczenie wbrew Mojżeszowym przykazaniom, budząc przy tym strach zmieszany z podziwem. Poza tym po raz pierwszy w historii został on w pełni odtworzony w CGI, i choć efekty trochę się już zestarzały, to wtedy robiły wrażenie. A i dziś przyjemnie się patrzy na tego komputerowego gada depczącego samochody. Szczególnie dobrze wspominam scenę, gdy Godzilla wkracza ni stąd, ni zowąd do Nowego Jorku, wywołując niemożliwą do opanowania panikę biednych statystów.