autor: Lindil
Zdarzenie w Stillwater
Jonathan Woods z trudem szedł przed siebie, przyginany do ziemi kolejnymi podmuchami zimnego wiatru. Plecak z zapasami, mimo że trzy razy lżejszy niż na początku podróży, ciążył niemiłosiernie, karabin przerzucony przez ramię kołysał się przy każdym kroku
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
- Po co zajmujecie się sprawami, które nie powinny mieć dla was żadnego znaczenia? Przecież to, czy to zwierze w ogóle istnieje, czy nie, nie stanowi dla was różnicy.
- Stanowi. Właśnie dzięki takim, pozornie niewiele znaczącym, sprawą, jesteśmy w stanie poznać prawa rządzące tym światem.
- Nawet jeśli masz rację, to cóż z tego? Czy fakt, że je poznacie coś zmieni? Wasze działania będą przez nie ograniczone tak samo jak wcześniej. Zresztą skąd wiesz, że w ogóle jesteście w stanie je poznać? To, co tobie wydaje się białe, innemu człowiekowi może wydać się szare.
- Możliwe, ale jeśli daną rzecz zobaczy wystarczająco wielu ludzi, to w końcu powstanie o niej sąd obiektywny.
- A co, jeżeli nikt z ludzi nie będzie w stanie wydać poprawnego sądu? Ktoś, kto sam nie jest magiem nigdy nie zrozumie praw magii.
- Dlaczego mielibyśmy być niezdolni do poznania świata, jeśli bogowie stworzyli go dla nas?
- A skąd to twierdzenie? Na jakiej podstawie uzurpujesz sobie prawo decydowania dla kogo został stworzony?
- Jesteśmy istotami inteligentnymi, osiągnęliśmy sukces; logicznym wydaje się...
- Wydaje się. Tobie. A może sam jesteś jedynie zabawką, istniejącą dla cudzej przyjemności?
W końcu dotarli do miasta. Rzeczywiście, nie należało do wielkich, ale było tam wszystko czego potrzebowali. Po posiłku Jonathan wynajął pokój, w którym zostawił całe swoje wyposażenie i zapasy, a następnie udali się na długo oczekiwane spotkanie z profesorem Stanley’em Xavierem Hippingtonem, który miał udowodnić prawdziwość swoich odkryć i zademonstrować im sławnego potwora ze Stillwater. Mieszkający nieco za miastem profesor okazał się bardzo energicznym starszym mężczyzną, o krótkich, siwych włosach.
- Witam, witam serdecznie w moich skromnych progach! Nareszcie, już od dawna spodziewałem się ekipy z Towarzystwa Badawczego! Mogę zapytać o wasze imiona?
- Ależ oczywiście. Ja nazywam się Jonathan Woods, natomiast moja towarzyszka to Lovienne.
- Ach tak, słyszałem o panu wiele dobrych rzeczy od naszych przyjaciół z Uniwersytetu Taranckiego, jednak imię tej pięknej damy nie jest mi znane.
- Nie jest ona w sensie stricte pracownikiem naukowym, a raczej... Zainteresowaną słuchaczką. Ale pora przejść do rzeczy. W swoich listach pisał pan...
- Tak, tak. To naprawdę doniosła chwila. Jak pisałem odkryłem stałe legowisko tak zwanego „potwora ze Stillwater” i co więcej wielokrotnie widziałem go na własne oczy. Wy zaś będziecie już wkrótce jedynymi ludźmi poza mną, którzy dostąpili zaszczytu ujrzenia tego cudu przyrody. Legowisko tego stworzenia leży kilkaset metrów za miastem, zaprowadzę was tam z chęcią.
- Kilkaset metrów? Jak to możliwe, że nikt jeszcze nie został napadnięty?
- Musi pan wiedzieć, że jest to legowisko zimowe, potwór przebywając w nim przybiera postać mającą na celu zminimalizowanie wydatków energetycznych.
- Czyli?
- Postać błękitnego królika.