autor: Krzysztof Gonciarz
Włatcy Móch: Wrzód na dópie - recenzja gry
To musiało się tak skończyć – najniższa ocena w historii GIER-OnLine od czasu Crazy Frog Racer staje się faktem! Komputerowa adaptacja Włatców Móch to prawdziwy Wrzód na dópie.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Włatcy Móch to podróbka South Parku skrzyżowana ze stylem graficznym Salad Fingers (animacje flashowe Davida Firtha). Scenariusze nie mają w tym serialu drugiego dna, tak charakterystycznego dla ledwie przykrytych chamstwem obserwacji Parkera i Stone`a. Humor jest prymitywny i w sumie nie tak kontrowersyjny, jak się zwykło uważać. Kontrowersyjny to był odcinek o Papieżu w South Parku – tutaj są tylko bluzgi, błędy ortograficzne i obskurne słowotwory, które są jakby celem samym dla siebie. Mimo to serial jakoś przeniknął do ogólnej świadomości młodych ludzi w naszym kraju i zakorzenił się u nas na dobre. DVD świetnie się sprzedają, zaczęły się ukazywać komiksy, do kin wszedł film pełnometrażowy. A gracze dorobili się Wrzodu na dupie, którym to dziś się zajmiemy. Na dópie, znaczy się.
Komputerowa adaptacja przygód chłopaków z II B ukazała się nakładem firmy Nicolas Games i jest w pewnym sensie klasyczną przygodówką typu point and click. Mamy więc prościutki interfejs i zestaw ruchów, listę zebranych przedmiotów na dole ekranu, no i tak sobie łazimy i klikamy, co popadnie. Formuła istnieje od zarania gierczanych dziejów, a mimo to wciąż da się ją zepsuć. Przez cały czas rozgrywki (w moim przypadku niecałe 2 godziny) mamy wrażenie, że twórcy nie mieli *absolutnie * żadnego pomysłu na to, co chcą zrobić – więc po prostu zaczęli strzelać w próżnię jakimiś prowizorycznymi motywami, by w końcu ukręcić bicz, wiadomo z czego. Ale przejdźmy do konkretów.
Scenariusz gry pozostaje oczywiście w konwencji serialu. Nauczycielka bohaterów, czyli pani Frau, została zainfekowana przez jakiegoś pasożytniczego kosmitę, który za jej pośrednictwem zaczął siać popłoch w szkole. To, co dzieje się później, to już jakiś swobodny strumień świadomości bez przyczyny i skutku. Chłopcy wymyślają coraz to nowsze sposoby na wyeliminowanie zagrożenia, a mechanizmy gry naginają rzeczywistość, żeby wszystko się jakimś cudem zazębiło. Zagadki są wobec tego bezsensowne – ale nie na sposób, który pamiętamy z Goblinów albo Discworlda. Nie, tutaj wszystko jest maksymalnie proste i oczywiste. Pokazuje to już sam początek gry: chłopcy muszą pozbyć się kamery bezpieczeństwa ze szkoły. Zbiegiem okoliczności w JEDYNYM AKTYWNYM KOSZU NA ŚMIECI W SZKOLE JEST PATYK W KSZTAŁCIE PROCY. A jedyna stojąca na korytarzu dziewczyna jest klikalna – kiedy ją aktywujemy, któryś z bohaterów wyciągnie jej gumę od majtek. Że niby to masz na myśli, klikając na stojącej w korytarzu dziewczynie. Taka jest cała gra: nie musimy tu w żaden sposób myśleć, wystarczy przeklikać wszystko na ekranie i tyle. Może to nawet dobrze, bo większość „pomysłów” to takie bzdury, że bez dokładnego prowadzenia za rękę nikt by chyba nie nadążył za brakiem wyobraźni twórców.
Całość generalnie trzyma poziom amatorskiej produkcji zrobionej we Flashu. Najbardziej rażące są animacje postaci, a raczej ich brak – z oszczędności zrezygnowano z jakichkolwiek „jednorazowych” klatek i wszystkie czynności bohaterów obrazowane są podstawowym zestawem – idziemy, schylamy się, wyciągamy rękę. W momentach, kiedy wypadałoby już, żeby na ekranie w końcu coś się poruszyło, najczęściej robi się cięcie i przechodzi do następnej sceny. Podobnie beznadziejna jest grafika, która chociaż pozostaje w estetyce serialu, razi brzydko dobranymi elementami otoczenia i miszmaszem jakości tekstur. Przedmioty rzadko kiedy wyglądają jednoznacznie (raczej klikamy na zasadzie „coś tu się wyróżnia z tła”, a nie „o, ten łom się przyda”), często też źle dobrano klikalny obszar, który im odpowiada. Na dokładkę mamy zepsuty interfejs użytkownika – kiedy używamy jednego przedmiotu na drugim, nie dostajemy komunikatu w stylu „to nie działa”, ale normalną reakcję, jaką usłyszelibyśmy po kliknięciu „czystym” kursorem. Wypowiedzi bohaterów nie da się przewijać, więc paniczne klikanie szybko prowadzi do frustracji. Przydałby się przycisk zaznaczający wszystkie aktywne obszary na ekranie (bo co, że niby by to zbyt ułatwiło rozgrywkę? To już problem zagadek, twórcy przygodówek doszli do tego parę ładnych lat temu), niegłupie byłoby też przewijanie animacji chodu, kiedy dwukrotnie klikamy na drzwiach. Takie niewinne usprawnienia, a całość byłaby z nimi ździebko mniej denerwująca.
Najjaśniejszym punktem tego potwora jest oprawa dźwiękowa. Mamy oryginalne głosy i muzykę z serialu, więc dla fanów jest to w miarę mocny argument – raczej tylko dla nich, bo ja na ten przykład zupełnie nie łykam *celowego* kreowania bohaterów na denerwujących. Ale dobra, oceniamy grę, a nie całokształt „fenomenu”. Kawałki, które przygrywają w tle, nie są jakoś szczególnie porywające, ale nie irytują – jako jedyny element całości!
Dobrze, że gra jest tak krótka, bo jej niedopracowanie wżyna się w czaszkę niczym wiertarka – podczas jej przechodzenia czułem autentyczny ból mózgu. Nie poleciłbym Wam tej gry nawet, gdyby była rozdawana za darmo. Ten zajmujący trochę ponad 200 MB, a kosztujący 49 zł (!!!) twór jest bez cienia wątpliwości najgorszą grą, jaką przyszło mi w życiu recenzować – a pisałem kiedyś reckę Crazy Frog Racer. Nawet lubiąca serial koleżanka stwierdziła po zobaczeniu Wrzodu na dópie, że lepiej już pograć w coś za darmo w oknie przeglądarki. Zaklinam więc: nie dokładajcie swojej cegiełki do błędnego koła absurdu. Ta gra powstała TYLKO PO TO, żeby zarobić łatwe pieniądze – nie ma w niej absolutnie NIC dobrego. Jest żenująca, prosta, krótka i niedopracowana. A pewnie i tak się dobrze sprzeda. Nie ma świata.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz
PLUSY:
- oprawa audio i grafika spodobają się fanom serialu.
MINUSY:
- żenująca animacja (nawet jak na taką konwencję);
- kompletny brak pomysłów na zagadki;
- niedopracowany interfejs;
- budżetówka jakości freeware za 49 zł?