
Amerzone: The Explorer's Legacy Recenzja gry
Recenzja gry Amerzone: The Explorer’s Legacy. Wyprawa w dosłowną przeszłość gamingu
Na rynek trafia remake gry z lat 90. i tak mało się o tym mówi? Taki już najwyraźniej los przygodówek. Amerzone: The Explorer’s Legacy to wielki hołd złożony oryginałowi. Niestety, przez pewne problemy docenią go chyba tylko najwięksi fani klimatów retro.
Recenzja powstała na bazie wersji PS5.
Premiery remake’ów coraz liczniej wskrzeszanych gier z lat 90. i początku 2000. zwykle wzbudzają dużo emocji i medialnego szumu. Wystarczy spojrzeć na to, co się działo, i wciąż dzieje, wokół Obliviona, a wcześniej Silent Hill 2, System Shocka, Residentów czy Yakuz, a lista przecież na tym się nie kończy. Obok nich są jednak pozycje trochę bardziej zapomniane i niewywołujące aż tak gorących wspomnień. Taką produkcją jest właśnie Amerzone: The Explorer’s Legacy – nowa wersja przygodówki z 1999 roku, na temat której jakoś nie widziałem większych dyskusji w sieci.
A swego czasu oryginał odniósł spory sukces, choć głównie komercyjny, bo oceny nie były szczególnie wysokie. Gra sprzedała się w łącznej liczbie 1,5 miliona egzemplarzy, a pozytywne opinie często porównywały ją do słynnego wtedy Mysta, a nawet powieści Juliusza Verne’a. Jeśli ktoś zupełnie nie kojarzy tytułu „Amerzone”, może coś dopowie mu fakt, że była to pierwsza produkcja Benoita Sokala – twórcy o wiele bardziej znanej serii przygodówek Syberia. I to właśnie jego pamięci poświęcony jest wydany teraz remake – tak wierny oryginałowi, że można o nim powiedzieć „remake’owy remaster”! I działa to, niestety, na niekorzyść tej wersji, bo oprócz specyficznej fabuły i narracji trzeba jeszcze przymknąć oko na mnóstwo archaizmów rodem z lat 90.

Remake zmienia przede wszystkim grafikę. Szkoda, że nie ma tu żadnej swobody poruszania się – można tylko klikać zaznaczone obiekty.Amerzone: The Explorer's Legacy, Microids, 2025.
Przeszłość ważniejsza niż teraźniejszość
Czemu nazwałem fabułę specyficzną? Bo to nieco poetycka opowieść o poczuciu winy i chęci odkupienia, a wydarzenia, w których uczestniczy nasz bohater, znajdują się zdecydowanie na drugim planie względem tego, co zaszło w przeszłości. Już sam fakt, że wcielamy się w anonimową postać bez głosu, która działa w zastępstwie kogoś innego, podpowiada, że nie chodzi tu o nas i o nasze czyny. Początkowe zadanie przeprowadzenia wywiadu z pewnym profesorem szybko przeradza się w samotną wyprawę do fikcyjnego państwa Amerzona gdzieś w Ameryce Południowej. Wyruszamy tam z dziwną misją odwiezienia z powrotem skradzionego stamtąd jaja mitycznego białego ptaka bez nóg, który ma z tego powodu szybować przez całe życie.
Wieziemy więc nasze jajo do celu, zaliczając kolejne lokacje, ale nic z tego, co robimy, nie ma aż takiego znaczenia jak wydarzenia, które miały miejsce wcześniej. Odkrywamy kawałek po kawałku historię trzech młodych ludzi, pełnych ideałów, którzy spotkali się tam niemal 60 lat wcześniej, ale ostatecznie skończyło się to wieloma złymi wyborami, których konsekwencje cały czas odczuwa każdy z nich. Mimo że fabuła przenosi nas do różnych egzotycznych lokacji, jak opuszczony fort kolonialny z kościołem parafialnym, wioska rdzennej ludności, dżungla czy antyczna świątynia w piramidzie, cały czas ma się wrażenie, że to tylko sztucznie wymuszone przystanki, by było gdzie zbierać informacje o przeszłości i przy okazji rozwiązać parę zagadek.

W Amerzonie fantastyczna mitologia miesza się z realnymi problemami państwa rządzonego przez tyrana.Amerzone: The Explorer's Legacy, Microids, 2025.
Wzorowo nakreślony lore
Całe to tło fabularne z dawnych czasów jest zdecydowanie najmocniejszą stroną gry Amerzone – The Explorer’s Legacy. W pozycji, którą można ukończyć raptem w 6–7 godzin, upchnięcie tak bogatego lore’u i tak wielu informacji to nie lada sztuka i udało się to zrobić naprawdę dobrze. Wraz z bohaterem odkrywamy bardzo oryginalny, przedziwny świat fikcyjnego kraju, w którym występują niezwykłe zwierzęta i rośliny oraz odprawiane są tajemnicze obrzędy. Cała ta przyroda i folklor łączą się z tragiczną historią miłosną i brutalną wizją państwa pogrążonego w totalitarnej dyktaturze, dając intrygującą i poruszającą mieszankę.
Fabułę poznajemy poprzez odnajdywane dokumenty, listy, zdjęcia, sporadyczne rozmowy z NPC, a także czytając przepiękny, ręcznie ilustrowany dziennik profesora. Naprawdę można się tu poczuć jak odkrywca, nawet nie będąc fanem kolonialnych klimatów. Zachęca to również do przysłowiowego „lizania ścian” i zaglądania w każdy kąt, by nie pominąć żadnej znajdźki, żadnego przedmiotu, który zapewne nie przyda się w rozgrywce, ale poszerzy informacje o świecie gry. Plus należy się za czytelne katalogowanie znajdywanych rzeczy z każdego wątku w tzw. „dochodzeniach” dziennikarskich. Szkoda jedynie, że nie ma w tym żadnej głębszej mechaniki, żadnej zabawy w kojarzenie i łączenie faktów, tylko po prostu suche informacje.

Klimatyczne znajdźki i dokumenty wprowadzają w niezwykłą historię fikcyjnej Amerzony.Amerzone: The Explorer's Legacy, Microids, 2025.
Chodzenie „na szynach” – oldskul z lat 90.
Fabuła i lore Amerzone: The Explorer’s Legacy nie zmieniły się w remake’u, podobnie jak sposób poruszania się po świecie gry, co już jest w moim odczuciu kontrowersyjną decyzją. Mamy tu bowiem oldskulowe zakotwiczenie kamery w jednym punkcie, z którego można wyłącznie wskazywać kursorem obiekty do interakcji albo strzałki automatycznie przesuwające nas kawałek dalej. Nie ma żadnej swobody poruszania się, rozglądania – klikamy górę ekranu i oglądamy animację przesuwania tam kamery w widoku FPP. W opcjach można niby wyłączyć te przejścia i przyspieszyć grę bezpośrednimi skokami do następnych lokacji, ale szybko okazuje się, że w wielu przypadkach i tak musimy za każdym razem je oglądać, jakby ukryto w nich loadingi.
W latach 90. było to dość powszechne rozwiązanie ze względów technicznych, zwłaszcza w grach z renderowanymi w 3D Studio scenami. Nie było otwartych światów, nie było korytarzy – gracz po prostu teleportował się od jednego spreparowanego wcześniej widoku do drugiego. W remake’u najpierw poczułem nawet pewien zachwyt: „Ooo, ale nostalgia, ale oldskul – zupełnie jak kiedyś!”, ale z czasem stawało się to coraz bardziej irytujące i szybko zatęskniłem za swobodnym poruszaniem się. Zniósłbym to, gdyby rzeczywiście dało się to zamienić na błyskawiczne przeskoki widoków. Oglądanie co chwilę kołyszącej się kamery było po prostu nieprzyjemne. A w połączeniu z milczącym bohaterem sprawiało jeszcze takie wrażenie, jakby kamera kołysała się na boki w geście zaprzeczenia, gdy próbowałem połączyć ze sobą złą parę przedmiotów.

Hydropłatowiec to nasz główny środek transportu – niestety, jedyne interakcje z nim, to decyzje o ruszeniu naprzód. Wszelkie podróże to tylko cutscenki.Amerzone: The Explorer's Legacy, Microids, 2025.
Doceniam wierność oryginałowi, hołd oddany klasyce itp., jednak w tym przypadku można było się pokusić o swobodne przemieszczanie się, bo nawet ograniczenie drogi niewidzialnymi ścianami byłoby mniej dotkliwe niż ciągłe animacje przejść. Tym bardziej że liniowe podróżowanie „na szynach” dotyczy również hydropłatowca – naszego klimatycznego, steampunkowego pojazdu, który odgrywa dużą rolę w opowiadanej tu historii, ale tylko symboliczną w samej rozgrywce. W wielu lokacjach zadaniem jest znalezienie dyskietki z oprogramowaniem, które zmienia hydropłat w śmigłowiec, samolot, żaglówkę czy motorówkę. Szkoda jedynie, że nasza rola sprowadza się do odtworzenia rysunku wehikułu w trzech kliknięciach – sterowanie i podróże to także prerenderowane animacje, na przebieg których nie mamy wpływu. Kiedyś było to OK, zachwycała sama grafika 3D – dziś to już trochę za mało.
Doszlifowane zagadki bez abstrakcji
Najciekawsze i najlepsze zmiany nastąpiły za to w zagadkach. Mamy tu do czynienia z chyba najbardziej klasycznymi łamigłówkami środowiskowymi, a więc z łączeniem przedmiotów. Nie ma żadnych zadań matematycznych, testów na inteligencję – wszystko polega na znalezieniu obiektów i użyciu ich w odpowiednim miejscu. Na szczęście twórcy nie wzorowali się studiu LucasArts i oszczędzili nam jakichś abstrakcyjnych połączeń – wszystko wydaje się dość sensowne. Ani nie trzeba rwać sobie włosów z głowy z powodu frustracji, ani narzekać na banalność. Są dwa poziomy trudności – w przypadku tego łatwiejszego w dzienniku pojawiają się w razie potrzeby coraz bardziej szczegółowe wskazówki.
A co do zmian – są one bardzo sporadyczne i generalnie dość trafne. W zagadkach widać też dużą wierność oryginałowi i wielu z nich nie ruszono, niemniej tam, gdzie można było coś poprawić, zrobiono to dobrze. Przykładowo przy zdobywaniu hasła do komputera w oryginale trzeba było przeszukać zebrane dokumenty oraz listy i na kartce odręcznego pisma wypatrzeć właściwy kod. W remake’u kod znajduje się w paszporcie, co pozwala szybciej i w logiczny sposób dojść do właściwej frazy. Z kolei przy końcu gry, gdy trzeba użyć pieca i formy do wytopienia czegoś z metalu albo odblokowania pewnego pomieszczenia, mamy więcej opcji i więcej przedmiotów do wytworzenia, a co za tym idzie – i więcej czynności do wykonania. Generalnie w przypadku zagadek chyba najlepiej pogodzono chęć bycia wiernym oryginałowi z koniecznymi ulepszeniami do współczesnych standardów.

Zagadki to głównie używanie przedmiotów z innymi przedmiotami.Amerzone: The Explorer's Legacy, Microids, 2025.
Na pochwałę zasługuje strannie wykonana polonizacja. Choć tylko tekstowa, wszelkie dokumenty z odręcznym pismem przygotowano w wersji polskiej, dbierając odpowiedni font. Dla wygody można też wyświetlić odręczny tekst w czytelniejszej wersji interfejsu gry. Kwestie mówione są tak sporadyczne, że można wybaczyć brak polskiego dubbingu.
Moc PS5 nie wystarcza na przełączanie slajdów
A najbardziej w remake’u zmieniła się oczywiście oprawa graficzna, tyle że... nie mogę jej pochwalić. Na screenach niby wygląda OK, widać pełne szczegółów pomieszczenia, detale, porządne tekstury, ale to tylko zasłona dymna statycznych obrazków. Grafika straszy jakimiś rozmyciami aberracji chromatycznej i innymi podobnymi filtrami, których w wersji na PS5 nie da się wyłączyć i które wyglądają po prostu źle. Poza tym wszelkie żywe stworzenia i ich animacje również pamiętają jeszcze technologię z lat 90. Lecący ptak to w zasadzie owal z wbitymi w bok płaskimi kawałkami kiwającymi się w rytm machania skrzydłami – pamiętam, że w taki sposób sam tworzyłem animacje w 3D Studio w 1997 roku.
- bogaty lore świata gry, bardzo dobrze ujęty w licznych znajdźkach i przedmiotach związanych z rozgrywką;
- wyważony poziom trudności zagadek, z których część poprawiono względem oryginału;
- przepiękna ścieżka dźwiękowa;
- oldskulowy hołd złożony oryginalnej wersji z wieloma mechanikami używanymi w latach dziewięćdziesiątych...
- ...które dziś jednak mocno irytują, zamiast budzić nostalgię;
- poruszanie się „na szynach” i brak jakiejkolwiek swobody;
- archaiczne animacje, filtry graficzne psujące wygląd scen;
- fatalna optymalizacja na PS5, notoryczne przycięcia w trybach jakości i wydajności w grze, która wyświetla tylko przygotowane wcześniej kadry.
Ale to wszystko to drobiazgi przy optymalizacji na PS5. Zarówno w trybie wydajności, jak i jakości gra tnie się niemiłosiernie praktycznie przez cały czas, gdy kamera musi się przemieszczać. Jest to trochę niepojęte, bo przecież oglądamy przygotowane wcześniej animacje, skaczemy po wyreżyserowanych lokacjach! Nic tu nie dzieje się przypadkiem, nie poruszamy się po wielkim, otwartym świecie, tylko przesuwamy jeden widok kamery po gotowych szynach. Naprawdę nie widzę żadnego powodu ani wytłumaczenia dla tak fatalnej optymalizacji, no chyba że miał to być kolejny element budujący klimat grania w latach 90., kiedy taki framerate powodował zbyt wolny, starszy model napędu CD-ROM albo procesor odstający od czołówki najnowszych modeli Pentium. Trzymam kciuki, by jakiś patch to wyeliminował, bo granie z takimi ścinkami to dziś jednak męczarnia, a nie nostalgia.

Dlaczego gra, która składa się z samych cutscenek i slajdów, tak mocno przycina?Amerzone: The Explorer's Legacy, Microids, 2025.
Tylko dla największych fanów oryginału
Biorąc pod uwagę wszystkie wady i niedociągnięcia, trudno mi polecić Amerzone: The Explorer’s Legacy komuś innemu niż największym fanom twórczości Benoita Sokala – jego komiksów i gier, zwłaszcza oryginalnej wersji jego debiutanckiej produkcji. Fatalna optymalizacja, archaiczna mechanika poruszania się czy fabuła nastawiona na zbieranie informacji zamiast przeżywania wydarzeń może dziś odrzucić nawet zagorzałych przygodówkowiczów. Jeśli jednak takie przeszkody i rozwiązania Wam niestraszne, remake zabierze Was do wyjątkowego uniwersum łączącego realny świat z mityczną krainą przy dźwiękach absolutnie przepięknego soundtracku. Mocno oldskulowa rozgrywka w Amerzone: The Explorer’s Legacy może też znaleźć swoich zwolenników, którzy dostrzegą w niej jakiś urok. Ale na pewno nie jest to gra, która spodoba się każdemu. Do państwa Amerzona najlepiej wybrać się z nastawieniem na bardzo dosłowną wyprawę w przeszłość – i do minionych wydarzeń i do historii gamingu.