autor: Piotr Lewandowski
UEFA Champions League 2004-2005 - recenzja gry
Champions League – turniej dla najsilniejszych i najmocniejszych drużyn klubowych z całej Europy. Tam poza sławą dla graczy i trenerów czekają także ogromne pieniądze, które corocznie w ogromnych sumach trafiają na konto UEFY...
Gier traktujących o tematyce piłki nożnej mamy na PlayStation 2 dość wiele. Najbardziej znane są dwie serie, mowa o Pro Evolution Soccer od KONAMI oraz bardziej popularnej, choć w moim mniemaniu zdecydowanie gorszej FIFIE. Poza tym należy pamiętać o produkcjach pokroju This Is Football, jednak na dobrą sprawę wielkiej dwójce nikt nie jest w stanie zagrozić. Dzisiejszy tytuł pochodzi właśnie od producenta tej drugiej, czyli EA Sports. Zakup nowej licencji owocuje wydaniem gry traktującej o rozgrywkach elitarnej Ligi Mistrzów, pod niemal wszystko mówiącym tytułem UEFA Champions League 2004-2005.
Czym jest Champions League wiedzą chyba wszyscy. Turniej dla najsilniejszych i najmocniejszych drużyn klubowych z całej Europy. Liga mistrzów jest tylko z nazwy, bowiem od kilku lat prawo gry w niej maja nie tylko zwycięzcy rozgrywek ligowych, lecz także drużyny z dalszych miejsc pochodzące z najsilniejszych piłkarsko państw. Tam poza sławą dla graczy i trenerów czekają także ogromne pieniądze, które corocznie w ogromnych sumach trafiają na konto UEFY. Pochodzą oczywiście od licznych sponsorów oraz przede wszystkim reklamodawców. W Champions League każdy chce grać, każdy chce do niej awansować, lecz udaje się to tylko najlepszych zespołom. Jest o co walczyć, podam dla przykładu taki fakt.
Ostatnio Juventusu Turyn oszacował straty spowodowane odpadnięciem z ćwierćfinałów po pojedynku z Liverpoolem. Wniosły one aż jedenaście milionów euro. Ne dziwi więc, że na popularności rozgrywek chce zarobić także EA Sports, zobaczmy zatem, czy będziemy chcieli firmie lekko w tym pomóc.
Nasza mała zabawa zaczyna się od wyboru zespołu, jakim chcemy grać w tym turnieju dla bogatych. Drużyn, co oczywiste, jest mniej niż w FIFIE i tutaj miłośnicy legendarnego Sensible World of Soccer poczują się srogo zawiedzeni. W sumie to może nawet lepiej, bowiem prawdopodobnie znowu czekałyby na nas niespodzianki pokroju Kazimierza na bramce Sturmu, a Olisadebe zmieniłby kolor skory niczym Michael Jackson.
W każdym razie, nasz team może pochodzić z ligi angielskiej, hiszpańskiej, włoskiej, niemieckiej lub francuskiej. Gdy już zapadnie decyzja co do wyboru, przyjdzie rozegrać pojedynek kwalifikacyjny. Nasze zwycięstwo daje nam prawo gry w fazie grupowej ligi mistrzów. Potem na dobre zaczyna się zabawa, co wcale nie znaczy, że od razu przyjdzie nam toczyć zażarte boje ze sterowanym przez konsolę przeciwnikiem. Najpierw nasz zespół trafi pod lupę prezesa, ten, jak to bywa w zwyczaju, decyduje o sytuacji finansowej klubu i ewentualnych wydatkach poniesionych na transfery. Rola gracza ogranicza się do rozegrania kilku sparingów z różnymi zespołami oraz rezerwami. Po czym zapadają często kluczowe decyzje, w stylu: dla Rasiaka mamy nową rolę kołka w płocie i już mu dziękujemy, Krzynówek zostaje, bo po prostu jest dobry. Niby taki z pozoru nieważny punkt w gameplay’u, lecz pozwalający nam opracować już jakiś schemat rozgrywki czy ustawienie oraz, co oczywiste, wykrystalizować grupę najlepszych zawodników.
Potem przechodzimy do najważniejszego, czyli wreszcie gramy na poważnie. Co istotne, nikt nie zmusza nas do monotonnego rozgrywania meczu za meczem, misje są różne. Dotyczą nie tylko rozgrywki na murawie, również czekają na nas wojaże ekonomiczne pod postacią przeprowadzania transferów czy inne atrakcje. Czasami na przykład przyjdzie zacząć spotkanie w końcowych minutach przy stanie jednej bramki „w plecy”. Zadanie dla trzymającego w ręku pada jest proste, doprowadzić do remisu, a najlepiej wygrać.
Jak to zwykle w wypadku EA Sports bywa, zalewani jesteśmy tak zwaną marketingową papką. W niej zawarto kilka pożytecznych informacji, inne wywołują jedynie uśmiech na ustach. Dla przykładu wspomnianych misji w grze ma być około pięćdziesięciu, co oczywiście liczbą szokującą zaiste nie jest. Jeśli nie wiecie, to pragnę Was poinformować od EA, że tryby to rewelacja, rewolucja i totalna nowość. Gra taka jak Acta Soccer nigdy nie istniała, a UEFA Champions League 2004-2005 to kamień milowy w branży gier komputerowych. Czy przypadkiem Panowie z EA nie mają odbiorców swoich produktów za ułomnych umysłowo?
Pomysł na scenariusze to coś bez wątpienia ciekawego i dającego nutkę orzeźwienia w skostniałym świecie EA Sports, jednak o żadnej rewolucji nie ma najmniejszej mowy.
Rozgrywkę umila kilka aspektów, przy okazji sprawiających, że wzrasta i tak już spore uczucie realizmu. Mowa tu o Talk Radio, gdzie po każdym spotkaniu możemy wysłuchać opinii słuchaczy/kibiców o postawie naszego zespołu. Jeśli pogramy w grę jakiś czas, zauważymy, że gadki zaczynają się powtarzać. To jednak oczywiste, zważywszy na fakt pojemności nośnika danych. Poczekajmy na PlaySation 3 i BluRay, wtedy EA napcha filmików oraz innego badziewia na płytę, ile się tylko da. Nowością jest bajer pozwalający stworzyć trenera. Wybieramy sobie ludka, nazywamy go dowolnym imieniem i nazwiskiem oraz ustalamy jego wygląd. Po co to wszystko? Widać go podczas meczu, gestykuluje chwilami niczym Franciszek Smuda. To tyle w kwestii scenariusza, teraz czas na co, co tygryski lubią najbardziej – gameplay.
Zgadnijcie, z jakimi uczuciami podchodziłem do tej gry? Znowu jakaś FIFA, tylko pewnie zmienili nazwę gry dla niepoznaki. Cóż, nie zaszkodzi sprawdzić, może się mylę? Zaczyna się mecz a ja w głośnikach słyszę pana Andy’ego Gray’a. Znowu? Niestety znowu, chyba już nawet wolałbym Szpakowskiego. Gdy wreszcie rozpocznie się spotkanie, widać, że sposób prezentacji spotkania różni się od tego znanego z FIFY. Na dole i na górze ekranu wyświetlają się bowiem najróżniejsze informacje, przez nazwiska graczy, statystyki, pasek kondycji. W przerwie oglądamy najciekawsze sytuacje podbramkowe, wszystko przypomina bardziej przekaz telewizyjny, coś na wzór managera, aniżeli klonu FIFY. W każdym razie cokolwiek to nie jest, pełni zapewne ukrywane zadanie dodatkowe, mianowicie chodzi o mydlenie nam oczu.
Ta gra to tylko taki specjalny patch na FIFĘ 2005. Nie dajcie się zwieść pozorom, w to się gra tak samo jak w FIFĘ, to wygląda niemal tak samo jak FIFA i ja nie mam najmniejszej ochoty znowu w to grać. Nie można było tak poczekać i dodać te wszystkie nowe scenariusze do FIFY 2006? Nie można było, jak wiemy jest licencja, tak więc jak najszybciej trzeba zrobić z niej użytek. Zmieniono tylko troszkę sposób wykonywania rzutów wolnych, chwała EA Sports za tak ogromną liczbę zmian dotyczących docelowej rozgrywki! W KONAMI zapewne by takie coś nie przeszło, tutaj wyraźnie ktoś chce po prostu zrobić nas w balon. Gameplay’a znanego z FIFY opisywać Wam chyba nie muszę. Powiem tylko, że jak dla mnie to nadal nie jest to, czego oczekiwałbym od firmy obcującej z tematem przez tyle lat.
Mimo czerpania wręcz garściami od skośnookich braci coroczne zapowiedzi EA niestety nie kończą się happy endem, ten występuje jedynie w press-packu. Jak widać na przykładzie Mandaryny, ładnie opakować i sprzedać da się dziś niemal wszystko, lecz po to macie głowy i nas, aby nie dać się nabrać. Wystarczy bowiem zadać sobie jedno pytanie, czym ma być ta gra? To nie jest i nie ma być manager, choć kilka aspektów z tego rodzaju gier zapożyczono. To nie jest też dobra gra tylko i wyłącznie do „pykania”, jest przecież o wiele lepszy Pro Evolution Soccer, a jeśli nawet on z jakichś względów nie trafia w nasze gusta, także zdecydowanie trafniejszym wyborem okaże się zwykła FIFA. Więcej drużyn, ligi, więcej rozgrywek, w nosie z tymi całymi scenariuszami.
Miałem styczność z tym tytułem także w wersji PC, ciekawi zmian? Największa z różnic między odsłoną na PS2 a tą dedykowaną posiadaczom komputerów osobistych dotyczy oprawy graficznej. Posiadacze PC przyzwyczaili się już do wysokiej rozdzielczości, dobrych tekstur, wygładzania krawędzi czy filtrowania anizotropowego. Tego z oczywistych względów na konsoli nie uświadczymy. Rozdzielczość jest niższa a i tekstury gorsze, sporą rozbieżność między oboma wersjami widać gołym okiem. Oprawa prezentuje się moim zdaniem tylko poprawnie, wydaje mi się nawet, że FIFA 2005 wygląda lepiej, o Pro Evo nie wspominając. Postacie są jakieś dziwne, ich twarze oraz fryzury mimo częstego podobieństwa do prawdziwych graczy, też rażą pewną specyfiką, robiącą przy tym dość negatywne wrażenie. Dźwięk też jest gorszy, lecz minimalnie. Odczują to tylko posiadacze dobrych kart dźwiękowych i systemów głośnikowych wielokanałowych. W sumie oprawa nawet jak tylko PlayStation 2 nie zachwyciła mnie i wszyscy dobrze wiemy, że z konsoli SONY chcący może wycisnąć naprawdę wiele.
Czy są jakieś plusy wersji konsolowej? Niskie wymagania sprzętowe, wystarczy bowiem PS2 i karta pamięci. Tak serio, sterowanie oraz zdecydowanie więcej cali. Jak dla mnie wszystkie gry arcade, piłki nożne, bijatyki, zręcznościowe, to właśnie domena maszynek podłączanych pod telewizor. O ile nie posiadamy jakiegoś pada do PC, na „czarnuli” gra się zdecydowanie lepiej. Ogólnie sterowanie przemyślano z głową, cóż jednak z tego, jeśli UEFA mnie po prostu odrzuciła.
Należy się zastanowić, co chciała nam zaoferować EA Sports. W założeniach miała to być sztandarowa i jedyna gra z licencją Champions League. Scenariusze, reklamowane szumnie jako rewolucyjne, sprawiają, że gra staje się ciekawsza, bardziej zróżnicowana i wciąga na dłużej. Tak więc, teraz tylko czekać, aż miliony sympatyków piłki nożnej poleci do sklepów po nowy super tytuł od „tych co robią FIFĘ”. Z czym wyjdą w rękach? Profesjonalnie zrobiony patch do FIFY 2005, w moim mniemaniu nie wart więcej niż 40 złotych. Tyle bowiem mógłbym ewentualnie za ten produkt zapłacić. Pieniądze są fajne dla nas z dwóch powodów, pierwszy z nich to oczywiście samo posiadanie, drugi to możliwości, jakie oferują. Napisałem przed chwilą mógłbym i tego się zdecydowanie trzymam. Jak to śpiewa doktor Kuba Sienkiewicz, „co ja robię tu, co ja tutaj robię?” Właśnie za bardzo nie wiem, tak więc najlepiej będzie, jeśli wezmę to 40 złotych i pójdę do sklepu po sok oraz chipsy, po czym zadzwonię do kumpli z zaproszeniem na partyjkę w Pro Evolution Soccer.
Piotr „Bandit” Lewandowski
PLUSY:
- scenariusze;
- dźwięk (poza komentarzem);
- licencja.
MINUSY:
- to patch do FIFY;
- grafika;
- komentarz.