Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 marca 2003, 11:53

autor: Wojciech Ząbek

Total Club Manager 2003 - recenzja gry

Kolejna sportowa pozycja pochodząca z Electronic Arts, tym razem, w odróżnieniu od np. serii FIFA, skierowana do miłośników budowana sukcesu zespołu nie własnym refleksem czy zręcznością, lecz inteligencją.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Pojawił się niemal zupełnie znikąd. Niewielu słyszało i interesowało się szerzej produkcją ze stajni EA Sports, nie dając wiary zapewnieniom, że cokolwiek może choć odrobinę zagrozić niezachwianej potędze wielkiego CM. W wirze ostatnich wydarzeń, doszło jednak do spotkania i walki gigantów. Jednak czy król spadł z piedestału, oraz czy jego potęga została zachwiana wyjściem nowej produkcji, dowiecie się za chwilę.

W dobie prawdziwego monopolu paru gier na rynku komputerowym, miło zauważyć, iż dzieje się coś pozytywnego z zamiarem przejęcia schedy po najlepszej produkcji. Na dzień dzisiejszy pozycje FIFA czy CM są bardzo pewne, ale nareszcie na niebie widać oznaki podjęcia walki przez inne wytwórnie!

Podobnie ma się rzecz, z opisywanym przeze mnie dziełem TCM 2003. Jest to z pewnością najlepszy zwrot ku opisanemu wyżej zjawisku. Może jeszcze trochę drogi przed twórcami z EA, jednak najtrudniejszy etap już pokonali i jestem pewien, że jeśli zdecydują się na kontynuowanie corocznie tego cyklu, mają bardzo wielkie szanse na ostateczny sukces.

Pierwszą rzeczą, z którą możemy się zapoznać już na samym początku gry jest efekt pracy researcherów z wielu krajów i fakt co zmajstrowali w wszelakich danych klubowych i poszczególnych piłkarzy. Sami zawodnicy są określeni znakomicie, nie ma informacji która mogłaby wymknąć się twórcom, gdyż zadbano nawet o takie aspekty jak pseudonim gracza i jego status małżeński. Gorzej jest już z samymi działaczami i całą trenerską otoczką. Tu sytuacja ma się diametralnie inaczej i niejednokrotnie pukniecie się w czoło, obserwując sztaby szkoleniowe największych klubów świata. A klubów jest wiele, oj bardzo wiele... Do wyboru mamy mianowicie 34 ligi światowe z tymi najlepszymi na czele: Serie A, Bundesliga, Premiership etc. jak i wieloma skromnymi, np. naszą rodzimą polską.

Uwagę zwraca fakt posiadanej licencji. Twórcy nie mogąc zdobyć najwyraźniej wszelkiego pozwolenia wypuścili produkt, w miarę postronny. Przykładowo liga angielska jest pełna milutkich bajerków i przedobrzeń. Prawdziwe loga klubów, idealnie odwzorowane stroje [nawet na skarpetkach graczy widać emblematy zespołu!] i piękne stadiony. Krótko mówiąc ideał znakomitości. Do drugiej grupy należą zaś ligi pół-średnie, czyli takie gdzie emblematy są jak najbardziej prawdziwe, ale same ubrania zgadzają się tylko kolorystycznie [a i to nie do końca], jak choćby Bundesliga. Najsłabszą ‘elitę’ tworzy zaś, np. hiszpańska Primera Division, gdzie nie postarano się nawet o logo klubowe i dziwne uczucie ogarnia gracza, gdy widzi po objęciu Realu Madryt czarno-białą plakietkę. Szkoda słów, ale skoro jedna z najlepszych lig świata, mająca mnóstwo światowych gwiazd nie jest nawet cieniem dobrze wykonanej pracy, to chyba nie można mówić otwarcie o dobrej robocie panów z EA?

Co prawda w grze dostępny mamy edytor, jednakże dodatkowa praca mająca na celu poprawienie tak dużej ilości informacji, nie każdemu graczu przypadnie do gustu. Może za jakiś czas ujrzymy dodatki i dzieła fanów gry, poprawiające rzeczy, na które twórców bez licencji nie było stać. Jednak panom z EA należy się nagana. Nie wierzę, że załatwiając wszelkie formalności z Premiership, nie można się było postarać o trochę więcej na innych frontach.

Swoistą innowacją i ciekawym aspektem jest sam sposób przedstawienia spotkania. Dotychczas twórcy gier porywali się na oddanie wyłącznie jednego z dwóch utartych schematów: albo komentarz meczowy, albo przedstawienie graficzne. Jeśli nawet decydowali się na dwa rozwiązania to wychodziło to gorzej niż źle i mieliśmy okazję ujrzeć, jak nie powinno się robić piłkarskich managerów. Tymczasem sprytne zagranie EA Sports, polegające na wykorzystania silnika Fify 2002 zdaje nam perfekcyjnie sytuację meczową. Gracz ma do wyboru podgląd meczu właśnie w trybie graficznym [cały mecz], za pomocą komentarza meczowego [najciekawsze akcje drużyn], a dla mniej cierpliwych udostępniono od razu końcowy wynik.

Śledząc grę naszych zawodników w trybie graficznym zdumiewa cała otoczka rozgrywanego spotkania. Tysiące fanów komentujących każde wirtualne kopnięcie naszych pupili, piękne strzały, bramkarskie parady i ogólne wrażenie piłkarskiego święta. Zawodnicy od postawienia pierwszego kroku na murawie, do czasu zejścia z niej, są naszymi podwładnymi i spełniają każde polecenie taktyczne, o którym wspominaliśmy na przedmeczowej odprawie. Gra pressingiem, z tworzeniem pułapek ofsajdowych czy kontratakami. Miło oglądać w akcji swoją wizję drużyny, spełniającej nasze wszelakie polecenia. Ponadto mając – jak na trenera przystało – stalowy głos, możemy podczas meczu dawać zawodnikom wskazówki. I tak jeśli gracz X zapomni się i będzie biegł na przysłowiowego sępa, krótka reprymenda w stylu ‘pass’ czy „shoot” powinna przywrócić mu spokój psychiczny, a jak często bywa, wskazania szkoleniowca są cenne. Cenne na tyle, że wskazówka zakończyć się może pięknym golem naszej ekipy, bądź - w gorszym przypadku – zabójczą kontrą przeciwników. Jedyna rzecz, która nie przypadła mi jednak do gustu i znacząco szarpała nerwy to swoista ‘ucieczka’ zawodników w sytuacjach, gdzie powinno się o piłkę jak najbardziej walczyć do ostatniego tchu. Wyobraźcie sobie scenę, podczas której piłka leci na pole karne przeciwnika. Walczących o nią piłkarzy dzieli najwyżej pół metra. Czemu zawsze zdarza się jednak tak, że atakujący cofa się schematycznie w kierunku własnej bramki, a broniący spokojnie ją przejmuje? Przecież powinno dojść do ostrego starcia, nawet faulu! Tymczasem widzę że panowie gracze, wyznają dżentelmeńską ideę życia, polegającą na nie zrobieniu jakiejkolwiek krzywdy bliźniemu.

Skoro już o faulach mowa, to należy wspomnieć, że te wahają się w niesamowicie minimalnej ilości. Śmiem nawet stwierdzić, że w tej grze ten rodzaj zahamowania szarży przeciwnika chyba całkowicie wyginął. Gra jest tak czysta, że niejeden proszek do prania mógłby pozazdrościć. Sędzia o wręczaniu kartek nie zapomniał, bo przecież nawet nie ma okazji, aby ich wręczać. No ja przepraszam bardzo, ale chyba coś tu jest nie tak...

Drugą możliwością śledzenia rozwoju meczu jest komentarz meczowy. Jednak stoi na żenująco niskim poziomie, w porównaniu z niezawodnym CM i ogranicza się do opisania jedynie kilku sytuacji bramkowych w ciągu meczu. Nie można zaprzeczyć, że ilość komentarzy dostępnych w produkcie trochę zawodzi. Mimo wszystko i tu znajdziemy wiele ciekawych aspektów, jak choćby ładną tablicę wyświetlającą nam wyniki z innych stadionów i ich strzelców. Przedstawiono to w formie tak miłej dla oka, że nie bacząc na przebieg gry mojej drużyny, obserwowałem częściej tą ciekawostkę. Dodatkowo interesująca jest możliwość rozmowy z piłkarzami w trakcie meczu. Jeśli nie podoba ci się gra jednego z nich lub choćby jesteś zadowolony z postawy innego to w chwilach przerwy możecie ze sobą podyskutować i zmusić do jeszcze lepszej gry. A wiadomo, że pięć minut w cztery oczy może niekiedy wydusić z piłkarza ostatnią, głęboko ukrywaną rezerwę sił [Zbyszek k****, graj podaniami do cholery, bo wypłaty nie będzie! ****].

Największą wadą zabawy podczas samego grania jest realizm, który stoi na niezwykle niskim poziomie. Nieraz dochodzi do sytuacji, że w grze znacznie niżej notowany przeciwnik spuszcza tęgie lanie światowym potęgom. Ponadto opcja klauzul transferowych także nie napaja optymizmem. Nietrudno sprzedać własnych, przeciętnych graczy za niesamowicie sporą sumę [jak na ich zdolności], a za uzyskane pieniądze sprowadzić do drużyny 5-6 niesamowitych zawodników. Tu znacząco widoczny jest syndrom znany nam z wszystkich odsłon Fify, gdzie zaplecze transferowe nie jest nazbyt dobrze dopracowane. Możliwość zakupu graczy i ich sprzedaży nie napaja optymizmem i w porównaniu z wielkim konkurentem – CM – wypada strasznie blado.

Jedyne co przypadło mi do gustu podczas sprzedaży/wymiany zawodników to sytuacja w jakiej się to wszystko odbywa. Nasza sekretarka umawia nas mianowicie z kontrahentem w ekskluzywnej restauracji, gdzie dochodzi do wymiany poglądów i podpisywania wszelkich kwitków. No i dodatkowo czasem może uda nam się wymknąć niepostrzeżenie z lokalu, a za obiadek zapłaci manager konkurencyjnego zespołu.

Gracze i ich parametry zostały oddane w znacznym zminimalizowaniu. Jakoś dziwną pustkę czuję po ujrzeniu ich statystyk, wiedząc jak zostało to rozwiązane w CM. Sytuacja przedstawia się tu mianowicie tak, iż teraz przypomina to raczej układanie puzzzli, niż faktyczne przypasowywanie pozycji zawodnikowi. Każdy z nich jest określany na podobieństwie gry RPG, gdyż ma łączną ocenę, która pokazuje jak spisuje się na danej pozycji. I tak np. wiemy, że lepiej wystawić go w ataku, gdzie ma notę 9.1, niż przesunąć do obrony, gdzie jego ocena waha się ciągle w granicy 6.3. Krótko mówiąc nie trzeba długo się namyślać i szukać odpowiedniej pozycji dla gracza. Komputer robi to praktycznie za nas. A szkoda bo zabiera to z pewnością sporą frajdę z gry i niejeden z nas zapewne lubi eksperymentować znacząco z pozycjami dla swych podopiecznych.

Jednakże sami zawodnicy wiedzą o swoim miejscu w szeregu. Mimo że wielu jest wiecznymi malkontentami to mimo wszystko, czasem pójdą nam na ugodę, by nie zaszkodzić swej piłkarskiej karierze. I tak, jeśli wystawimy kogoś na listę transferową, a po zawodnika przez jakiś czas nie zgłoszą się chętni to jest on w stanie odejść nawet do znacznie słabszego klubu, aby mieć szansę gry w podstawowym składzie. Miła opcja nieprawdaż? Jednak piłkarze żyją tu swoim własnym życiem! Żenią się, mają swoje nałogi i ludzie zachcianki – naprawdę niejednokrotnie zaskoczyli mnie swymi oświadczeniami/decyzjami. Kupno nowego samochodu, ślub etc. ma tu wielki wpływ na wzrastanie morale. A skoro rosną, to oczywiście mogą też maleć przez krytykę prasy, zbyt łaskawe potraktowanie zawodnika, który znacząco naruszył regulamin zespołu itd. Nie mogę tego określić inaczej, niż prawdziwym życiem, z pozoru zwykłych kopaczy. Z managera zrobiła nam się niemal odsłona The Sims, a takie sytuacje jak przyłapanie sportowca na paleniu papierosów i konsekwencjach finansowych tylko pobudzają tą, jakże miłą opcję. Naprawdę kolosalne wrażenie robią te sceny, które i nas w życiu nie omijają, a wymienione wyżej to oczywiście tylko mała kropla w wielkiej studni. Co tu jeszcze mówić? To po prostu trzeba przeżyć.

I powoli dochodzimy do najjaśniejszych trybów TCM’a, a mianowicie przerażająco dużej liczby opcji. Tak to prawda. W tej kategorii nikt nie może się równać z dziełem EA, gdyż to co ujrzałem zdecydowanie bije inne managery na głowę. Każda mniejsza lub większa opcja sprowadza się do kolejnych i kolejnych. Niełatwo wymienić wszystko co na nas czeka w grze. Spotkamy się tu z tym, czego brakuje innym managerom, a mianowicie pełną swobodą i rolą nie tylko trenera ustalającego skład, ale także osoby, odpowiedzialnej za całe funkcjonowanie drużyny piłkarskiej. Przykładowo możemy rozbudowywać stadion, budować nowe trybuny czy ustalać ceny biletów. Także rozdział stref gdzie mają zasiąść kibice lokalni i przyjezdni spada na nasze barki. Przykładem polskich klubów możliwa jest też opcja sprzedania nazwy stadionu i wydzierżawienie tego pola dla sponsorów. Oczywiście zyski z tego zawsze będą, a po jakimś czasie kontrakt wygasa. Wymienione przeze mnie opcje wahają się tylko w tych, które dotyczą samego stadionu. Pomyślcie sobie więc ile bajerków kryje jeszcze ta gra, w której po długim czasie rozgrywki, odkrywa się wciąż nowe kontynenty.

Na szerszą uwagę zasługuje też dostępny tryb treningowy. Dawno nie spotkałem się z tak miłym rozwiązaniem na tym polu i dodatkowo tak przystępnym dla każdego gracza. Naszym graczom przydzielić możemy tryb ćwiczeń na cały tydzień, z podziałem na konkretną porę dnia. Od świtu do obiadku trochę biegania, a później już tylko sparingi i siłownia. Zwracanie uwagi na wybranego piłkarza i jego poczynania oraz specjalne tygodniowe treningi nastawione pod daną kategorię [np. fitness].

Taktyki – same w sobie oddano dobrze i do wyboru dano już te najbardziej rozpowszechnione, od 4-4-2 zaczynając, a na moim ulubionym 3-5-2 attacking kończąc. Sami możemy również stworzyć własne wizje ustawienia drużyny na boisku i przydzielać mnóstwo poleceń całej drużynie, jak i pojedynczym jednostkom. Gra pressingiem, z pominięciem drugiej linii czy też bardzo ciekawe posunięcie, zwane przeze mnie ‘mydleniem oczu’. Polega mianowicie na możności wypowiedzenia zawodnikom, że nadchodzący mecz jest najważniejszym w całym sezonie i znacznym podbiciu premii za zwycięstwo. Piłkarze na pewno przyłożą się bardziej do nadchodzącej próby ich umiejętności i dadzą z siebie wszystko. Jednak wszystko ma swoje minusy, a taka deklaracja nie jest nam możliwe do złożenia przed każdą ligową kolejką, a tylko raz na sezon.

Jeśli jedna z zawartych w grze opcji wydaje ci się jednak za trudna, bądź nie chcesz tracić na nią swego czasu, a poświęcić go robieniu kariery i na udzielanie wywiadów, to nic nie stoi na przeszkodzie. W każdej chwili możemy ustąpić z danego pola i zlecić opiekę daną kwestią swemu asystentowi. On już pokaże, że praca mu u nas miła i postara się nas godnie zastąpić.

W recenzji jak zapewne zauważyliście nie zabrakło odnośni do wszechobecnego Championship Managera. Tytuł braci Collyer zrobił jednak tyle, dla tej kategorii gier i dotychczas nie miał sobie równych, że nie mogło się bez tych porównań obejść.

I z miłym akcentem mogę zakończyć tę recenzję Total Club Managera 2003. Jest to na dzisiejszy dzień, największy rywal dla CM, przebijający go nawet zdecydowanie w niektórych aspektach. Ma co prawda swoje drobne usterki, ale koryguje to spora grywalność i żądza gry, sącząca się litrami z monitora! Z pewnością jest warty szerszego zainteresowania, gdyż wnosi wiele do rodziny sportowych managerów.

Śmiało mogę stwierdzić, iż Total Club Manager 2003, jest jedynym managerem który nareszcie przełamał pewne schematy i ukazał braciom Collyer, że powinni się bardziej przyłożyć do produkcji swych następnych, niemal identycznych klonów Championship Managera. Praca zespołowa drużyny EA Sports wyszła więc wszystkim na dobre!

Wojciech „Zombie” Ząbek

Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.