UFC Undisputed 3 Recenzja gry
autor: Marcin Serkies
To nie jest sport dla słabych ludzi - recenzja gry UFC Undisputed 3
UFC Undisputed 3 to jedyna dostępna gra oferująca możliwość toczenia pojedynków w formule MMA, w ramach najbardziej znanych federacji tego sportu – Ultimate Fighting Championship i PRIDE. W naszej recenzji sprawdzamy czy również najlepsza.
- tryb PRIDE i nowe kategorie wagowe;
- poprawa systemu walki, nowe animacje, nowe techniki;
- najdokładniejsze – jak do tej pory – odwzorowanie UFC;
- multum filmików, wywiadów z zawodnikami, fragmentów walk.
- niedopracowany system poddań;
- nadal kulejące animacje;
- ciągły brak Strikeforce’a, szczególnie kobiecego.
Miłośnicy gier wideo traktujących o formule MMA nie są zbytnio rozpieszczani. Owszem, na rynku można znaleźć kilka przyzwoitych tytułów podejmujących tę tematykę, jednak naprawdę dobre produkcje tego typu nie zdarzają się, niestety, zbyt często. Zaczęło się dobrych kilka lat temu od prób cienkich jak rosół na wodorostach. Później w krótkim czasie wyszły trzy warte uwagi pozycje: dwie odsłony cyklu UFC wydane przez THQ oraz EA MMA Elektroników. Każda z nich miała swoje wady i zalety, każda miała fanów, umiarkowanych zwolenników i przeciwników. Obecnie, od premiery UFC Undisputed 3, niekwestionowanym mistrzem jest kolejna część serii studia Yuke’s.
Chociaż twórcy nie postawili na rewolucyjne zmiany, tytuł jest na tyle inny od poprzedniego, że dla każdego fana MMA automatycznie stanie się pozycją obowiązkową. Dodanie dwóch kategorii wagowych – piórkowej i koguciej – oraz dorzucenie organizacji PRIDE daje mu potężnego kopa. Nawet jeśli konkurencja w niedługim czasie przedstawi jakąś kontrę, ciężko będzie to przebić.
Każdy chce, nie każdy może – kariera
Wszystko zaczęło się w 1993 roku. Turniej UFC miał odpowiedzieć na pytanie „kto jest lepszy w bezpośredniej rywalizacji – bokser czy karateka”. W pierwszych galach wzięła udział zbieranina fajterów reprezentujących różne kategorie wagowe i style walki, jednak to widoczny na zdjęciu Royce Gracie wygrał debiutancką imprezę. Ten niepozorny facet udowodnił, że nie trzeba być ogromnym i silnym, żeby pokonać każdego.
UFC to w tej chwili największa – na pewno pod względem finansowym – organizacja zajmująca się starciami w formule MMA. Czego by zawodnicy zrzeszeni poza nią nie mówili, każdy chce tam walczyć. Poziom jest naprawdę wysoki, wymagania ogromne, ale i pieniądze nie najgorsze. Niestety, aby dostać się na górę drabiny, trzeba zacząć wspinaczkę od jej najniższego szczebla. Identycznie jest w UFC Undisputed 3. Niezależnie od tego, czy poświęcimy czas i stworzymy własnego zawodnika, czy skorzystamy z któregoś z gotowych fajterów, karierę rozpoczniemy na samym dnie, gdzie pieniądze nie są zbyt wielkie, ale i przeciwnicy nie należą do trudnych. Korzystając z całkiem celnych rad Mike’a Goldberga, rozpoczynamy mozolną podróż na szczyt, która w efekcie doprowadzi nas do starć w barwach lepszych federacji, PRIDE i UFC. Celem całego trybu kariery jest nie tyle zdobycie pasa mistrzowskiego – najlepiej w kilku kategoriach wagowych – co dostanie się do tak zwanej Hali Sław UFC – wirtualnego miejsca, do którego trafiają najlepsi i najbardziej zasłużeni dla organizacji zawodnicy.
Droga do sukcesu nie jest łatwa. Zawodnicy, których znamy z gal UFC, ci najlepsi, żyją według cyklu ETS (Eat-Train-Sleep czyli jedzenie-trening-sen). W grze nie ma oczywiście mowy o diecie czy spaniu, koncentrujemy się wyłącznie na treningu. Możliwości rozwoju naszego bohatera jest naprawdę sporo. Ćwicząc, czyli realizując jedną z kilku dostępnych minigier, podnosimy zarówno bazowe statystyki, jak i umiejętności czysto bojowe. Oprócz tego należy jeszcze brać udział w obozach treningowych, gdzie uczymy się nowych ciosów i doskonalimy te, które znamy, oraz (chociaż nie jest to konieczne) ustalać plan gry na kolejną walkę. Ta ostatnia opcja pozwala, po spełnieniu określonych założeń, uzyskać dość znaczący wzrost statystyk na czas następnego pojedynku. Niekiedy, szczególnie gdy walczymy z lepszymi od nas oponentami, może to zdecydować o wygranej.
To wszystko wzbogacają elementy związane z zarządzaniem sponsorami oraz zmianą wyglądu zawodnika. W tym drugim przypadku nasze działania sprowadzają się do ubrania podopiecznego w ciuchy, które już odblokowaliśmy i które nam się podobają, oraz ustalenia, jak ma się zachowywać przy wchodzeniu na ring, jaka ma grać przy tym muzyka i jaki banner ma być wywieszany za jego plecami podczas prezentacji. Może się to wydawać mało ważne, ale w kwestii tak zwanej (i mocno ostatnio nadużywanej) immersji jest niezmiernie istotne.
„Let’s get it on”
Tak jak w znanym porzekadle wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak w UFC Undisputed wszystkie nasze wybory wcześniej czy później prowadzą do klatki bądź na ring. Zanim jednak z ust sędziego padną słowa rozpoczynające pojedynek, doświadczymy tego, co sprawia, że gale UFC (a kiedyś PRIDE) ogląda się z taką przyjemnością. W grze nie zabrakło bowiem żadnego elementu oprawy emitowanych w telewizji pojedynków, poza wywiadami z zawodnikami. Są efektowne wejścia na ring, są dziewczyny pokazujące tablice z numerem rundy, są znani sędziowie. Nie brak również doskonałych zapowiadających oraz świetnego komentarza w wykonaniu duetu Goldberg i Rogan (w przypadku UFC) lub Rutten i Quadros (w PRIDE). Można by jeszcze wymieniać i wymieniać, ale nie ma to chyba większego sensu. Dość powiedzieć, że pieczołowitość w oddaniu klimatu MMA najwyżej klasy nie kończy się na oprawie pojedynków.
Same walki to jeden wielki majstersztyk – z małym wyjątkiem, o którym za chwilę. Już sama prezencja zawodników zasługuje na pochwałę. Już w poprzedniej odsłonie wypadli świetnie, a teraz jest jeszcze lepiej. Nie ma problemu, żeby rozpoznać każdego z ponad 150 dostępnych fajterów. Nie tylko wyglądają oni tak jak w rzeczywistości, ale i podobnie walczą. Możemy być zatem pewni, że stając w szranki Mattem Hughesem, będziemy pełnić rolę worka, który były mistrz rzuci na matę, kiedy tylko będzie chciał. Podobnie walka z Nickiem Diazem gwarantuje, że twarz wojownika, którym sterujemy, okaże się poletkiem radośnie uprawianym przez precyzyjne ciosy starszego ze słynnych braci. Dla fana MMA każdy pojedynek w UFC Undisputed 3 to wrażenia porównywalne z oglądaniem prawdziwej gali.
Animacje nadal trochę kuleją, co szczególnie rzuca się w oczy na powtórkach. Pot na zawodnikach wciąż nie wygląda tak dobrze jak w konkurencyjnym produkcie Elektrowników, ale ogrom pracy włożony w poprawę tego istotnego elementu gry, zasługuje na pochwałę. Dodano nie tylko nowe ciosy, nowe animacje, ale też nowe możliwości prowadzenia potyczki. Nie chodzi tylko o szansę zakończenia jej poprzez ciosy w nogi czy duszenie w stójce. Arsenał dostępnych ruchów, zarówno defensywnych, jak i ofensywnych, poszerzono tak znacznie, że każdy może walczyć w takim stylu, jaki mu się podoba.
Nowe, lepsze, ale nie doskonałe poddania
Co ważne, w końcu da się bez problemu zwyciężać za pomocą poddań. Stworzono w tym celu nowy system, który z grubsza polega na zabawie w kotka i myszkę za pomocą dwóch kółek. Utrzymując odpowiednio długo swoje kółko na kółku przeciwnika, wykonujemy technikę do końca i wygrywamy walkę. Super, bo wcześniejsze kręcenie gałką nie sprawdzało się, moim zdaniem, zupełnie. Teraz na wynik mają wpływ nie tylko umiejętności zawodnika, ale też jego zmęczenie, obicie i ogólne samopoczucie. Niestety sposób prezentacji tego elementu całkowicie wybija gracza z rytmu. Pole, na którym toczy się minigra, zasłania nam widok i nagle przestajemy kontrolować zawodnika, a kontrolujemy kropkę. Poddania bolą, niektórzy – jak moja małżonka – bledną na sam widok niektórych dźwigni – tu niestety nie czuje się tego kompletnie.
Mimo wad systemu poddań da się w końcu wygrać w taki sposób, w jaki się chce, o ile opanowało się sterowanie. Z tym początkowo jest dość ciężko. W grze wprawdzie istnieje samouczek, ale co innego ćwiczenie jednego i tego samego ruchu na sucho, a co innego wykorzystywanie go w prawdziwej walce. Potrzeba po prostu czasu, aby początkowe gorączkowe wciskanie spustów i przycisków zamienić w przemyślane działanie. Dzięki treningowi zaczynamy walczyć rozważniej, lepiej kontrolujemy zawodnika, a co za tym idzie, możemy wygrywać z bardziej wymagającymi przeciwnikami. Uwierzcie mi na słowo albo sprawdźcie sami – początkowe zwycięstwa w trybie kariery przychodzą z łatwością, niezależnie od tego, co robimy, jednak im lepsi przeciwnicy, tym więcej gra od nas wymaga, a to akurat – jak dla mnie – spory plus.
Co ważne, kilka dostępnych poziomów trudności, a także opcja łatwiejszej kontroli walki w parterze oraz wierniejszej symulacji zmęczenia pozwalają dostosować grę do potrzeb użytkownika na praktycznie każdym poziomie. Dzięki temu – obojętnie, czy chcesz młócić w klawisze jak popadnie, czy grać taktycznie, UFC Undisputed 3 pozwoli Ci na to.
Nie samą karierą człowiek żyje
Ten człowiek to Anderson Silva (31 wygranych, 4 przegrane walki), którego postać widać również na okładce gry. Aktualnie jest on najdłużej noszącym pas mistrzem w całej historii UFC. Zdobyty w 2006 roku (po walce z Richem Franklinem) tytuł mistrza wagi średniej należy do niego po dziś dzień. Czternaście wygranych starć z rzędu, dziewięć obron tytułu to sytuacja na koniec lutego. Może ona ulec zmianie 16 czerwca, kiedy Silva stanie po raz drugi do pojedynku z Chaelem Sonnenem. Poprzednio wygrał, a u Sonnena wykryto niedozwolone substancje. Teraz będzie walczył u siebie, w Brazylii, więc pewnie skończy się jak zwykle i mistrz będzie miał na koncie dziesięć udanych obron tytułu.
Tryb kariery to zabawa na całkiem długi czas, ale przechodzenie jej kilkakrotnie może trochę znuzyć. Na szczęście w UFC Undisputed 3 dostępne są również inne opcje. Ja osobiście najbardziej cenię tryb pozwalający na odtwarzanie historycznych pojedynków. Są tego dwa główne powody. Pierwszy to doskonała możliwość nie tylko przypomnienia sobie tych walk ale i obejrzenia (po wcześniejszym odblokowaniu) skrótów wraz z komentarzem. Drugi to świetny trening przed podjęciem wyzwań na wyższych poziomach trudności. W tym wariancie gra wyznacza nam konkretne cele – np. sprowadzić rywala do parteru w ciągu minuty, zdobyć pozycję boczną w sześćdziesiąt sekund, trafić przeciwnika sześć razy łokciem w głowę w stójce – i tak dalej. Określone zadania – i konkretne nagrody za ich zrealizowanie – pozwalają uczyć się technik, które następnie stosuje się w innych trybach. Dla mnie bomba: świetna rozrywka plus nauka owocująca podczas dalszej zabawy z grą.
Nie zabrakło oczywiście możliwości przeprowadzenia pojedynków dwóch wybranych zawodników, stworzenia własnego turnieju (w którym obrażenia otrzymane w jednej walce przechodzą dalej), prób zdobycia pasa każdym dostępnym zawodnikiem i prób obrony pasa fajterem, którym już dane trofeum zdobyliśmy. Gdy dołożyć do tego tryb multiplayer, rozrywki jest na dziesiątki – jeśli nie setki – godzin. A przecież można też siąść przed telewizorem ze znajomymi i pograć klasyczne jeden na jednego, wystarczą do tego dwa pady.
Trzeba wiedzieć, kiedy z ringu zejść...
Są rzeczy, których w grze nie uświadczymy. Widoczny na zdjęciu Nick Diaz stoczył niedawno pojedynek z Carlosem Conditem. Decyzją sędziów – moim zdaniem słuszną – przegrał. Wkurzyło go to i w ostrych słowach stwierdził, że kończy z tym sportem, że ma dość, bo przecież był lepszy. Nawet, gdyby był i tak by przegrał, bo przeprowadzone po walce testy wykazały w jego organizmie marihuanę – niedozwoloną w UFC.
W morzu zalet jest też oczywiście kilka wad. Wspomniałem już wcześniej o słabych animacjach. Kiepsko sprawdza się również automatyczne tworzenie filmików wskazujących najlepsze fragmenty naszej walki. Z jednej strony to świetny dodatek, ale czas potrzebny na stworzenie powtórki jest zdecydowanie za długi. Również wspomniany system poddań, o niebo lepszy niż w poprzedniej części, nadal niestety nie jest tym, czego oczekuję od gry traktującej o MMA. Do doskonałości mu daleko.
Podsumowując, UFC Undisputed 3 to dla fanów MMA pozycja obowiązkowa i większość z nich będzie z gry zadowolona. Dla tych, dla których ten sport jest w miarę nowy, ale są go ciekawi, „trójka” może okazać się świetnym wprowadzeniem – a to za sprawą ogromnej ilości filmów pokazujących różne aspekty tej „zabawy”. Zatem niezależnie, czy czekasz na pojedynek Robert Burneika – Marcin Najman, a nie wiesz, na jakiej gali będą walczyć, czy też oglądałeś z wypiekami końcówkę starcia Sanchez vs. Ellenberger, jest to pozycja dla Ciebie. Dostarczy rozrywki na długo dzięki zróżnicowanym trybom zmagań i ogromnej liczby dostępnych zawodników.