autor: Szymon Liebert
Stacking - recenzja gry
Stacking to przygodówka w świecie zamieszkałym przez matrioszki. Czy gra, której opis brzmi jak primaaprilisowy żart, może nas zainteresować?
Double Fine robi jedne z najoryginalniejszych, najzabawniejszych i najbardziej uroczych gier, które przy okazji są dość drętwe od strony rozgrywki i przeważnie nie sprzedają się najlepiej. Po przejściach z pewnym wydawcą oraz niezbyt dużej popularności ostatniego projektu Tim Schafer, szef dewelopera i branżowy komediant (w pozytywnym znaczeniu tego słowa), postanowił zmienić taktykę i wpisać się w boom na mniejsze produkcje, rozprowadzane kanałami dystrybucji cyfrowej. Producent znany z nienagannego poczucia humoru podzielił swoją ekipę na niewielkie zespoły i zmusił do nadludzkiego wysiłku intelektualnego (Schafer to także tyran i megaloman), jakim niewątpliwie jest opracowanie nie jednej, ale kilku perełek, które zachwycą graczy. Pierwszym owocem tego systemu był prześliczny, ale nużący Costume Quest. Drugą propozycję poznaliśmy kilka tygodni temu – Stacking to przygodówka w świecie zamieszkałym przez matrioszki.
Charlie Blackmore jest najmniejszym chłopcem w matrioszkowym uniwersum i chyba odrobinę cierpi z tego powodu. Wszyscy wiemy, jak bardzo rzeczywistość daje się we znaki osobom odstającym od przeciętności. Jakby tego było mało, los poddaje zadziornego i nieustraszonego młodzieńca próbie. Jego rodzeństwo oraz ojciec zostają porwani i zaprzęgnięci do nieludzkiej pracy u złego Barona. Charlie wyrusza im na ratunek i szybko odkrywa, że skromne gabaryty są tak naprawdę ogromną zaletą. Wskakując do innych mieszkańców świata, dzieciak przejmuje ich właściwości i zdolności. I właśnie w ten sposób radzimy sobie ze wszystkimi przeciwnościami.
Przygoda Charliego została podzielona na kilka stref, które możemy swobodnie eksplorować w poszukiwaniu zabawnych detali, zagadek i nowych lalek, które przy okazji kolekcjonujemy. Najważniejszym elementem rozgrywki są tak zwane wyzwania, czyli sytuacyjne zagwozdki, którym musimy sprostać, aby rozwinąć fabułę. Przeważnie ratujemy kogoś, staramy się zwrócić czyjąś uwagę lub po prostu rozrabiamy. Łamigłówki najczęściej dają dostęp do szczególnie rzadkich postaci o największej mocy sprawczej. Żeby przerwać strajk dzieci pracujących przy wydobyciu węgla, potrzebujemy trzech notabli z zarządu kolei. Kapitan statku wycieczkowego zakończy rejs tylko wtedy, gdy zmuszą go do tego czterej najważniejsi pasażerowie. Zebranie całego zestawu tematycznych babuszek pozwala zakończyć daną scenę i ruszyć dalej.
Ekipa studia Double Fine wpadła na naprawdę prosty i ciekawy pomysł na to, jak zagospodarować mnogość dostępnych lalek i ich zdolności, a jednocześnie połączyć gusta osób kręcących nosem na wysoki poziom trudności i miłośników wyzwań. Zagadki da się bowiem rozwiązywać na kilka sposobów. Po odkryciu pierwszej metody gra pokazuje, ile jeszcze wariacji przewidziano – w tym momencie możemy głowić się dalej nad pozostałymi opcjami lub po prostu kontynuować opowieść i ewentualnie wrócić do danej zagwozdki w przyszłości. Jednocześnie produkcja nie wywiera na gracza żadnych nacisków, więc miłośnicy spokojnego eksplorowania świata nie muszą się spieszyć.
Po co męczyć się z kolejnymi rozwiązaniami tej samej zagadki, skoro wystarczy jedna odpowiedź? W nagrodę za odkrycie każdego sposobu otrzymujemy dostęp do nowej lokacji, w której zwykle kryją się trudno dostępne lalki do kolekcji. Zebranie wszystkich jest wymagane do zaliczenia osiągnięcia/trofeum, ale tak naprawdę poszukiwania przynoszą bardziej uniwersalną satysfakcję. Poszczególne matrioszki dysponują bowiem zabawnymi, często zresztą zupełnie nieprzydatnymi zdolnościami, a także rzucają rezolutne komentarze na temat rzeczywistości. Przeczesywanie lokacji i wykonywanie dodatkowych wyzwań (tzw. hi-jinks) jest więc dość radosną aktywnością, która właściwie podwaja czas, jaki spędzamy z grą. Ukończenie przygody w najbardziej podstawowej wersji zajmuje około 4-5 godzin, ale żeby odkryć wszystkie atrakcje, potrzeba co najmniej drugie tyle.
Świetny pomysł na rozgrywkę został powiązany zabawnymi przerywnikami filmowymi, odwołującymi się do kina niemego. Czasami scenki są trochę przydługie, ale to już wina obranej konwencji. Podczas samej rozgrywki zwiedzamy kolorowe lokacje, wypełnione dziesiątkami różnych matrioszek i detali. Świat Stacking jest połączeniem środkowoeuropejskiej rzeczywistości międzywojennej z fantazją deweloperów. W związku z tym porządnie odziani dżentelmeni i wystrojone damy paradują na tle elementów wyposażenia wykonanych przykładowo z ogromnych widelców. Autorzy w humorystyczny sposób traktują tematy zarówno błahe, jak i śmiertelnie poważne – od puszczania bąków czy bekania aż po wyzyskiwanie taniej siły roboczej, jaką są dzieci. Ciekawe jest to, że w każdej produkcji studia Double Fine – Psychonauts, Brutal Legend, czy Costume Quest – bardzo silnymi motywami są: rodzina (a w szczególności rodzeństwo) oraz dzieciństwo.
Tim Schafer i Lee Perry, pomysłodawca gry o matrioszkach, kokietowali dziennikarza w jednym z wywiadów, że w Stacking użyto tylko jednego modelu postaci (w końcu lalki różnią się jedynie rozmiarami i teksturami), co pozwoliło znacznie obniżyć koszt produkcji. Żarty żartami, ale Stacking naprawdę mógłby być lepszy od strony graficznej. Na szczęście wynagradza to przyjemna dla oka stylistyka i klimatyczna muzyka (o ile tylko lubimy klasycznie brzmiące brzdękanie na pianinie). Zaskakują za to sporadyczne przycięcia i spadki płynności animacji.
W dalszym ciągu producenci z Double Fine mają pewne problemy z opanowaniem pracy kamery, sposobem pokazania akcji czy systemami sterowania. Każdy z tych elementów jest trochę toporny. Mówiąc inaczej – są gry, w których samo bieganie i skakanie sprawia przyjemność, ale nowe dzieło studia do nich, niestety, nie należy. I to właściwie jest głównym zarzutem wobec tej produkcji, bo nie najlepsze prowadzenie postaci utrudnia nieco odbiór wszystkich ciekawostek.
W sympatycznym świecie matrioszek udało się zawrzeć sporo ciepła i dobrego humoru, którego we współczesnych grach jest jak na lekarstwo. Nie jest to może przygoda, która wywołuje co pięć minut niekontrolowane salwy śmiechu. Zamiast zwariowanego humoru w każdej wypowiedzi dostajemy nieźle wyważoną opowieść utrzymaną w niezwykłej konwencji. Całość została podszyta zabawnymi i wciągającymi rozwiązaniami oraz zakończona w prześmieszny sposób. Jeśli istnieje zależność między poziomem abstrakcyjności pomysłu na grę, a jej wysoką jakością, to w tym przypadku mamy przykład, który potwierdza taką tezę.
Szymon „Hed” Liebert
PLUSY:
- jeden z najoryginalniejszych pomysłów na grę w ostatnich miesiącach;
- wciągająca rozgrywka i zagadki z wieloma rozwiązaniami;
- kolekcjonowanie zabawnych matrioszek i inne dodatkowe wyzwania;
- porcja sympatycznego humoru – bez spinek i żartów na siłę.
MINUSY:
- przydługie przerywniki, za krótka przygoda;
- toporna praca kamery i poruszanie się postaci.