Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Star Wars: Outlaws Recenzja gry

Recenzja gry 26 sierpnia 2024, 14:00

Recenzja gry Star Wars Outlaws - Ubisoft w końcu pokazał, że ma nowy pomysł na swoje otwarte światy

Star Wars: Outlaws jest jak kolejny serial Disneya w świecie Gwiezdnych wojen – ale z tych bardziej udanych, przy których kolejne odcinki włącza się z niecierpliwością. To również jedna z najlepszych ubisoftowych gier z otwartym światem od lat.

Recenzja powstała na bazie wersji PS5.

Jeszcze nie tak dawno temu, w bliskiej nam galaktyce, gry spod znaku Gwiezdnych wojen wychodziły tylko pod sztandarem Electronic Arts albo w stylistyce klocków LEGO. Na szczęście to już czasy słusznie minione – teraz i inne studia mogą zmierzyć się z tym kultowym uniwersum. Jako pierwszy przed szereg wyszedł Ubisoft, który w Star Wars: Outlaws przeniósł klimat gwiezdnej sagi do produkcji z otwartym światem.

Przygody młodej złodziejki i przemytniczki Kay Vess cały czas mocno przypominały mi kolejny serial Disneya – oprócz wielu podobieństw do Starfielda i Jedi Survivor. Z jednej strony akcja dzieje się w znanym uniwersum, ale z drugiej bardzo chce zaznaczyć swoją indywidualność i odejść od głównych wątków z filmów kinowych. W Outlaws nie ma tematu muzycznego Johna Williamsa, nie ma wyjeżdżających żółtych napisów, a bohaterowie na każdym kroku podkreślają, jak bardzo nie obchodzi ich rebelia ani walka z Imperium, tylko to, co im się prywatnie opłaca.

Dzięki osadzeniu historii tuż po wydarzeniach z Imperium kontratakuje różne znane motywy jednak się pojawiają – z czasem klimat klasycznych Gwiezdnych wojen staje się znacznie bardziej obecny i wyczuwalny. Ale w tym przypadku jest on tylko miłym dodatkiem, bo przygody Kay wśród przestępczych syndykatów bronią się i bez tego. Historia nawiązuje do gatunku „heist film” opowiadającego o organizowaniu kradzieży stulecia i mimo że więcej tu chaosu niż finezji Ocean’s Eleven, całość wciąga od początku do końca.

Świat Kay Vess to hazard, oszustwa, kradzieże, przemyt - cokolwiek się opłaca. A w przerwach wciągające partyjki w sabaka.Star Wars: Outlaws, Ubisoft, 2024.

To chyba pierwsza od dawien dawna gra Ubisoftu z ciekawą fabułą, zapadającymi w pamięć bohaterami i dialogami, których słucha się bez uczucia żenady. Z kolei otwarty świat (a raczej światy) generalnie nie męczy znacznikami, tylko dobrze wkomponowuje się w filmową rozgrywkę. Wszystko to tworzy razem bardzo spójne środowisko, w którym misje poboczne pasują do fabuły i fachu bohaterki, a nie są wymyślonym na siłę wypełniaczem. Jeśli coś kuleje w grze, to pewne drobiazgi, głównie techniczne.

To nie jest recenzja techniczna!

Po szczegółowe informacje na temat tego, jak gra SW Outlaws radzi sobie na różnych konfiguracjach sprzętowych, zapraszamy na serwis Futurebeat.pl, gdzie czeka na Was artykuł Jak zepsuć ładną grę? Recenzja techniczna Star Wars: Outlaws.

Co tam jakaś rebelia, liczy się kasa!

Początek Star Wars: Outlaws nie przypadł mi jednak do gustu i musiałem przez niego przebrnąć. Gra rozpoczyna się mało zachęcająco – misją polegającą na zbieraniu śmieci w ciasnych uliczkach, by je sprzedać i kupić coś innego, na dodatek w słabo wyglądających miejscówkach. Klasyka wszystkiego, co nie nadaje się na prolog. Na szczęście historia szybko się rozkręca. Kay przejmuje statek kosmiczny oraz otrzymuje propozycję skoku na pilnie strzeżony sejf, by zgarnąć miliony i ustawić się na całe życie. W tym celu musi zebrać ekipę „specjalistów” rozsianych po galaktyce, jednocześnie dokonując różnych wyborów, które wpływają na jej reputację u lokalnych gangów.

Kay generalnie sprawdza się w roli żeńskiego Hana Solo. Jest wystarczająco charyzmatyczna i sympatyczna, nawet mimo kiepskiej mimiki oraz fatalnego lip-synca. Dorównuje jej równie wyrazisty towarzysz, droid ND-5, wykazujący zaskakująco dużo ludzkich cech charakteru. Inne postacie poboczne również zapadają w pamięć – chociażby Ank, przezabawna specjalistka od wysadzania sejfów. Trochę zaskakuje to, jak mało w cutscenkach obecny jest przesłodki i bardzo pomocny w rozgrywce zwierzak Nix, jednak wszystko wynagradza jedna z misji, doskonale pokazująca siłę więź pomiędzy nim i Kay.

W Outlaws skradanie się to główna mechanika rozgrywki - czasem opcjonalna, często obowiązkowa.Star Wars: Outlaws, Ubisoft, 2024.

Outlaws wyróżnia się fabularnie jeszcze jedną kwestią. Trudno się tu bowiem doszukać głównego, stereotypowego antagonisty, z którym od początku walczymy. Są oczywiście postacie z założenia „bardziej złe”, którym chcemy zaszkodzić, jak np. Sliro – szef gangu Zerek Besh i właściciel sejfu, ale ogólnie celem są pieniądze, nie człowiek, a Kay obraca się w świecie, w którym wszyscy kradną, oszukują i zwodzą innych dla własnych korzyści. Wszędzie rządzi zasada „przysługa za przysługę – nic za darmo”, nawet jeśli trzeba zdobyć coś, co dla nikogo nie ma żadnej wartości (w zabawny sposób pokazuje to jedna z misji). To, czy ktoś jest naszym wrogiem, czy przyjacielem, zmienia się jak w kalejdoskopie, dlatego nie dziwi fakt, że koniec końców każdy dba tylko o siebie – a w przypadku Kay – prawie tylko o siebie.

Przysługa dla jednych = wykiwanie drugich

Interesowność bohaterów najlepiej widać w zakończeniach misji wykonywanych dla różnych gangsterskich syndykatów. Prawie zawsze cel zadania okazuje się tylko opcją, bo zwykle Kay ma potem możliwość wyboru – albo wykona zlecenie zgodnie z planem, albo wybierze konkurencyjną ofertę, oszukując pierwotnego zleceniodawcę. Nie oczekujcie jednak skomplikowanych wyborów moralnych – konsekwencje sprowadzają się do tego, ile zarobimy i u kogo wzrośnie nam reputacja, a u kogo ją stracimy.

Dobre stosunki z lokalnymi watażkami pozwalają na swobodne przebywanie na ich terytorium, dają dostęp do handlarzy na ich terenie oraz pozwalają przyjąć dodatkowe zlecenia poboczne. Nie ma to wielkiego wpływu na przebieg głównej fabuły poza tym, że podczas misji albo wkroczymy bez problemu na teren gangu i nie będziemy atakowani, albo trzeba będzie znaleźć jakieś ukryte przejście i więcej się skradać. Co innego jednak, gdy zechcemy pozyskać jakiś unikalny przedmiot czy wypełnić wszystkie misje poboczne – wtedy lojalność wobec jakiejś grupy kosztem innej staje się kluczowa.

System wyborów to kwestia tego, co się bardziej opłaca, bez moralnych dylematów.Star Wars: Outlaws, Ubisoft, 2024.

Osobną frakcją, która również zajmuje pewne obszary planet, jest Imperium. W tym przypadku Kay nie ma co liczyć na poprawę reputacji. Oprócz zadań infiltrowania imperialnych baz w misjach fabularnych szturmowcy pełnią funkcję lokalnej policji z mechaniką wyjętą wprost z GTA. Popełniając jakieś występki na ich oczach, czyli głównie atakując ich lub wkraczając do zakazanych stref, zyskujemy status „poszukiwanych”. W trakcie rozgrywki nie okazuje się to jednak jakimś wielkim problemem, bo o podwyższenie owego statusu i ściągnięcie sobie na głowę najgroźniejszych stróżów prawa trzeba się naprawdę postarać. Poza tym nawet z wysokim statusem nie jesteśmy jakoś szczególnie nękani, oddziały nie respawnują się bez końca obok nas, a sam list gończy można skasować w specjalnych terminalach. To raczej taki spójny ze światem gry dodatek, żeby jakoś zaznaczyć obecność Imperium w galaktyce.

Przygodowa skradanka akcji...

Spójność świata gry widać tu generalnie na każdym kroku, chociażby w misjach zlecanych Kay – tych głównych i pobocznych. Nie ma tutaj absurdów typu: zatwardziała gangsterka dorabia jako taksówkarz albo pomagierka fotografa, nie polujemy też na lokalną faunę. Nasza bohaterka zawsze ma coś ukraść, przejąć, podsłuchać, zhakować – nigdy zabić czy zlikwidować, bo nie jest ani wojownikiem, ani morderczynią. Strzelaniny oczywiście się zdarzają, i to często, ale są ostatecznością lub opcją – nigdy celem samym w sobie.

Trochę cierpi na tym główny wątek fabularny, bo odniosłem wrażenie, że za każdym razem Kay ma do wykonania tę samą misję – skradać się po wrogim terenie, przechodzić tymi samymi kanałami wentylacyjnymi, wspinać się na te same ściany, otwierać te same drzwi i hakować te same terminale. Star Wars: Outlaws to w dużej mierze gra skradankowa, w której wykonywanie zadania po cichu raz będzie opcją do wyboru, a raz odgórnie narzuconym stylem i każde wywołanie alarmu oznacza tu konieczność wczytania ostatniego save’a.

Skradanie skradaniem, ale strzelać też będzie trzeba.Star Wars: Outlaws, Ubisoft, 2024.

A samą mechanikę skradania wykonano w miarę poprawnie. W każdej lokacji jest odpowiednio dużo zasłon i ukrytych przejść, można ogłuszać wrogów, ale nie da się przenosić i ukrywać ciał, co jest logiczne, gdy weźmie się pod uwagę, że sterujemy drobną dziewczyną, natomiast sztuczna inteligencja przeciwników wydaje się celowo ograniczona, by przechodzenie misji nie rodziło frustracji. Wrogowie są więc trochę głusi i nie reagują, gdy obok nich kogoś powalimy, ale potrafią dostrzec nas całkiem z daleka, jeśli tylko przetniemy ich linię widzenia. Zdarza się też, że ich trasy patrolowe obejmują zaglądanie w wysoką trawę, w której Kay wcale nie staje się niewidzialna, jeśli nieprzyjaciel stanie tuż obok.

Poza tym, nawet jeśli zostaniemy zauważeni, nie oznacza to od razu porażki. Tylko kamery włączają alarm natychmiast – jeśli zdążymy wyeliminować wszystkich wrogów w danej lokacji, zanim podniosą raban, możemy kontynuować zadanie. Pomysłowe są mechaniki z wykorzystaniem naszego zwierzaka Nixa, który może przełączać różne dźwignie, wciskać guziki oraz kraść przedmioty z niedostępnych dla nas miejsc. Wszystko to daje całkiem satysfakcjonujące momenty skradankowe, w których trzeba się odrobinę wysilić i uważnie obserwować teren oraz planować kolejne kroki.

To nie X-Wing, ale mechanika walk w kosmosie jest zrobiona całkiem dobrze. Szkoda, że w fabule pojawia się niezbyt często.Star Wars: Outlaws, Ubisoft, 2024.

Większych frustracji może nam za to dostarczyć minigra w otwieranie zamków, która w tym przypadku jest... grą rytmiczną! Trzeba wsłuchać się w pikanie i wciskać trigger pada trzy lub cztery razy w tym samym rytmie, niemal co do milisekundy. Nie jest to wcale takie proste i na początku na pewno będziecie mieć z tym problemy, a jeśli ktoś będzie miał dość ciągłych porażek, to w opcjach da się wyłączyć klikanie do rytmu.

... i kosmiczny sim w jednym

Na moje wrażenie ciągłego powtarzania tej samej misji w różnych lokacjach na pewno wpłynął fakt, że koncentrowałem się głównie na zadaniach fabularnych, by szybko poznać całą opowieść. Wykonywanie w międzyczasie questów pobocznych powinno dać dużo lepszy efekt. W side questach widziałem chociażby nową mechanikę unikania podmuchów wiatru w jaskiniach, było też dużo więcej walk w kosmosie i eksploracji obszarów wokół planet, a nawet misje eskortowe. Tak – Star Wars: Outlaws to nie tylko skradanie się i strzelanka TPP, to także quasi-sim kosmiczny z mechanikami wyjętymi wprost ze Starfielda.

Wizyta na Tatooine powoduje opad szczęki! To najlepiej wykonana planeta w całej grze.Star Wars: Outlaws, Ubisoft, 2024.

Mamy więc możliwość latania w ograniczonej przestrzeni wokół planet, są automatyczne lądowania, jest też zbieranie porozrzucanych w kosmosie surowców i fantów oraz kosmiczne walki z TIE-fighterami lub piratami. Wprawdzie nie ma widoku z kokpitu i przełącznika mocy pomiędzy tarczami i siłą działek, ale poza tym walczy się tak jak w Starfieldzie czy Squadrons. Do pomocy dostaliśmy wskaźnik pokazujący, z jakim wyprzedzeniem strzelać do wroga, oraz samonaprowadzające się pociski. Uzbrojenie statku i jego tarcze można zresztą ulepszać, tak jak i blaster. Miło się zaskoczyłem, gdy jedno z zadań pobocznych zabrało mnie do jakieś małej stacji w kosmosie, która miała sekwencję lądowania i swój własny zapyziały bar pełen podejrzanych NPC. Szkoda, że twórcy nie wpletli takich misji i większej eksploracji kosmosu w główną fabułę, ale dobrze, że coś takiego w ogóle w grze jest!

Eksperci zamiast drzewka rozwoju postaci

Zadania poboczne warto robić jeszcze z jednego powodu – twórcy pomysłowo połączyli je z odblokowywaniem różnych ulepszeń i rozwojem postaci. Kay najpierw musi odszukać ekspertów, wykonać dla nich jakieś zadanie – tu przecież nikt nie działa bezinteresownie – a potem są już konkretne wyzwania do zaliczenia, by odblokować dane ulepszenie. W Outlaws to o wiele lepszy pomysł niż klasyczne drzewko i zbieranie punktów doświadczenia lub coraz lepszego sprzętu. Dzięki niemu gra zachowuje klimat przygodowego filmu akcji, nie odwracając naszej uwagi grzebaniem w ekwipunku czy sprawdzaniem punktów obrażeń. Pozwala też od razu skupić się na wybranym skillu, tym bardziej że jest ich bardzo dużo – wiele opcjonalnych, jak chociażby oszukiwanie podczas minigry w karty, a niektóre, np. odblokowanie jazdy ścigaczem po wodzie, niezbędne do przejścia fabuły.

To gdzieś działa jakiś ruch oporu…?Star Wars: Outlaws, Ubisoft, 2024.

Tatooine miażdży klimatem oryginalnej trylogii

Ostatni duży element składowy Star Wars: Outlaws to otwarty świat, w tym przypadku podzielony na kilka map na różnych planetach bądź księżycach i mały wycinek kosmosu wokół nich. Są one zbudowane na zasadzie klasycznych biomów, by zapewnić jak największą różnorodność krajobrazów. Mamy więc dość generyczne skały i stepy na Tosharze, Akivę, po której można się poruszać tylko korytarzami wytyczonymi w gęstej dżungli, pokrytą śniegiem Kijimi, gdzie dostępne jest wyłącznie miasto stylizowane na historyczną architekturę w Europie, zamknięte lokacje z prologu i finału na planecie Cantonica oraz świetnie odwzorowane Tatooine.

Największe wrażenie robi właśnie ta lokacja, mimo monotonnych, rozległych pustkowi. Widzieliśmy ją już nieraz w różnych grach, ale tylko tutaj planeta wygląda jak wyjęta z filmów! Ludzie pustyni, pocieszni Jawowie ze swoimi piaskoczołgami, sarlacc, Jabba i jego pałac, Mos Eisley z kantyną pełną najróżniejszych ras obcych, banthy, które można pogłaskać, szturmowcy Imperium patrolujący ulice pieszo i na dewbackach – znajdziemy tu wszystko, co znamy z kina, i wszystko to wygląda po prostu rewelacyjnie! Cały czas mamy wrażenie eksplorowania żyjącego miasta na obcym globie, a nie jakiejś statycznej dioramy jak w wielu innych grach.

Wspinaczka, linka, wytrych, hakowanie, włączanie zasilania - w świecie gry jest sporo elementów urozmaicających eksplorację.Star Wars: Outlaws, Ubisoft, 2024.

Takie zatłoczone, tętniące życiem lokacje, odpowiednio brudne i zapyziałe lub wręcz przeciwnie – sterylnie czyste bazy Imperium znajdziemy zresztą na wszystkich mapach. Ubisoft kolejny raz dowodzi, że oprócz Rockstara nie ma sobie równych w kreowaniu otwartych światów, które eksploruje się z prawdziwą przyjemnością. Wiele zadań pobocznych otrzymuje się tu niejako z przypadku, zagadując NPC lub podsłuchując jakąś rozmowę, natrafiając na jakieś notatki, a ikona aktywności pojawia się dopiero wtedy, gdy znajdziemy się bardzo blisko takiego miejsca. Tradycyjne znaki zapytania są, ale głównie w plenerach i służą do oznaczenia jakichś istotnych miejsc na mapie bądź ukrytych skarbów, choć te akurat nie są zbyt ekscytujące. Zwykle znajdują się w nich kredyty, części do craftingu lub elementy kosmetyczne. Lokacje nie są może platformowymi łamigłówkami rodem z metroidvanii, jak w Jedi Survivor, ale wspinaczka oraz kotwiczka z linką zapewniają wystarczającą różnorodność przy szukaniu drogi do celu.

Warto także eksplorować statkiem kosmos wokół planet, bo tam też kryją się różne skarby. W otwartym świecie czekają na nas poza tym różne zdarzenia losowe, ale szybko odkryjemy, że jest ich tylko kilka rodzajów i często się powtarzają. To akurat ta niezbyt atrakcyjna strona „ubiświatów”.

Fizyka jazdy ścigaczem pozostawia sporo do życzenia.Star Wars: Outlaws, Ubisoft, 2024.

Na koniec nie można nie wspomnieć o koncertach na żywo w barach! Niektóre knajpy w mieście mają tylko szafę grającą, ale w kilku natkniemy się na występy artystów, których nie da się zapomnieć. Ich muzyka nie przypomina tej z filmowego Mos Eisley – jest znacznie bardziej nowoczesna, elektroniczna. W połączeniu z totalnie dziwnymi rasami obcych grających na znajomo wyglądających instrumentach i przybierających pozy znane z koncertów gwiazd rocka tworzy to niezwykle surrealistyczne widowisko, od którego nie sposób się oderwać! Moc występów muzycznych w Outlaws da się porównać jedynie do minikoncertu Ahtiego w Alanie Wake’u 2.

Parę zaburzeń w Mocy da się odczuć

Star Wars: Outlaws nie jest jednak grą bez wad, choć część z nich mogą wyeliminować patche. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to słaba grafika ludzkich twarzy i beznadziejny lip-sync. Oprawa wizualna nie jest zła, ale ogólnie stoi chyba oczko niżej od tej z Avatara, biorąc pod uwagę fakt, że obie gry są autorstwa tego samego studia Massive i powstały na tym samym silniku. Muszę jednak zaznaczyć, że w Avatara grałem na pececie, a w Outlaws na PS5, które nawet w trybie wydajności nie zapewniało dobrej płynności w mocno zatłoczonych lokacjach.

Na konsoli nie miałem za to żadnych zatrzymujących grę bugów, które zdarzały się ponoć na PC, gdy przykładowo zapętlony skrypt nie pozwalał na kontynuowanie fabuły nawet pomimo wgrywania poprzedniego stanu gry. Doświadczyłem za to kiepsko rozwiązanych checkpointów, które czasem zapisują rozgrywkę co chwilę, a czasem zmuszają do powtarzania długich sekwencji skradania się. Ewidentnym niezałatanym bugiem był moment, gdy po utracie życia respawnowałem się w zamkniętym pomieszczeniu, jakby jeszcze przed otwarciem go wytrychem – w efekcie nie dało się z niego wyjść inaczej niż wczytując poprzedni save.

Kamery bywają bardziej niebezpieczne niż szturmowcy Imperium, ale pocieszny Nix zawsze pomoże.Star Wars: Outlaws, Ubisoft, 2024.

Fatalnie wykonano mechanikę poruszania się ścigaczem, którego kształt ciągle kojarzył mi się z PRL-owską motorynką. Zdecydowanie powinien być bardziej zwrotny i responsywny przy niskich prędkościach, wolałbym szybsze wsiadanie i zsiadanie zamiast fikuśnych animacji stawania na siodełku, no i praca kamery również wydaje się jakaś opóźniona, co powoduje często dziwne bujanie się obrazu, zanim jazda przed siebie się unormuje.

PLUSY:
  1. wciągająca historia fabularna w stylu kolejnego serialu Disneya z zapadającymi w pamięć postaciami;
  2. spójne uniwersum, w którym zadania poboczne pasują do fabuły i bohaterki;
  3. pomysłowo rozwiązany rozwój postaci i odblokowywanie ulepszeń;
  4. tętniący życiem otwarty świat z różnorodnymi krajobrazami i świetnie zaprojektowane lokacje na kilku planetach;
  5. rzeczywiście działający system reputacji u gangów, który otwiera lub zamyka dostęp do różnej zawartości;
  6. całkiem satysfakcjonujące mechaniki skradankowe;
  7. bitwy w kosmosie;
  8. rewelacyjnie odtworzone Tatooine i nawiązania do klasycznej trylogii.
MINUSY:
  1. mało urozmaicone misje fabularne, które wydają się oparte na identycznym schemacie;
  2. do poprawki fizyka jazdy ścigaczem;
  3. problematyczny system checkpointów;
  4. słabo zaprojektowany interfejs menu;
  5. niezbyt dobra grafika twarzy i lip-sync.

I trochę nie mieści mi się w głowie, że po tych wszystkich doświadczeniach Massive Entertainment z The Division, po niezliczonych patchach – to studio wciąż nie potrafi dopracować interfejsu w obsłudze menu oraz sterowania. Jedne ulepszenia odblokowuje się krzyżykiem, inne kwadratem, czasem wystarczy wcisnąć przycisk, czasem trzeba przytrzymać – obłęd! Próba sprzedaży kilkunastu takich samych śmieci kończy się ręcznym dodawaniem każdego z nich do puli. U handlarzy często trzeba więc wykonać kilkadziesiąt niepotrzebnych klików, które można było zastąpić dwiema opcjami: „sprzedaj wszystkie śmieci” i „odkup ostatnio sprzedany towar”.

Najlepsza „ubigra” z otwartym światem od lat?

Star Wars: Outlaws nie do końca jest typową grą Ubisoftu z otwartym światem, jakie do niedawana co rusz debiutowały na rynku. Nie ma tu trybu kooperacji, nie ma dowolnej kolejności wykonywania zadań fabularnych. Wszystko jest zdecydowanie podporządkowane fabule, by zapewnić jak najbardziej filmowe doświadczenie. Gra domyślnie uruchamia się nawet z pasami i trybem obrazu 21:9, który można potem przestawić w menu na 16:9. W efekcie przechodzi się ją jak jedną, ciągłą i spójną historię, nawet jeśli po drodze wykonujemy zadania poboczne i błądzimy po otwartym świecie – nic nas nie wybija z roli złodziejki i przemytniczki, która zawsze robi tylko to, co potrafi najlepiej.

To także pozycja z ogromnym potencjałem na rozszerzenia fabularne i sequele. Nie trzeba do niej wymyślać epickich historii o ratowaniu świata – wystarczy kolejny skok do zrobienia, kolejny skarb do odkrycia. Może z większą ilością walk w kosmosie, jakąś pomysłową zagadką środowiskową, by urozmaicić ciągłe skradanie się? Wyznam, że w tym przypadku naprawdę mocno czekam na już zapowiedziane nowe przygody w DLC i mam nadzieję, że na nich się nie skończy.

Outlaws nie jest idealne, ale są to wady, które jestem w stanie wybaczyć. Nie jest to też poziom seriali Mandalorian czy Andor, ale tu trzeba wziąć pod uwagę, że to gra komputerowa dla mas, również bardzo młodych graczy, mająca przede wszystkim sprawiać frajdę każdemu i pozwolić zanurzyć się w ulubionym uniwersum. A to właśnie Star Wars: Outlaws robi bardzo dobrze, z własnym pomysłem na przygodową skradankę akcji w otwartym świecie! Jeśli w taką stronę mają iść produkcje Ubisoftu w tym gatunku, to mocno tym zmianom kibicuję. Oby utrzymano ten kierunek i kontynuowano przygody wyjętej spod prawa Kay Vess.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe
Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe

Recenzja gry

Gdybym miał określić Astro Bota w trzech słowach, to powiedziałbym, że to szalenie przyjemna gra. Dlaczego? Bo przypomina nam o zręcznościowych korzeniach gier wideo, kiedy liczył się przede wszystkim fajny gameplay.

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.

Recenzja gry Senua’s Saga: Hellblade 2. Ninja Theory stworzyło arcydzieło, ale wątpię, czy to ocali studio przed Microsoftem
Recenzja gry Senua’s Saga: Hellblade 2. Ninja Theory stworzyło arcydzieło, ale wątpię, czy to ocali studio przed Microsoftem

Recenzja gry

Siedem lat produkcji przełożyło się na grę, która trwa raptem siedem godzin (mniej więcej). Krótko? Owszem, ale prawdopodobnie nie zapomnę ani sekundy z tych siedmiu godzin przez następne siedem dekad swojego życia. Hellblade 2 to arcydzieło.