autor: Piotr Bielatowicz
Sonic Heroes - recenzja gry
Gra należy do głównego nurtu gier o Sonicu - platformówek, od czasów Sonic Adventure noszących dopisek 3D.
Recenzja powstała na bazie wersji GCN.
Sonic od zawsze był maskotką wszystkich konsol Segi - praktycznie ta marka stworzyła tę firmę. Gdy więc pewnego smutnego, kwietniowego ranka, przed trzema laty, świat obiegła lotem błyskawicy wiadomość o wycofaniu się Niebieskich z produkcji hardware'u, wszyscy zaczęli sobie zadawać jedno pytanie: jak potoczą się losy głównych serii firmy? Już wkrótce miało okazać się, iż firma zacznie wspierać wszystkie platformy, a po przejęciu przez Sammy Holdings (Sega bowiem już nie istnieje...), także PC i GameCube’a.
Sama gra należy do głównego 'nurtu' gier o Sonicu - platformówek, od czasów Sonic Adventure noszących dopisek 3D. Na tych ostatnich zresztą bardzo mocno bazuje, przenosząc stamtąd charakterystyczny dla większości produkcji Segi styl graficzny gry - jasny, ostry, nasycony kolorami niebieskim i zielonym - oraz wszystkie umiejętności postaci. Co warte odnotowania, mimo licznych posądzeń o użycie tego samego, podrasowango lekko silnika graficznego, Sonic Heroes korzysta z zupełnie innego niż poprzednie części: multiplatformowego RenderWare. Chociaż skojarzenia z poprzednim odsłonami są o tyle naturalne, gdyż ogólne wrażenia są praktycznie identyczne (widać jedynie nieco większą ilość polygonów w sylwetkach postaci).
Podobieństw z poprzednimi odsłonami jest znacznie więcej. Począwszy od scenek przerywnikowych, które swoim poziomem mogłyby niewtajemniczonych wręcz zażenować (cóż, taki styl - radosny kicz jest dzisiaj w modzie), po oprawę muzyczną, stanowiącą kolejny charakterystyczny znak serii - mimo że radosny japoński glam rock z popowym zabarwieniem może nie przypaść wszystkim do gustu, tej serii po prostu nie idzie sobie wyobrazić bez niego. Wrócił też bardziej znany ze starszych odsłon model rozgrywki polegający na parciu przed siebie z olbrzymimi prędkościami (SA były bardziej nastawione na eksplorację). Tutaj jednak podobieństwa się urywają - SH wprowadził bowiem parę nowości w serii.
Pierwszą, i najbardziej charakterystyczną dla gry jest rozgrywka drużynowa. Po prostu już nie sterujemy pojedynczym bohaterem, zamiast tego przemierzamy wszystkie światy ekipą złożoną z 3 postaci. Jest więc po jednym osobniku którego cechą charakterystyczną jest szybkość (jak Sonic), zdolność do krótkiego lotu (np. Tails) oraz rękawice o dużej sile (Knuckles). Wprowadza to do rozgrywki odrobinę urozmaicenia, chociaż zwalnia akcję i prowadzi sporadycznie do zacięcia się na moment (czasem nie wiadomo co i kim robić, zwłaszcza jeśli nie grało się w poprzednie odsłony gry). Ale to nie koniec urozmaiceń wprowadzonych przez autorów, gdyż drużyna nie jest nam narzucona odgórnie - możemy wybrać jedną z czterech, co na dodatek ma przełożenie na naszą rozgrywkę. I tak wybierając Team Sonic będziemy przechodzić grę na średnim poziome trudności, wybór Team Rose jest pójściem na łatwiznę, zaś na najodważniejszych czeka Team Dark. Czwarty, Team Chaotix (not a bene z najbrzydszym krokodylem jakiego w życiu widziałem w roli 'siłacza') pozwala graczowi zmierzyć się z dodatkowymi zadaniami na każdej z plansz (typu zebranie określonej liczby Chao czy zdobycie wystarczających punktów w poziomie Casino Park, będąc postawionym w roli... kuli pinballowej). Ale to jeszcze nie wszystko - prawdziwe różnice pomiędzy drużynami uwidaczniają się dopiero w misjach dodatkowych, gdzie drużyna Sonica musi zmieścić się z przejściem w określonym czasie, Dark muszą rozprawić się z równą setką oponentów, team Rose zebrać 200 pierścieni, zaś Chaotix wypełnić swoje zwykłe zadanie z dwukrotnie większym poziomem trudności (przykładowo zdobyć 500 miast 200 punktów w wspomnianym pinabllu itp.). Dla maniaków rozpracowywania gry i wyciskania z każdego tytułu siódmych potów (cecha charakteryzująca zwłaszcza japońskich graczy) jest to niewątpliwy plus, dla reszty raczej ciekawostka.
Podsumowanie tego tytułu wbrew pozorom nie nastręcza trudności - jest to porządny, bez zbytnich udziwnień (aczkolwiek ze standardową liczbą nowinek), przedstawiciel równie porządnej serii.