autor: Katarzyna Michałowska
Sherlock Holmes kontra Kuba Rozpruwacz - recenzja gry
Kim był Kuba Rozpruwacz? Od lat spierają się o to historycy, badacze, dziennikarze i inni maniacy. A wystarczyło zapytać Sherlocka Holmesa.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Kuba Rozpruwacz to postać autentyczna, choć nigdy nie dowiedziano się, kto tak naprawdę krył się za tym przydomkiem. Podejrzanych było wielu, łącznie z Lewisem Carrollem i samym księciem Albertem Wiktorem. Psychopatyczny morderca prostytutek grasował po Londynie pod koniec lat osiemdziesiątych XIX wieku. W okresie, kiedy według sir Artura Conana Doyle’a mieszkał i prowadził tam swoją działalność najsłynniejszy fikcyjny detektyw wszech czasów. Dlaczego by więc tajemnicza i budząca grozę osoba Jacka the Rippera nie miała zainteresować znanego wszystkim wielbiciela skrzypiec i fajeczki?
Z takiego przynajmniej założenia wyszli autorzy kolejnej odsłony przygód Holmesa. W końcu Sherlock Holmes wielkim detektywem był i basta! Dał popalić niejednemu złoczyńcy, a nawet ustrzegł królową Wiktorię przed romansem z Arsene’em Lupinem. Czemuż by zatem nie miał pojmać Kuby Rozpruwacza? Nawet jeśli nie udało się to jak zawsze mało rozgarniętej angielskiej policji?
Niech Was jednak nie zwiedzie ten żartobliwy ton. Tym razem przygody Sherlocka są naprawdę mroczne. Nikomu nie jest tu do śmichów i chichów, bo i sprawa jest poważna. Do tego stopnia, że odniosłam wrażenie, jakby nasz detektyw był mniej sarkastyczny i skłonny do wpuszczania wiernego Watsona w maliny. W zasadzie udało mi się w grze wyłapać dwa (słownie dwa) momenty, kiedy przejęty swą misją gracz uśmiechnie się nieco kącikiem ust. Jednym z nich jest sposób, w jaki paskudny Holmes potraktował Wielką Danny, drugim sympatyczna aluzja do wcześniejszych gier z serii. Ponieważ Kuba Rozpruwacz prowadził swój odrażający proceder w latach wcześniejszych niż te, w których miały miejsce poprzednie perypetie Holmesa, akcja piątej odsłony serii dzieje się de facto przed wydarzeniami z wszystkich dotychczasowych części. Stąd, kliknąwszy na jeden z obrazów w mieszkaniu Sherlocka, doczekamy się żarciku na temat jego przyszłych przygód. Dzięki temu będziemy także świadkami pierwszego spotkania detektywa i księgarza Barnesa.
Autorzy bardzo poważnie podeszli do niebłahej przecież kwestii Rozpruwacza. Gra naszpikowana jest rzeczywistymi postaciami, nazwami i faktami. Począwszy od nazwisk wszystkich ofiar, świadków i policjantów (w związku z czym sprawy nie prowadzi występujący niemal zawsze w holmesowych przygodach inspektor Lestrade), poprzez daty, nazwy ulic i zaułków, sposób dokonania każdej zbrodni, po niektórych podejrzanych. Oczywiście fakty ubarwiono fikcją, toteż oprócz naszej ulubionej pary detektywów spotykamy też małych uliczników, czyli tzw. Tajną Policję Holmesa i masę mieszkańców londyńskiej dzielnicy Whitechapel, żydowskich handlarzy, jednego obcokrajowca, dziennikarza i – rzecz jasna – sporo pań lekkiego autoramentu.
Dzielnica, w której przez większość gry toczy się akcja, determinuje klimat zabawy. Jest obskurnie, mroczno (dużo działań ma miejsce w nocy), buro, biednie i bardzo wiarygodnie. Lokacje chyba nigdy jeszcze w serii o Holmesie nie były tak szczegółowe, tak rozległe (możemy przemierzyć na piechotę wiele uliczek Whitechapel, choć po jakimś czasie każdy zapewne będzie korzystał z mapki), a już na pewno nigdy wcześniej nie były tak zaludnione. Tym razem Londyn naprawdę żyje. Przy kolejnych wizytach w danych miejscach na rogach tych samych ulic stoją zupełnie inne osoby. Na chodnikach jest zatrzęsienie postaci niezależnych (w tym patrole policjantów), bardzo przyzwoicie animowanych (chód jednego pijaczka powala), które przemieszczają się, rozmawiają, przystają, gestykulują, straganiarze – wołając – zachwalają swój towar i każdą z tych osób można zaczepić, choć za wiele z nimi pogadać się nie da.
Insza inszość, że są to klony, i samych siebie, i bohaterów z wcześniejszych odsłon, co ubawiło mnie niezmiernie. Spotykamy w ten sposób Lupina w jego pamiętnym przebraniu dziennikarza, pijanicę ze Złotego Lwa, doktorka ze szwajcarskiej kliniki, a nawet kilka wcieleń dawnego Barnesa. Oczywiście nie dosłownie, ale właśnie w roli przypadkowych przechodniów. Niemniej i tak wrażenie jest naprawdę spore, zwłaszcza kiedy przypomnimy sobie poprzednie części, w których słychać spory gwar na ulicach, a postaci na nich jest trzy na krzyż. Tym razem jest tak tylko w bawialni domu publicznego, gdzie rozbrzmiewają rozbawione glosy, szmer rozmów, śmiech kobiet, a we wnętrzu nie ma nikogo bądź na kanapie siedzą dwie osoby. No, ale może to hałasy zza kotar, za którymi dzieje się... hmmm... no, nie wnikam.
Pomijając filmik wprowadzający (który od razu określa ciężar gatunkowy tej odsłony i choć w newralgicznym momencie za wiele nie widać, to odgłosy są aż nadto wymowne), akcja gry tradycyjnie rozpoczyna się w mieszkanku na Baker Street, wyglądającym identycznie jak w dwu poprzednich edycjach, z sączącą się w tle charakterystyczną muzyką skrzypcową. W związku z czym czujemy się jak u siebie, tym bardziej, że i główni bohaterowie (i ich głosy) nie zmienili się ani na jotę (choć może powinni, w końcu są młodsi o 7 lat). Różnica jest taka, że po owym Baker Street nie możemy sobie pospacerować, kliknięcie na drzwi oznacza bowiem po prostu przywołanie mapki. Jest to wygodne, rzeczywiście, bo i po cóż w kółko biegać po schodach, ale tak bardzo korciło mnie przejść się do księgarni Barnesa wcześniej, niż pozwoliła na to fabuła.
Niemniej, bez dwu zdań, mapka jest wielkim udogodnieniem i podobnie jak w przypadku SH vs AL korzystamy z niej cały czas, a może nawet i częściej. Poza nią w ekwipunku odnajdziemy inne stałe elementy, jak chociażby Dokumenty czy Raporty, ale też Dedukcję i Konkluzje – zakładki związane z nowym rodzajem łamigłówek czy raczej quizów, które, nie wątpię, wszystkim bardzo przypadną do gustu. Tropimy przecież mordercę, więc nie tylko badamy ślady lupką i taśmą (to akurat rzadziej niż poprzednio), nie tylko uważnie analizujemy stan ofiar (coś w stylu CSI, oczywiście na miarę XIX-wiecznych możliwości i mimo że zamordowane ujęte są symbolicznie, to znaczy w formie rysunkowej, to i tak niektóre z nich wyglądają dość okropnie), ale też łączymy fakty, kojarzymy ze sobą kolejne zbrodnie, odpowiadamy sami sobie na szereg pytań i wyciągamy wnioski.
Świetna sprawa i jak zawsze seria nie zawodzi poziomem i różnorodnością zagadek, a wydawałoby się, że po SH vs AL ciężko będzie w tej kwestii wymyślić coś nowego, oryginalnego i zajmującego. A jednak! Zastanawiam się nawet, czy jest jeszcze coś, czego nie robiliśmy w Holmesach. Tym razem poza czynnościami śledczymi (do których oprócz wspomnianych powyżej dochodzą także bardzo fajne Osie Czasu, czyli ustalanie dokładnego przebiegu zdarzeń, oraz konstruowanie zdań z ich przemieszanych fragmentów) naprawiamy instalację gazową, walczymy z zamkami szyfrowymi i zakodowanymi wiadomościami, testujemy perfumy, rozprawiamy się z przesuwankami, kabelkami i nieoznakowanymi książkami w księgarni czy półkami w agencji prasowej, szlachtujemy świnie i przebieramy manekiny, by ustalić wygląd mordercy (rewelacja!).
Ale nie tylko świetnymi zagadkami najnowszy Holmes stoi. Mimo że w materii samego Kuby Rozpruwacza autorzy postanowili raczej trzymać się faktów, nie oznacza to, że nie ubarwili fabuły chociażby podsuwaniem graczowi (i Holmesowi) mylnych tropów. W ten sposób w poszukiwaniu handlarzy organami wpadamy na ślad zgoła innego przekrętu, rozpracowujemy jednego szurniętego doktorka czy zakręconego na punkcie Jacka the Rippera dziennikarza. Mnóstwo czasu spędzamy też w żydowskiej dzielnicy, dowiadując się sporo o obyczajach i kulturze tej społeczności, co w efekcie okazuje się nie bez znaczenia.
Słowem – nie ma mowy o nudzie, nie ma też raczej mowy o tym, by nie wiedzieć, co zrobić, bowiem w tej odsłonie twórcy postanowili wyjść naprzeciw wysiłkom zmagającego się, jakby nie było, z naprawdę trudną przygodówką gracza. W związku z tym Sherlock bardzo często informuje, dokąd zamierza się udać, czy to w trakcie rozmowy z Watsonem, czy przy wychodzeniu z pomieszczenia. W grze funkcjonuje także obecny już w wielu produkcjach z gatunku adventure system podpowiedzi, podświetlający aktywne obiekty i przedmioty.
Ogromną i na pewno pożądaną przez graczy innowacją jest wprowadzenie dwu perspektyw obserwowania poczynań Holmesa. Jak pamiętamy, od Przebudzenia seria weszła w pełne 3D i widok pierwszoosobowy, na co narzekał niejeden (w tym i ja) co wrażliwszy przygodomaniak. Teraz sami możemy zdecydować, czy pogramy w trybie FPP czy TPP, czy też będziemy się pomiędzy nimi przełączać wedle uznania. W związku z tą innowacją autorzy uznali za słuszne stworzyć swoisty minitutorial, pokazujący graczowi, jak ma poruszać się w odmienionym Holmesie. Miły to gest, choć trochę zabawny w przypadku przygodówki.
Oczywiście nie ma tak idealnie, żeby obyło się bez potknięć. I to dosłownie – co poniekąd wynika z faktu zwiększonego ruchu na ulicach oraz pałętającego się wokół Sherlocka doktorka (no, wypisz wymaluj, przywodził mi na myśl satelitę, co chciałam zrobić ładne ujęcie do poradnika, to Watson wpakowywał się w obiektyw). W związku z czym nie raz i nie dwa zdarzyło mi się, że panowie zablokowali się na jakimś przechodniu (rzadziej) lub na sobie nawzajem (częściej). Druga kwestia to modele postaci, którym według mnie wciąż czegoś brak. I nie mam tu na myśli animacji, bo ta jest zdecydowanie lepsza, niż była, moim zdaniem poprawia się z odsłony na odsłonę – zwiększa się zakres gestów i ich naturalność – tylko samą budowę sylwetek bohaterów. Przyglądałam się obu panom bardzo uważnie i doszłam do wniosku, że coś chyba jest nie tak z ich ramionami, zwłaszcza kiedy Sherlock swoim zwyczajem zakłada ręce lub gdy Watson robi ruch, jakby wygrażał palcem. Rozczarowało mnie także samo zakończenie – nie, nie to, kogo autorzy wytypowali na mordercę czy decyzja Holmesa, tylko dziwna scena ekspiacji (jedna z finałowych), jakaś taka, jakby nie z tej bajki.
Natomiast sposób poprowadzenia fabuły, wodzenie nas za nos i pokazanie trochę innego Londynu niż w poprzednich odsłonach, fakt że gra jest bardzo klimatyczna i specyficzna przez osobę głównego antagonisty i środowisko ofiar, bogactwo postaci, autentyczność lokacji, zatrzęsienie zagadek – wszystko to zasługuje na duże uznanie. Twórcy starali się nie epatować okrucieństwem, niemniej w grze jest parę mocnych momentów. Co wrażliwszym wystarczy zapewne już sam opis tego, co Rozpruwacz robił ze swoimi ofiarami, Większość, podejrzewam, skupi się jednak na konkretnych zadaniach i tu niemałą rolę odgrywa tradycyjnie fachowe i rzeczowe podejście Holmesa do sprawy, który nawet lokując „zagubione” organy we wnętrzu glinianej figurki, symbolizującej jedną z zamordowanych, jest po prostu szukającym prawdy i zimno oceniającym fakty detektywem. Niemniej nie jest to zdecydowanie pozycja dla młodszych graczy i opatrzenie jej ograniczeniem wiekowym 16+, jest jak najbardziej słuszne. Autorzy nie bali się odejść od nieco żartobliwego, zdystansowanego charakteru serii i dotknąć takich tematów jak prostytucja, antysemityzm, odmienność seksualna, powszechny w owych czasach syfilis, Otrzymaliśmy kolejną pozycję ze sporej już serii, niby taką samą (bohaterowie, miejsce akcji), a inną (atmosfera, rodzaj przestępstwa, klasy społeczne, wśród których tym razem obracają się detektywi), z całą masą świetnych, urozmaiconych, niekiedy wręcz zupełnie innych niż poprzednio łamigłówek, z dwoma rodzajami widoku i coraz lepszą grafiką. Ja jestem pod wielkim wrażeniem.
Katarzyna „Kayleigh” Michałowska
PLUSY:
- podjęcie kontrowersyjnego tematu Kuby Rozpruwacza;
- dwie perspektywy rozgrywki;
- coraz ładniejsza grafika;
- kapitalne zagadki;
- ciekawie poprowadzona fabuła;
- pomieszanie fikcji z prawdziwymi wydarzeniami;
- nowe środowisko akcji;
- system podpowiedzi;
- mnogość postaci na ulicach Londynu.
MINUSY:
- udziwniona prezentacja zakończenia;
- Watson potykający się o Holmesa i odwrotnie;
- zbyt długie raporty.