Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Steep Recenzja gry

Recenzja gry 10 grudnia 2016, 14:53

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Steep - alpejska stypa

Ekstremalne sporty mają rzeszę fanów, którzy zasługują na dobrą grę. Steep niestety do nich nie należy.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. tematyka;
  2. animacja postaci.
MINUSY:
  1. fizyka gry i system kolizji;
  2. brzydka grafika i doczytujące się detale otoczenia;
  3. potrafi nieoczekiwanie chrupnąć;
  4. wszechogarniająca nuda;
  5. nikt nie chciał w to ze mną grać.

Byliście kiedyś zimą w Alpach? Ja nie i szczerze mówiąc liczyłem na to, że Ubisoft zafunduje mi wycieczkę, której nigdy nie zapomnę. Po nieco ponad dziesięciu godzinach spędzonych w Steep mam jednak wrażenie, że francuskiemu wydawcy i dywizji Annency odpowiedzialnemu za powstanie programu, nie udało się w najmniejszym stopniu oddać uroku szaleństwa w prawdziwych górach. Nie mogę sobie bowiem wyobrazić, jakież by było moje rozczarowanie, gdyby wirtualna fikcja okazała się bliska rzeczywistości.

Z górki na pazurki

Ponoć na bezrybiu (braku na rynku gier pokroju Amped czy SSX) i rak ryba, więc do prezentacji Steep na zakończenie konferencji Ubisoftu podczas tegorocznej imprezy E3 podchodziłem ostrożnie, ale jednak z nadzieją. Może trochę wymuszoną, bo tak po prawdzie był to jeden ze słabszych punktów programu. Otwarty świat, cztery ekstremalne dyscypliny sportowe, interesujące krajobrazy i świadomość, że kto jak kto, ale Francuzi powinni unieść ciężar odpowiedzialności za tak rozbudowany produkt. Uważam się za weterana ubisoftowych piaskownic, któremu podobał się nawet Far Cry 2. Tak samo zresztą jak Assassin's Creed: Unity, co poniektórzy lubią mi do dziś wypominać. Niech więc twórcy porozrzucają po zaśnieżonych dolinach i górskich wierzchołkach trochę śmieci i będę miał powód żeby nie odrywać się od zabawy przez co najmniej trzydzieści godzin. Nie chodzi o to, że znajdźki determinują mój stosunek do gry, ale świat pozbawiony elementów eksploracyjnych, nawet tak durnowatych jak pióra orła, trochę jednak traci na atrakcyjności. No chyba, że ktoś potrafi tę pustkę zapełnić czymś ambitnym, ale Ubisoftowi udaje się to z rzadka.

Kilkuminutowe trasy na orientację pozwalają odkryć bezmiar kopipast wykorzystanych przez autorów gry.

Steep oferuje cztery środki transportu ekstremalnego. Możemy zjeżdżać ze stoków na desce snowboardowej lub nartach i szybować za pomocą „wiewiórczego kombinezonu” (wingsuit) albo spadochronu.

Piątym środkiem samodzielnego przemierzania śnieżnych pustkowi są własne nogi. Aby wybrać środek transportu korzystamy z koła wyboru (to elementarne, drogi Watsonie), które natychmiast transformuje nas we właściwą wersję. Tu jednak objawia się jedna z dużych niedoróbek dotyczących interfejsu użytkownika. Żeby bowiem zmienić rodzaj dyscypliny, postać musi się najpierw całkowicie zatrzymać – wydaje się to zrozumiałe, prawda? W przypadku korzystania z nart na pochyłej powierzchni jest to jednak dość mozolna czynność i w rezultacie tracimy tylko czas na próbę opanowania sytuacji, bo fizyka w grze jest na tyle frywolna (o czym za chwilę), że narciarz nawet stojąc tyłem do kierunku jazdy potrafi ostro zasuwać.

W grze dostępne są powtórki. Kudosy dla tego, komu będzie chciało się je oglądać.

Twórcom najlepiej wyszło zaimplementowanie w grze jazdy na snowboardzie. Jest ona w miarę przyjemna, choć oczywiście nie pozbawiona wad. Deska ma zdecydowanie za mocne „hamulce” w przypadku ustawienia jej bokiem do kierunku jazdy, w rezultacie czego postać zbyt szybko wytraca prędkość. Zresztą to samo dotyczy nart, choć pierwiastek frajdy w ich przypadku uznałem za znacznie mniejszy. Zjeżdżając możemy wykonywać dosłownie trzy ewolucje, czyli obracać się według osi x lub y oraz przytrzymywać snowboard ręką. W założeniu autorów miał to być chyba ukłon w kierunku realizmu, ale to marne wytłumaczenie braku pomysłów na bardziej szaloną rozgrywkę.

O bujaniu w przestworzach mam znacznie gorsze zdanie. Ubisoft lubi wykorzystywać te same elementy w wielu swoich grach, więc o ile przelatywanie jako orzeł przez wirtualne bramki w Eagle Flight było bardzo przyjemne, o tyle zabawa wingsuitem w Steep sprawia jakąkolwiek frajdę co najwyżej przez parę minut. Podczas powolnego szybowania na spadochronie lepiej gapić się przez okno jak rosną drzewa. W trakcie zabawy może natomiast podobać się animacja postaci.

W grze znajdują się tzw. Opowieści. Na przykład nudne jak angina patetyczne monologi autorstwa góry. Tak, góry.

Z pamiętnika alpejskiego Yeti

Fizyka i kolizja obiektów w grze to odrębna opowieść. Stojąc na platformie w wingsuicie wystarczy wychylić drążek analoga w inną stronę niż kierunek skoku, a postać bezmyślnie zaryje nosem w hałdę śniegu. Zupełnie od czapy (śniegu?) potraktowano wszelkie kolizje z drzewami, których notabene w całych Alpach rosną tylko dwa rodzaje. Jednym razem awatar ześlizguje się z pni bez utraty pędu, by za chwilę w identycznej sytuacji rozpłaszcza się na innych. Przy czym same wypadki twórcy potraktowali dosyć luźno i kilkudziesięciometrowy lot w przepaść kończy się radosnym powstaniem z gleby i dalszą jazdą, a niejednokrotnie walnięcie tyłkiem w śnieg przy zwykłej przewrotce zasłonięciem części ekranu przez napis „K.O.” wymuszający rozpoczęcie zawodów od nowa.

Tu dochodzimy do wady, o której wspominałem już wyżej, czyli braku konieczności eksploracji terenu. Wszelkie punkty albo ujawnią się same, albo wykryjemy je za pomocą lornetki z odległości nie większej niż 1000 metrów, którą kierujemy w stronę wielkich ikon oznaczających sekretne lądowiska. Brzmi to zabawnie, ale po części także irytuje, bo często przy tej okazji musimy wysłuchiwać marudzenia jakiegoś gościa przez walkie-talkie, które kojarzyło mi się ze wstępami do NFS-ów, Forzy Horizon czy Dirtów, kiedy zamiast grać trzeba było słuchać wywodów wirtualnych ważniaków. Odkryty punkt pozwala na natychmiastowe przeniesienie się do niego, co zabija wszelką ciekawość tego, co kryje się za następną skałą. Dobrze chociaż, że owo przeniesienie następuje błyskawicznie, bez żadnego doczytywania danych.

Gra w dowolnym momencie pozwala przeklikać porę dnia. Żaden zachód słońca nie powoduje jednak opadu szczęki.

W temacie grafiki nie ma co owijać w bawełnę – gra jest brzydka. Uboga szata roślinna, powtarzalne domki i inne obiekty wesołej twórczości jodłujących tubylców, ale to można by jeszcze przełknąć. Nieprzyjemne jest doczytywanie się detali tuż przed naszym nosem. I to na ustawieniach Ultra, kiedy to mój i5 wyposażony w GTX-a 970 rozpędzał mnie do sześćdziesięciu latek na sekundę w rozdzielczości 1920x1080. Co gorsza, kiedy na ekranie pojawią się inni gracze, animacja potrafi nagle chrupnąć. Co już całkowicie niedopuszczalne, nie znalazłem też nikogo, kto chciałby ze mną dzielić trudy wątpliwej jakości zabawy i niczym opuszczony alpejski Yeti musiałem zdawać się interakcję z przypadkowo napotkanymi w grze, bardzo rzadkimi gośćmi znajdującymi gdzieś, nie wiadomo gdzie. Czego bardzo nie lubię.

Ten moment, w którym nigdy nie wiesz, czy drzewo postanowi cię zawinąć, czy też da się objechać. System kolizji w Steep to prawdziwy koszmar.

Drodzy pasjonaci sportów zimowych. Steep to produkt słaby, niewarty pieniędzy, które obecnie żąda za nią wydawca. Nie jest najgorsza. Widziałem kilka produkcji o podobnej tematyce, ale jeszcze słabszych. Zamiast grać, lepiej przejść się z psem na spacer i popatrzeć jak na osiedlowej górce dzieci zjeżdżają na sankach. O ile akurat jest śnieg.

O AUTORZE

Ze Steep spędziłem ponad dziesięć godzin, w trakcie których odkryłem większość dostępnych w grze punktów rozpoczynających zawody, w tym te znajdujące się na szczycie monumentalnej góry Matterhorn. Za najlepszą grę traktującą o zjeżdżaniu po śniegu z góry na dół uważam SSX 3, a lot w wingsuicie zrobił na mnie większe wrażenie w… Call of Duty: Black Ops 2.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Steep otrzymaliśmy nieodpłatnie od polskiego oddziału firmy Ubisoft.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.