autor: Krzysztof Żołyński
Rayman M - recenzja gry
Rayman M to kolejna cześć znanej serii familino-zręcznościowej „Rayman”, stworzona z myślą o rozgrywce wieloosobowej. Największą innowacją Rayman M jest wprowadzenie trybu multiplayer dla czterech graczy.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Kim jest Mr R ?
Jeśli spojrzeć na Raymana to zobaczymy zabawnego stworka, obdarzonego niesamowicie zwinnym ciałem. W zasadzie każda jego część potrafi poruszać się zupełnie niezależnie, a niektóre, jak chociażby uszy mają niespotykane właściwości. W szczególnych okolicznościach zmieniają się w śmigła i unoszą swego właściciela w niedostępne, bądź bezpieczne miejsca.
Rayman to bardzo popularny gość. Gdyby zliczyć gry na wszystkie platformy, w których zagrał główną rolę, daje nam to oszałamiającą liczbę 20. Jest to niespotykane zjawisko w świecie gier. Ba, nawet większość gwiazd filmowych w porównaniu z Raymanem to tylko adepci i pewnie w tej chwili płoną z zazdrości.
Jeśli tego nie wiecie, to powiem, że Rayman oprócz gier pojawił się w wielu programach edukacyjnych i namawiał młodych ludzi, aby bawiąc się przy okazji nauczyli się czegoś pożytecznego.
Nowe wcielenie
Firma Ubi Soft ponownie ożywiła słynnego bohatera, aby mógł nas bawić w swym nowym wcieleniu w grze Rayman M. Rozszyfrowaniem, tajemniczej litery „M” zajmiemy się za chwilę, a teraz najwyższa pora, aby napisać kilka słów na temat fabuły gry.
Wygląda to tak. Przed Raymanem i jego sławnymi znajomymi staje zupełnie nowe wyzwanie. Tym razem biorą udział w przedziwnym wieloboju, w którym prawdziwym zwycięzcą jest ten, kto zwycięży we wszystkich wyścigach i bitwach.
Jak nigdy dotąd masz możliwość wcielenia się w jego dotychczasowych przeciwników. Stajesz do walki na w pełni interaktywnych arenach, wypełnionych po brzegi niebezpieczeństwami i mnóstwem niespodzianek. Chwyć za broń, aby odebrać lumki przeciwnika, przemykaj nad zaczarowanymi lagunami i naucz się być wystarczająco twardym i sprytnym, aby znienacka zaatakować przeciwnika.
Zamieszanie, czy zaplanowany układ
Faktycznie, kiedy po zainstalowaniu pierwszy raz uruchomicie grę może Was ogarnąć lekka panika. Rany, co to są te strefy, poziomy i tryby? Wszystko wydaje się zagmatwane tylko na początku i po paru minutach będziecie się doskonale orientowali, gdzie i co znaleźć. Muszę przyznać, że menu gry jest wykonane z wielkim rozmachem i prezentuje się bardzo efektownie. Autorzy usiłowali stworzyć złudzenie swego rodzaju rzeczywistości wirtualnej, dlatego poruszając się po menu pokonujemy coś w stylu krętych korytarzy w przestrzeni. Wygląda to bardzo miło, ale gdyby ktoś miał inne zdanie istnieje możliwość przyśpieszenia tych wędrówek.
Gra jest podzielona na 4 strefy, a każda z nich zawiera 3 poziomy wyścigu i 3 poziomy bitwy. Na każdym poziomie wybieracie te same tryby rozgrywki, ale oczywiście o wiele trudniejsze niż poprzednio. Jest także strefa bonusowa, ale aby się do niej dostać musicie wykazać się specjalnymi dokonaniami w zwykłej rozgrywce. Na początku gry mamy dostęp jedynie do jednej strefy, a w niej do dwóch trybów. Nowe elementy gry staną się dostępne w miarę postępów na aktywnych planszach. Bardzo miłą rzeczą jest to, że zostajemy poinformowani, kiedy odblokowaliśmy jakiś nowy element, a na dodatek komputer poprosi o zapisanie gry do pliku, aby utrwalić ostatnie dokonania.
Podobnie sprawa ma się w wypadku postaci. Na początku mamy do dyspozycji wcale nie mało, bo aż pięć postaci, ale jeśli się postaramy odblokowane zostaną następne trzy, a wtedy dopiero zaczyna się zabawa. Wszystkie rozwiązania, o których piszę powyżej zaczerpnięto z gier powstających na konsole. Nie wiem, czemu tak się stało, ale jest to niezły pomysł i na pewno urozmaica grę gdyż, jeśli macie zamiar zobaczyć, co dalej, albo otrzymać dostęp do nowych postaci, trzeba się zdrowo postarać. Dzięki temu nie ma mowy o nudzie.
Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?
Bardzo pasjonującą częścią gry jest wyścig. Do jego odbycia wykorzystujemy najstarszy napęd świata, jakim dysponuje każdy zawodnik, czyli własne nogi. Tak, tak, trzeba w jak najkrótszym czasie dobiec do mety. Oczywiście sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana niż na to wygląda. Na trasie panuje całkowita swoboda, żadnych przepisów i kodeksu honorowego. Zawodnicy „umilają” sobie życie jak tylko mogą. W czasie biegu do mety napotkacie rozmaite przeszkody i utrudnienia, ale także możliwość pójścia na skróty (purpurowe lumki i batuty, dzięki którym możecie spróbować bardzo wysokich skoków). Biegnąc zauważacie, że co jakiś czas na ścianach pojawiają się przełączniki. Kiedy w nie strzelicie pojawią się ukryte przejścia, które skrócą drogę do mety, albo przesuną się niektóre elementy otoczenia, blokując na jakiś czas rywali. Z kolei płotki i beczki to wredne urządzenia potrafiące na jakiś czas spowolnić bieg.
Oprócz tradycyjnego wyścigu, w którym chodzi o dotarcie do mety na pierwszym miejscu, są dwie bardzo ciekawe opcje. Pierwsza to tryb wyścigu w określonym czasie. Na przebiegnięcie trasy jest tylko 20 sekund i koniecznie trzeba się zmieścić w tym wyśrubowanym czasie. Co prawda można sobie pomóc łapiąc po drodze lumki, które dają dodatkowy czas, ale przeciwnicy nie ułatwiają tego zadania, a poza tym nie ma co za długo marudzić na trasie, bo nawet zebrane lumki nie rekompensują dużych strat. Druga opcja to wyścig na takim samym ekranie jak w wypadku lumków, ale tym razem po drodze należy uwolnić jak największą liczbę motyli.
Na pochwałę zasługuje fakt, iż w grze zostały umieszczone treningi. Dokładnie takie, jakie znacie z gier samochodowych. W trakcie próbnego wyścigu macie możliwość zapoznania się z trasą i wszelkimi dostępnymi sztuczkami.
Walka niczym w Quaku
Uhhh, te bitwy. Jako żywo przypominają mi się areny z Quaka czy Unreala. Oczywiście nie ma tutaj porównania, jeśli chodzi o ilość rozlanej krwi, czy rozerwanych na kawałki ciał przeciwników. Podobieństwo tkwi w atmosferze i emocjach towarzyszących temu trybowi. W Rayman M mamy namiastkę fragów, a są nimi, w zależności od wybranego trybu rozgrywki lumki lub muchy. Może prawdziwym wyjadaczom towarzyszy teraz niepohamowany rechot, ale spróbujcie swych sił w tej grze. Wcale nie jest tak łatwo jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Gra się naprawdę wyśmienicie. Jak na rasową walkę przystało, nie zabrakło też sporego arsenału broni do wykorzystania w rywalizacji z przeciwnikami. Mamy tu wszystko, czego potrzeba, by wróg szybko wyzbył się złudzeń, kto jest najlepszy na arenie. Wymienię po kolei: rakieta, super tarcza, lepka bomba (sprytne urządzenie, bo raz podrzucone przeciwnikowi nie porzuci go do momentu eksplozji), szybkie kulki (coś w rodzaju broni szybkostrzelnej), gumowe kule, ścigająca kula (pocisk samonaprowadzający), fajerwerk (bazooka), ognisty jęzor (sterowany pocisk), lodowa kula (bez komentarza), kieszonkowiec (bardzo przydatne urządzonko-pozwala zwędzić przedmiot lub broń z kieszeni przeciwnika). Może nazwy broni są momentami zabawne, ale ich zastosowanie jak najbardziej poważne.
M jak multiplayer
Co może sugerować litera „M” w tytule? To, że gra jest przeznaczona tylko dla mężczyzn, gdyż występują w niej roznegliżowane hostessy – nie! To, że gra jest mocna i mogą w nią grać jedynie osobnicy o wytrzymałych nerwach – nie!
Bawię się z Wami w te gierki, ale wiem, że od razu wpadliście na przyczynę takiego tytułu. Nawet przez moment nie wątpiłem w Waszą inteligencję. Naprawdę. Oczywiście „M” wzięło się od multiplayer. Kiedy pogracie jakiś czas z komputerowymi przeciwnikami, przekonacie się, że fajnie byłoby, aby przeciwnikiem był kolega, albo jakaś ładna koleżanka.
Faktycznie konstrukcja gry jest taka, że sugeruje ona wyraźną potrzebę rywalizacji z żywym przeciwnikiem, bo po pierwsze jest wtedy o wiele przyjemniej, a po drugie, kiedy zdecydujecie się na grę multi, macie dostęp do o wiele bardziej rozbudowanych opcji. W wypadku gry wieloosobowej jest jeden zgrzyt. Bardzo szkoda, że tak się stało, ale rywalizować ze sobą może jednocześnie tylko dwóch graczy. No, ale i tak jest wesoło, a poza tym sądzę, że także to rozwiązanie wzięto bezpośrednio z gier konsolowych. Nawet przygotowanie do rozgrywki dwuosobowej jest identyczne- najpierw pierwszy gracz wybiera swoją postać, a następnie drugi. Aby urozmaicić rozgrywkę można dobrać do czterech przeciwników sterowanych przez komputer i ustalić poziom ich umiejętności.
Rywalizacja odbywa się w dwóch głównych kategoriach: wyścig - na początku określacie warunki zwycięstwa, czyli w tym wypadku ilość okrążeń i czas oraz bitwa - do wyboru trzy tryby gry, możliwość określenia warunków zwycięstwa dla każdej gry z osobna, czas trwania walki.
Co pod maską?
Dla określenia grafiki gry nasuwa się sporo określeń, ale najodpowiedniejsze będą chyba: piękna, barwna i efektowna. Tak, to prawda i wcale nie przesadzam. Od momentu uruchomienia gry jesteśmy miło zaskakiwani. Najpierw bardzo sympatyczny i dowcipny filmik wprowadzający, później wspominane już animowane menu, a później sama rozgrywka. Grafika nasycona jest wieloma kolorami, które zmieniają się w zależności od typu rozgrywki i atmosfery panującej na planszy. Efekty świetlne są liczne, ale bez niepotrzebnej przesady i znakomicie podkreślają olbrzymią dynamikę gry. Postacie głównych bohaterów są wykonane w sposób zbliżony do współczesnych kreskówek, ale ponownie widać spore nawiązanie do gier przygotowywanych na konsole. Każda postać jest inna, ma odmienne umiejętności i charakter. Tekstury wykonano na wysokim poziomie i bardzo starannie. W czasie gry nie zauważyłem, aby pojawiały się jakieś defekty, spowodowane wzajemnym nachodzeniem na siebie tekstur, czy niedoróbek grafiki. Wszystkie mapy są bardzo ciekawe, zróżnicowane, starannie wykonane, a co najważniejsze w tego typu grze obfitują w różne niespodzianki, przeszkody i skróty. Są tu przeszkody zmuszające gracza do skakania, wspinania się, robienia uników. Nie zabrakło urządzeń i utrudnień spowalniających nasz bieg, a także wszelkiego rodzaju skrótów i przełączników, które w zależności od sytuacji utrudniają lub ułatwiają szybkie dotarcie do mety. W czasie walki na arenach nie zabrakło efektownych wybuchów i rozbłysków. Na osobną pochwałę zasługuje animacja. Zarówno głównych postaci, jak i innych elementów gry. W tak dynamicznej grze nie mogło zabraknąć muzyki i licznych efektów dźwiękowych. Przez cały czas towarzyszy nam przyjemna muzyczka, a w czasie walki na torze lub arenie dodatkowo słyszymy mnóstwo dźwięków, zarówno tych wydawanych przez uczestników, jak i generowanych przez otoczenie.
Od strony obsługi i interfejsu gra przedstawia się komfortowo. Mamy dostęp do bardzo wielu opcji, od ustawień grafiki, dźwięku i muzyki począwszy po konfigurację sterowania wyścigu i bitwy. Tutaj możemy tworzyć własne profile, które wczytuje się w bardzo wygodny sposób.
Gra jest całkowicie spolszczona, więc mogą w nią grać wszyscy, niezależnie od wieku i znajomości języków obcych. Polska lokalizacja została wykonana na bardzo wysokim poziomie. Chciałbym wspomnieć też o instrukcji, która została wydana w całości po polsku i cechuje się dobrą jakością edytorską.
Atuty gry
Akcja, akcja i jeszcze raz akcja. Naprawdę nie ma krztyny przesady w stwierdzeniu, że w czasie gry w Rayman M nie ma czasu na nudę. Gra się z wypiekami na twarzy i nawet na moment nie można oderwać wzroku od monitora. Drugi element to pogodna atmosfera i brak krwi. Mimo, że rywalizacja jest ostra i w użyciu są często niebezpieczne bronie, nie ma trupów, krwi i fruwających flaków. Do tego dochodzi polska wersja językowa obejmująca grę i instrukcję, zabawni bohaterowie, rewelacyjna, bajecznie kolorowa i efektowna grafika, mnóstwo niespodziewanych zwrotów akcji, osiem postaci do wyboru, konieczność rozwoju i ciągłego podnoszenia umiejętności, które umożliwiają dostęp do nowych elementów gry, pułapki, przeszkody, ciekawe i zróżnicowane plansze, fajna muzyczka i efekty dźwiękowe, no i wspomniane tempo rozgrywki. Wiele z wymienionych wyżej elementów sprawia, że Rayman M staje się ideałem dla generacji młodszych graczy.
Krzysztof „Hitman” Żołyński