Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 listopada 2005, 12:23

autor: Artur Dąbrowski

Pro Evolution Soccer 5 - recenzja gry

Przed nami prequel wirtualnego króla piłek nożnych! Pro Evolution Soccer 5 podnosi konkurencji poprzeczkę o kolejnych parę metrów, usadawiając się wygodnie w fotelu lidera. To symulacja niesamowicie grywalna i realistyczna, a do tego ładna.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Jesień to piękna pora dla fanów piłki nożnej. Wprawdzie w listopadzie już niemalże nie da się rozegrać meczu na szkolnym boisku, ale za to telewizyjna ramówka przepełniona jest spotkaniami klasowych drużyn, a na półkach sklepowych pojawiają się kontynuacje najlepszych serii piłkarskich. W tym roku dostaliśmy FIFĘ 06, FIFĘ Managera 06, Football Managera 2006, a przede wszystkim króla wirtualnych piłek kopanych – Pro Evolution Soccer 5!

Pozornie Pro Evolution Soccer 5 niczym się nie różni od poprzedniej edycji, ale tak naprawdę podnosi konkurencji poprzeczkę jeszcze o kilka metrów, usadawiając się na niezaprzeczalnej pozycji lidera. Jak to się mówi – diabeł tkwi w szczegółach, a w dopieszczaniu swoich gier Konami jest po prostu niedoścignione.

Chleba i igrzysk!

Ligi, puchary...

W kwestii trybów gry nic się nie zmieniło. Wciąż główną opcją zabawy jest Master League, w której to musimy przejść ekipą przypadkowych kopaczy drogę od drugoligowej miernoty do szczytu ekstraklasy. Pomiędzy meczami możemy trenować zespół, kupować nowych piłkarzy czy negocjować kontrakty z naszymi zawodnikami. Poza tym mamy w Pro Evolution Soccer 5 możliwość rozegrania meczu towarzyskiego, pucharu bądź którejś z zawartych tu lig.

Przed samym meczem ustalamy jego długość, wybieramy stadion itd. Jedną z ważniejszych opcji jest, rzecz jasna, poziom trudności. Mamy tutaj – tak jak poprzednio – pięć stopni, a wraz z wejściem na wyższy musimy liczyć się ze znacznie wyższymi wymaganiami. Pierwsze dwa są jak znalazł na początek, natomiast od trzeciego zaczynają pojawiać się poważne schody. Ponadto przed rozpoczęciem pojedynku warto pobawić się w stratega i nieco zmodyfikować ustalenia taktyczne naszego teamu – przydzielić krycie, wybrać indywidualne zadania, poprzesuwać zawodników wedle uznania etc.

Jeśli jesteśmy nowicjuszami, korzystamy z rozbudowanego trybu treningu, który za rączkę prowadzi nas przez wszystkie tajniki rozgrywki. Autorzy pomyśleli nawet o tych, którzy nie wiedzą, co to piłka, a co dopiero nożna, zamieszczając okraszoną obrazkami instrukcję. Trening sytuacyjny z kolei pozwala nam przećwiczyć konkretne zagrywki – zarówno w defensywie, rozgrywaniu piłki, strzelaniu i dryblowaniu. Kiedy opanujemy je wszystkie, możemy spróbować pobić rekordy w części „challenge”.

Licencji jak na lekarstwo

Niestety, Pro Evolution Soccer 5 ma – podobnie jak poprzednie wydania – problem z licencjami. Co prawda na okładkę i ekran tytułowy trafiło dwóch znakomitych piłkarzy (John Terry i Thierry Henry), ale to tylko przykrywka, bo na przykład poza londyńskimi Chelsea i Arsenalem w angielskiej Premiership nie stwierdzamy innych prawdziwych drużyn. Z rzeczywistych lig mamy zaledwie włoską Serie A, holenderską Eredivisie i hiszpańską Primera Division (plus kilka luźnych klubów). Na szczęście Konami udostępniło wbudowany (i rozbudowany) edytor, przy użyciu którego da się doprowadzić wszystko do należytego stanu. Dzięki niemu nie tylko zmienimy nazwy drużyn czy stadionów, ale również stworzymy od podstaw nowych zawodników, a nawet wyedytujemy modele obuwia. Zabawa w tworzenie jest bardzo przyjemna, bo praktycznie nie ma żadnych ograniczeń. Można nawet zmienić szerokość klatki piersiowej, muskulaturę czy proporcje nóg do tułowia piłkarzy.

Becks szpanuje nową fryzurą.

Nowe granie?

Największym zmianom w Pro Evolution Soccer 5 uległa rozgrywka. Niby gra się tak jak w czwórkę, niby trudno wyczuć różnice, jednak po paru meczach okazuje się, że bliski doskonałości model rozgrywki jeszcze się poprawił! W czasie meczu zostajemy obdarzeni niesamowitą wolnością. Tu naprawdę czuć piłkę! Co do usprawnień, zacznijmy od modelu odbioru piłki. Otóż do tej pory wystarczyło trzymać odpowiedni guzik, by efektywnie kryć rywala i w końcu, przy niezłych wiatrach, odebrać mu futbolówkę. Teraz takie działanie prowadzi w 90% przypadków do faulu. Trzeba być zdecydowanie bardziej ostrożnym i celować konkretnie w piłkę. Dryblingi przeprowadza się w bardzo intuicyjny sposób – niekiedy wystarczy tylko przycisnąć jedną ze strzałek, by kiwnąć rywala, natomiast przy użyciu różnych guzików czy manetek da się wykonać bardzo efektowne sztuczki techniczne (takie jak marsylska ruletka, w wykonywaniu której mistrzem jest Zinedine Zidane). Popracowano nieco nad strzałami, dzięki czemu łatwiej jest uderzyć soczyście i w to miejsce, gdzie chcemy. Rzadziej zdarzają się kiksy przy uderzeniach spoza pola karnego, co dokuczało w części poprzedniej. Poza tym pamiętajcie, że aby wycisnąć z Pro Evolution Soccer 5 wszystkie soki, potrzebny jest solidny gamepad!

W prosty sposób wykonuje się wszystkie stałe fragmenty gry. Wystarczy wybrać kierunek i ustalić siłę kopnięcia, nie martwiąc się podkręcaniem piłki czy ustawianiem wysokości uderzenia. No, przy rzutach wolnych da się dodatkowo przywołać kolegę z drużyny do pomocy. Ale akurat do tego rodzaju stałych fragmentów można się przyczepić, gdyż często strzały kierowane w bramkę z dużych odległości lądują daleko od bramki, czasem nawet za linią boczną, pomimo iż wszystko zrobiliśmy właściwie. Rzuty rożne i karne wykonuje się równie łatwo, ale na szczęście nie trafiają się w ich przypadkach żadne babole. To samo tyczy się wyrzutów zza linii bocznej.

Sędzia (nie) kalosz!

Zawody sędziowie prowadzą nieźle, aczkolwiek pojawiają się pewne zastrzeżenia. Nie da się ukryć, że sprawnie interpretują panujące dziś w piłce nożnej zasady, niemniej czasem czynią to zbyt skrupulatnie. Nieraz dyktują faule we wcale nie tak brutalnych sytuacjach, a najbardziej wkurzyć się można, gdy gwiżdżą rzuty karne za lekkie odepchnięcie rywala. Ale zdarzają się im też pozytywne niespodzianki, takie jak odłożone kartki: rywal nas fauluje, sędzia pozwala nam grać dalej, ale wnet tracimy piłkę, po czym arbiter cofa akcję i karze piłkarza, który chwilę wcześniej przewinił. Sędziowie gwiżdżą spalone według odświeżonych niedawno przepisów i nie chwytają za gwizdek, dopóki piłkarz znajdujący się na pozycji spalonej nie dotknie piłki czy nie przeszkodzi w rozegraniu akcji. Twórcy zadbali o atmosferę fair play – kiedy któryś z zawodników będzie leżał na murawie, zwijając się z bólu, a my wybijemy piłkę za boisko, by przerwać grę, przeciwnik nam ją później odda (ale my nie musimy tego robić w analogicznej sytuacji). ;-) O tym, że któryś zawodnik potrzebuje opieki medycznej, poinformuje nas wykrzyknik na żółtym tle.

ŻURAW GOOOL!!!

Ładne to...

Pro Evolution Soccer 5 niewiele się różni pod względem grafiki od poprzedniczki, ale widać nieco poprawek. Primo – bardzo zgrabnie odwzorowano twarze najsłynniejszych piłkarzy. Na niektórych ujęciach wyglądają oni dokładnie jak ci z telewizji, a do tego tak jak trzeba poruszają ustami i brwiami. Ponadto podrasowano trochę tekstury i umiejętnie wykorzystano efekt rozmycia, dzięki czemu na zbliżeniach gra prezentuje się bardzo okazale. Na domiar zawodnicy poruszają się niesamowicie realistycznie, zaś liczba ich ruchów jest niezliczona. Najlepsi zawodnicy poruszają się po boisku w podobnym stylu jak w rzeczywistości – Roberto Carlos robi przed wykonaniem rzutu wolnego słynny rozbieg przypominający skipping, a Ronaldinho rozgrywa piłkę z właściwą dla niego nonszalancją. Miło nawet popatrzeć, jak kopacze upadają na murawę na kilkanaście różnych sposobów. Motion capture jest doprawdy klasowy!

Cieszy również dbałość o szczegóły, która objawia się wypuszczanymi ze spodenek po rozpoczęciu meczu koszulkami czy dobrze odwzorowanymi strojami czołowych klubów (ot, przykładowo na koszulkach Realu Madryt pojawiła się specyficzna dla tego zespołu w sezonie 2005/2006 czcionka). Przyłożono się dosyć do wyglądu wybranych polskich piłkarzy – Żurawskiego, Krzynówka czy Dudka – tego pierwszego umieszczając poza tym w pierwszym składzie Celtiku Glasgow. Stadiony są w głównej mierze fikcyjne, ale wyraźnie wzorowane na prawdziwych obiektach. Fajnie, że ilość kibiców na kolejnych meczach zależy od formy i pozycji w tabeli drużyny gospodarzy. Zdarza się nawet grać przy prawie pustych trybunach.

Pro Evolution Soccer 5 nie prezentowałaby się tak świetnie, gdyby nie wysoka ilość wyświetlanych na sekundę klatek. Od zawsze ceniłem w tej serii płynność przesuwania się ekranu i poruszania się piłkarzy, więc bardzo ucieszyło mnie to, że nawet na poczciwym kaszlaku piątka działa bez zarzutu. Na średnich detalach wszystko się wręcz przelewa – zarówno w czasie gry, jak i na zbliżeniach – nie ma żadnych przeskoków.

Troszkę się tu pobawię i moja drużyna będzie grała po mistrzowsku...

Co z audio?

Muzyka przygrywająca nam w czasie zwiedzania menu to rytmy łatwe i przyjemne dla ucha. Brak tutaj znanych wykonawców, ale nic a nic to nie przeszkadza. Zresztą to nie byłaby już ta sama gra, gdyby wrzucono do niej utwory zespołów popowo-rockowych. Odgłosy w czasie meczów są nieco lepsze niż w czwórce, kibice jakby bardziej żywiołowo reagują na naszą grę. Szkoda tylko, że całokształt psuje komentarz, który stoi – tak jak poprzednio – na dość przeciętnym poziomie. Komentatorzy się nie zmienili i nadal przynudzają swoimi powtarzającymi się tekstami, które dodatkowo bardzo często mają niewiele wspólnego z akcją. A nazwisko Tomasza Rząsy wymawiają mniej więcej tak: „rizarza”.

Zapraszamy na tron!

Pro Evolution Soccer 5 to wspaniała gra. Jeśli marzyłeś o symulacji piłkarskiej z prawdziwego zdarzenia, to ten tytuł spełni bez reszty Twoje oczekiwania. Brakuje mu licencji i dużych pieniędzy wydanych na marketing, ale doskonale broni się REWELACYJNĄ rozgrywką, bardzo wysokim realizmem, fantastyczną dbałością o szczegóły i świetną oprawą graficzną. A zatem – jeśli masz czas i chęci na poprowadzenie wirtualnego teamu, biegnij czym prędzej do sklepu!

Artur „Roland” Dąbrowski

PLUSY:

  • rewelacyjna zabawa!
  • realizm (dobrzy sędziowie);
  • świetna oprawa graficzna;
  • rozbudowane tryby zabawy;
  • edytor pozwalający prawie na wszystko.

MINUSY:

  • niewiele licencji;
  • nudny i zawodny komentarz.
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.