Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 18 maja 2010, 18:01

Prince of Persia: Zapomniane Piaski - recenzja gry

Uzbrojony w potężną moc żywiołów i silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej Książę Persji powraca, by raz jeszcze zaprezentować światu swe fantastyczne zdolności. Jak wypada zapomniany epizod sagi o Piaskach Czasu? Przekonajcie się już teraz, czytając naszą

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

Wybaczcie przydługi wstęp, ale muszę to powiedzieć: przyznaję się bez bicia – jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle nie wierzyłem w ten produkt. Po Zapomnianych piaskach spodziewałem się wyłącznie niegodnego uwagi gniota, którego jedynym celem będzie wydojenie kasy od fanów, marzących o powrocie ich ulubionego bohatera. Optymizmem nie napawało mnie przede wszystkim to, że Ubisoft koniecznie chce zdążyć z wydaniem nowych przygód Księcia na premierę filmu. W końcu proces produkcji gry do najkrótszych nie należy, a sztywne terminy raczej krępują ręce twórcom, niż pozwalają rozwinąć skrzydła. Nadziei nie budziła także nagła chęć powrotu do trylogii Piasków Czasu. Co prawda eksperyment w postaci gry Prince of Persia z 2008 roku nie znalazł uznania wśród sporej części graczy (dla przykładu – ja wytrzymałem z nim niespełna dwie godziny), ale miał też swoich zagorzałych zwolenników. Poza tym, co z tą podkreślaną w wywiadach chęcią odświeżenia marki? Miał nią być powrót do trylogii, definitywnie zamkniętej kilka lat temu? Co zatem z fabułą nowej gry, która miała opowiedzieć o życiu Księcia pomiędzy Piaskami Czasu a Duszą wojownika? Przecież w trylogii zmajstrowana przez Ubisoft Montreal historyjka momentami ledwo trzymała się kupy, a tu jeszcze próbuje się wcisnąć na siłę kolejny epizod.

Ratash, demoniczny przedstawiciel Ifrytów, jestgłównym przeciwnikiem Księcia w grze.

W takich oto nastrojach przystąpiłem kilka tygodni temu do testowania wersji prasowej i po spędzeniu z nią dłuższego czasu doszedłem do wniosku, że nie jest źle. Powiem więcej – stwierdziłem, że Zapomniane piaski prezentują się zaskakująco dobrze – gra nie tylko powiela to co najlepsze w pamiętnej trylogii, ale również dodaje nieznane wcześniej, bardzo ciekawe rozwiązania. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, zacząłem z coraz większą niecierpliwością wypatrywać pełnej wersji gry. I co? Warto było czekać? Zobaczcie sami.

Akcja Zapomnianych piasków rozgrywa się w trakcie siedmioletniej przerwy, jaka miała miejsce pomiędzy wydarzeniami opowiedzianymi w Piaskach Czasu i Duszy wojownika. Okazało się, że twórcy nie mieli najmniejszych problemów z dopisaniem kolejnego epizodu do znanej już doskonale historii, bo Książę kończył pierwszą odsłonę trylogii z czystą kartą i na dobrą sprawę później mogło wydarzyć się wszystko. Wybrano więc wariant bezpieczny.

W fabułę gry wprowadza bardzo ładna introdukcja, w której jesteśmy świadkami przybycia Księcia do twierdzy rządzonej przez jego brata Malika. Drugi z potomków króla Sharamana nie ma łatwego życia – jego włości są aktualnie atakowane przez olbrzymią armię, która sukcesywnie prze naprzód i wdziera się coraz dalej w głąb fortecy. Przeczuwając nadchodzącą klęskę, Malik decyduje się sięgnąć po ostateczne rozwiązanie i udaje do krypty w świątyni Salomona, by za pomocą magicznej pieczęci uwolnić mityczne wojsko i przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.

Tradycyjnie już wszystko wali się z chwilą wykorzystania artefaktu. Pieczęć uwalnia Piaski, które zamieniają w posągi prawie wszystkich żołnierzy, jacy znajdują się w twierdzy. Jednocześnie spod ziemi wyrasta armia bezwzględnych szkieletów, które rozpoczynają polowanie na pozostałych przy życiu ludzi. Należą do nich również Książę i Malik. Bracia natychmiast przystępują do walki z zagrożeniem, szukając sposobu na unicestwienie hordy nieumarłych.

Zapewne zastanawiacie się, jak powyższa opowiastka wpisuje się w pozostałe odcinki trylogii. Odpowiedź jest prosta: nijak. Fabuła Zapomnianych piasków to zupełnie odrębny epizod, który nie ma związku ani z wcześniejszymi, ani z późniejszymi przygodami Księcia Persji. W całej grze bohater wypowiada dwie kwestie, które odnoszą się do poprzednich wydarzeń: jedna dotyczy Farah, druga tytułowych Piasków. I to wszystko.

Zdecydowanie bliższa pamiętnej trylogii jest sama konstrukcja gry, w której występuje wyraźny podział na część zręcznościową (akrobatyka) i bitewną (walki z przeciwnikami). Pod względem budowy Zapomniane piaski do złudzenia przypominają to, co widzieliśmy wcześniej, np. w Duszy wojownika. Są nawet specjalnie wydzielone fragmenty, których celem jest pokonywanie korytarzy najeżonych wymyślnymi pułapkami. Wniosek jest zatem prosty: jeśli kochacie Księcia Persji z okresu sagi o Piaskach Czasu, to nowy produkt Ubisoftu jest stworzony idealnie dla Was.

Od strony zręcznościowej Zapomniane piaski są absolutnie bez zarzutu. Trzeba nieźle kombinować, żeby przedrzeć się przez kolejne lokacje, najpierw odnajdując ten jedyny, właściwy sposób na pokonanie danego problemu, a następnie realizując go w praktyce. Zapomnijcie o poprzedniej grze, która przechodziła się praktycznie sama – tutaj wiele razy będziecie zmuszeni zatrzymać się, by przemyśleć kolejne posunięcia. Oprócz trudnych sekcji zręcznościowych, wymagających maksymalnego skupienia, dostaniecie także szansę rozwiązania kilku zagadek logicznych – z reguły związanych z przestawianiem kół zębatych oraz innych mechanizmów. Co prawda nie należą one do zbyt skomplikowanych, ale od czasu do czasu rozruszają Wasze szare komórki.

Moce żywiołów mocno ułatwiają i tak niezbyt trudną walkę.

Jeśli chodzi o samą akrobatykę, autorzy nie tylko skorzystali z dobrze znanych rozwiązań, ale wprowadzili również nowe, zaskakujące pomysły. Przy okazji testu wersji beta wynosiłem pod niebiosa możliwość natychmiastowej zamiany wody w lód i związanych z tym atrakcji – jak się okazało, w pełnej wersji gry pojawiły się dodatkowe dwie moce, które wpływają na sposób poruszania się Księcia po kolejnych planszach. Pierwszą z nich jest lot nurkowy, który wykonuje się w kierunku innych istot żywych – z jego pomocą można pokonywać przepaście, a nawet poruszać się w powietrzu, o ile w okolicy przebywają czarne ptaki, pełniące funkcję przystanków w podniebnych podróżach. Drugą z nowości jest możliwość odtwarzania plansz na podstawie wspomnień Razii – dżina pomagającemu nam w trakcie całej przygody. Po zdobyciu tej umiejętności gracz widzi na ekranie nieistniejące fragmenty lokacji, które urzeczywistniają się dopiero po naciśnięciu odpowiedniego przycisku. We właściwym momencie trzeba tę wiedzę wykorzystać, by np. złapać się materializującego się na naszych oczach drążka czy wskoczyć na niewidoczny wcześniej podest. Pomysł jest po prostu kapitalny i niesamowicie urozmaica typowy dla Księcia sposób przemierzania świata.

Największym atutem Zapomnianych piasków jest jednak wspomniane wcześniej zamrażanie wody. Książę może w dowolnym momencie zamienić w lód każdą życiodajną ciecz, bez względu na to, czy będzie to tryskający ze ściany strumień, czy też ogromny wodospad. W zależności od tego, co zamrażamy, otrzymany efekt jest inny. Lejąca się z rury woda natychmiast przemienia się w słup, po którym można się wspinać, natomiast po zlodowaceniu wodospadu uzyskujemy twardą ścianę, po której można biegać, a także odbijać się od niej.

Wykorzystanie wszystkich tych umiejętności jest kluczem do sukcesu w grze. Konstrukcja plansz, zwłaszcza w późniejszej fazie zmagań, zmusza do szybkich i prawidłowych reakcji na piętrzące się na naszej drodze problemy, a wszelkie błędy są natychmiast surowo karane. Są takie momenty w Zapomnianych piaskach, że w ciągu paru sekund musimy przedrzeć się np. przez sześć wodospadów, zamrażając tylko niektóre z nich i wykorzystując je jako punkt oparcia dla kolejnego skoku. Jeśli dodamy do tego inne przeszkody, które cały czas utrudniają wykonywanie akrobacji, dojdziemy do słusznego wniosku, że konstruując etapy autorzy wykonali kawał świetnej roboty.

O ile do zręcznościowej części gry trudno się przyczepić, o tyle walka – drugi, niezwykle istotny składnik każdej produkcji z serii Prince of Persia – pozostawia sporo do życzenia. Największą zmianą w stosunku do poprzednich odsłon jest brak predefiniowanych kombosów. Ciosy zadajemy w bardzo prosty sposób: wciskając bądź przytrzymując przycisk odpowiedzialny za wykonanie akcji. W pierwszym przypadku Książę tnie wrogów mieczem szybko, ale niezbyt mocno, w drugim natomiast potrafi przyłożyć ze zdecydowanie większą siłą, ale zbierając energię potrzebną do uderzenia, na chwilę zamiera w bezruchu. W grze dostępny jest ponadto kopniak, który sam w sobie nie jest bronią ofensywną. Z jego pomocą można wytrącać z równowagi wrogów wyposażonych w tarcze oraz zrzucać przeciwników w przepaść. Bloku w ogóle nie ma – w sytuacji kryzysowej nasz bohater może jedynie przeturlać się we wskazanym kierunku, unikając kontaktu z oponentami.

Tytan, nie tytan – bęcki dostać musi.

Dodatkiem do niezwykle oszczędnego garnituru ciosów są moce specjalne, kupowane za zdobyte w walce punkty doświadczenia (skojarzenia z serią God of War są tu jak najbardziej na miejscu). Nasz śmiałek może udoskonalać w ten sposób cztery zaklęcia – jedno defensywne (tarczę z kamienia) i trzy ofensywne (przeszywającą oponentów falę lodu, kroczącą za bohaterem ścieżkę ognia, która trawi dotknięte nią stwory, i potężne uderzenie wiru powietrza). Bez wątpienia najbardziej użyteczne jest pierwsze z nich, gdyż przez kilkanaście sekund zabezpiecza postać przed odniesieniem jakichkolwiek obrażeń. Pozostałe moce również okazują się przydatne, zwłaszcza podmuch, który potrafi mocno przetrzebić szeregi otaczających naszego śmiałka wrogów. Manę potrzebną do korzystania z zaklęć zdobywamy, zabijając przeciwników oraz niszcząc leżące tu i ówdzie wazy. Podobnie wygląda kwestia regeneracji sił witalnych. Książę nie leczy się już, pijąc wodę (ta w Zapomnianych piaskach nabrała zupełnie innego znaczenia), ale gromadząc czerwone kule energii, wypadające z dzbanów, garnków itp.

Na podstawie powyższego opisu mechanika walki może wydać się dość uboga, ale w Zapomnianych piaskach takie rozwiązania w zupełności wystarczają, by szerzyć wojnę, śmierć i zniszczenie. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest prosta: wrogowie nie stanowią praktycznie żadnego wyzwania. Podczas całej przygody unicestwicie co najmniej kilka tysięcy potworów (tak, to nie żart!) i nawet w sytuacji, gdy zostaniecie otoczeni przez pięćdziesięciu agresorów naraz, nigdy nie będziecie na straconej pozycji. Twórcy postawili na widowiskowość starć, zapominając o tym, że walka musi być odpowiednim wyzwaniem. W rezultacie Książę stał się tak skuteczną maszyną do zabijania, że w niczym nie ustępuje Kratosowi w serii God of War. Absurdalna pod tym względem jest zwłaszcza końcówka gry, gdzie nasz śmiałek musi położyć pokotem setkę, a może nawet znacznie więcej szkieletów, broniących dostępu do finałowej lokacji. Z pokonaniem owej hordy ożywieńców nie ma żadnych problemów – dzięki zdobytej chwilę wcześniej broni Książę ubija kolejnych przeciwników tak łatwo, jakby odganiał się od much. Niepotrzebne są nawet magiczne zdolności.

Zdecydowanie bardziej skomplikowane są w Zapomnianych piaskach starcia z bossami, ale i tu nie ma się za bardzo czym podniecać – potyczki takie należą do rzadkości i w zasadzie tylko dwie z nich naprawdę zasługują na uwagę. Pojawiające się od czasu do czasu ogromne stwory, które na początku zmagań wzbudzają respekt, w późniejszej fazie rozgrywki również przestają być jakimkolwiek wyzwaniem. Książę jest po prostu zbyt mocny, a o podniesieniu poziomu trudności rozgrywki nie ma w ogóle mowy – gra oferuje bowiem stopień normalny... i łatwy. Szkoda.

Pod względem technicznym oprawa wizualna Zapomnianych piasków stoi na przeciętnym poziomie – najnowsze dzieło Ubisoftu prezentuje się wyraźnie gorzej niż Assassin’s Creed II, choćobie gry pracują na tym samym silniku. Na brak fajerwerków można jednak przymknąć oko, gdyż ogólnie nowy Książę wypada całkiem przyzwoicie – w tego typu produkcjach duże znaczenie ma projekt i wygląd poszczególnych lokacji, a na te narzekać raczej nie można. Jeśli zaś chodzi o udźwiękowienie, z zadowoleniem przyjąłem fakt, że w rolę Księcia ponownie wcielił się Yuri Lowenthal (Piaski Czasu, Dwa trony). Z muzyką było już nieco gorzej, bo Ubisoft po raz pierwszy od lat zrezygnował z usług Stuarta Chatwooda i Inona Zura. Odpowiedzialny za część utworów Steve Jablonsky co prawda dał radę, ale pozostałe kawałki, przygotowane przez innego kompozytora, już takie dobre nie są i na pewno nie zapadną w pamięć tak jak soundtracki z trylogii.

Część akrobatyczna to najjaśniejszy punkt tej gry.

Po dziewięciogodzinnej przygodzie z Zapomnianymi piaskami mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nowy produkt Ubisoftu ma dwa oblicza. Z jednej strony gra potrafi zachwycić przemyślaną i wciągającą częścią akrobatyczną, głównie dzięki świetnym usprawnieniom w doskonale znanej mechanice. Nie da się jednak ukryć, że na drugim biegunie znajduje się walka – prosta, niezbyt trudna i cholernie widowiskowa, bo nastawiona na totalną rzeź. Pewnie Książę anihilujący dziesiątki stworów naraz przypadnie komuś do gustu, ale ja tego nagłego zwrotu w stronę Kratosa nie kupuję. Walka w Prince of Persia zawsze będzie kojarzyć mi się z technicznymi sztuczkami (wykorzystanie środowiska, kombosy), a nie z totalną jatką, której dokonuje się, waląc paluchem w jeden przycisk.

Zdanie o Zapomnianych piaskach mam dziś zdecydowanie lepsze niż kilka miesięcy temu, kiedy wydawały mi się nikomu niepotrzebną zapchajdziurą w kultowej trylogii. Przyznam szczerze, że w przeciwieństwie do wydanej w 2008 roku poprzedniczki tym razem bawiłem się całkiem nieźle – głód był tak ogromny, że całą grę ukończyłem jednego dnia w dwóch podejściach. Powrót Księcia zaliczam więc do udanych, choć nie będę wciskał Wam kitu, że jest to arcydzieło. Nie jest. Dusza wojownika nadal pozostanie dla mnie najlepszym PoP-em w historii. Zapomniane piaski w moim prywatnym rankingu znalazły się tuż za Dwoma tronami, które do niedawna zamykały zestawienie najlepszych odsłon sagi o Piaskach Czasu.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  • kapitalnie zrealizowana akrobatyka, która nie tylko powiela najlepsze rozwiązania z trylogii, ale przynosi ciekawe, oryginalne pomysły;
  • odpowiednio trudna w części zręcznościowej gra nie przechodzi się sama;
  • od czasu do czasu zmusza do wysilenia szarych komórek;
  • bardzo ładne i zróżnicowane lokacje;
  • świetny klimat, nasuwający skojarzenia z trylogią.

MINUSY:

  • zaniedbana walka: niewielka różnorodność ciosów, brak kombosów i bardziej skomplikowanych technik, niewymagający przeciwnicy;
  • przeciętna jakość techniczna oprawy wizualnej;
  • rozczarowująca fabuła, brak nawiązań do trylogii.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Recenzja gry Prince of Persia: Zapomniane Piaski na PC
Recenzja gry Prince of Persia: Zapomniane Piaski na PC

Recenzja gry

Po kilku tygodniach opóźnienia w stosunku do edycji konsolowych, Zapomniane piaski wreszcie zagościły na pecetach. Jak wypadła konwersja? Tego dowiecie się z naszej recenzji.

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.