Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Mass Effect 3: Lewiatan Recenzja gry

Recenzja gry 3 września 2012, 12:30

autor: Filip Grabski

Potwór z głębin - recenzja dodatku Leviathan do gry Mass Effect 3

Bioware przygotowało krótką opowieść pełną ważnych informacji dla fanów trzeciej części serii Mass Effect. Sprawdzamy, jak groźny jest legendarny Lewiatan i co jego obecność wniesie do wojny ze Żniwiarzami.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • nieźle napisana, ciekawa historia z posępną atmosferą;
  • fajny, choć krótki, motyw z podwodnym mechem;
  • wyrównany poziom zawartości, nie nudzi się.
MINUSY:
  • tak naprawdę nic nowego (poza mechem);
  • chciałoby się więcej za niższą cenę.

Leviathan to trzeci (po premierowym From Ashes i darmowym Extended Cut) stricte fabularny dodatek do Mass Effecta 3, który miłośnikom tego uniwersum oferuje około trzygodzinną opowieść. Produkt ten to przede wszystkim fabuła, gdyż nowych mechanizmów rozgrywki brak (choć pojawiają się dobrze przemyślane urozmaicenia), i trzeba przyznać, że pod tym względem gra prezentuje się bardzo przyzwoicie.

Po ściągnięciu i zainstalowaniu DLC na naszym prywatnym terminalu pojawia się wiadomość od admirała Hacketta, który zaleca wizytę na Cytadeli. Chodzi o laboratorium niejakiego doktora Garreta Brysona, rzekomo posiadającego megahiperważne informacje, mające pomóc wszystkim pokonać Żniwiarzy. Shepard posłusznie pędzi do celu, a tam pojawia się nowa opcja – lądowanie na terenie wspomnianego kompleksu, gdzie poznajemy brodatego naukowca i jego dzielnego pomocnika. Wymianę zdań można skrócić do: artefakt, tajemnica, wieloletnie badania, coś zabiło Żniwiarza, Lewiatan. Zbyt długo jednak nie cieszymy się towarzystwem pana Brysona, bowiem opętany przez tajemniczą siłę asystent strzela doń ze skutkiem śmiertelnym. I w tym właśnie momencie zaczynamy prawdziwą przygodę.

Lewiatan – pięciokrotnie wspomniany w Biblii mityczny morski potwór, którego nazwa najprawdopodobniej pochodzi od arabskiego słowa „lawiya”, co oznacza „skręcać” lub „zwijać”. O lewiatanie mówi się także w judaizmie (była to ogromna ryba stworzona piątego dnia); monstrum to często bywa utożsamiane z demonem lub samym szatanem.

Celem Sheparda jest odkrycie, kim lub czym jest tajemniczy Lewiatan z Dis (ciekawostka: o znalezisku tym wspomniano już w pierwszym Mass Effekcie, gdy na wrak gigantycznego, żyjącego statku kosmicznego natrafili batarianie), w jaki sposób istota ta była w stanie zabić Żniwiarza i gdzie można ją odnaleźć. DLC w tym momencie zabawy przypomina prostą przygodówkę – poszukujemy śladów i wskazówek, a potem na kosmicznej mapie wprowadzamy kolejne filtry, by zawęzić obszar łowów. Nie jest to trudne (choć oczywiście można przerwać wcześniej i bawić się w skanowanie kilku wytypowanych systemów, zamiast udać się od razu do tego konkretnego), toteż szybko zostajemy skierowani do kolejnej nowej lokacji. Mimochodem napomknę, że w tym momencie klimat historii został odpowiednio zagęszczony, co bardzo przypadło mi do gustu.

Prócz kilku konwersacji przyjdzie nam także pozbyć się małego oddziału Żniwiarzy, a w ramach urozmaicenia wprowadzono tu element znany z gry w sieci – eskortowanie i pilnowanie drona.

Shepard i EDI ekstrapolują kurs.

Konstrukcja Leviathana to taki trochę ping-pong. Na Cytadeli znajdujemy ślady, lecimy do jakiegoś nowego miejsca, tam strzelamy i gadamy, znajdujemy COŚ i musimy wrócić do laboratorium po kolejne wskazówki. Po paru chwilach „przygodówkowania” znów jesteśmy kierowani do kolejnego systemu i tak dalej. Całość trwa niecałe 3 godziny (nawet przy dokładnym przeszukiwaniu lokacji, wyczerpywaniu wszystkich tematów rozmów i pozbywaniu się każdego oponenta) i przez ten czas na pewno nie zdąży się Wam znudzić. W trakcie wojaży odnajdujemy garść nowego sprzętu (jest czym postrzelać i jest czym ulepszyć posiadaną broń – znajdźki w ME3 w zdecydowanej większości nie robiły na mnie żadnego wrażenia, ale omni-bagnet do karabinu to fajny dodatek), możemy też upiększyć kabinę Normandii krzyczącą głową huska (skojarzenia z filmem Prometeusz jak najbardziej na miejscu) i przeskanować kilka nowych systemów w poszukiwaniu zasobów wojennych. Solidnie.

Wieloletnie badania nad Lewiatanem przyczyną pogorszenia cery doktora.

Leviathan to jednak przede wszystkim opowieść. BioWare przygotowało naprawdę interesującą historię, która doskonale wpisuje się w niedoskonałe zwieńczenie serii (czyli: podobało Ci się zakończenie ME3 – z szerokim uśmiechem na twarzy poznasz tajemnicę Lewiatana; jesteś przeciwnikiem znanego wszystkim finału – najnowsze DLC raczej nie zmieni Twojego zdania) i w ciekawy sposób rozbudowuje naszą wiedzę o uniwersum. By nie zdradzać zbyt wiele, napiszę jedynie, że dowiecie się, jak powstali Żniwiarze, dokładniej poznacie motywację ich działania, no i oczywiście odkryjecie czym/kim faktycznie jest Lewiatan. Ja sam zakończeniem sagi nie byłem jakoś specjalnie rozczarowany, szczególnie że Extended Cut uzupełniło część luk i naprawiło kilka byków (choć zdecydowanie bardziej przemawia do mnie pogrzebana wersja scenariusza z motywem Ciemnej Energii), i muszę przyznać, że wątek Lewiatana bardzo mi się podoba. Daje jednocześnie szansę na stworzenie całej masy nowych historii z nim związanych (może jakiś solidny, rozbudowany prequel?)

Kosiarze odlatują do ciepłych krajów.

W ogólnym rozrachunku DLC okazuje się produktem dobrym. Otrzymujemy cztery zupełnie nowe lokacje (bardzo bogate w szczegóły laboratorium na Cytadeli, klasyczną kosmiczną, szarą i smutną instalację na asteroidzie, słoneczną planetę Namakli, oraz finałowy wodny świat, w którym mamy okazję do krótkiego kierowania podwodnym mechem – nawiasem mówiąc, jest to bardzo ładna sekwencja), kilka nowych systemów zapewniających mały bonus do siły militarnej w ostatecznym starciu, garstkę sprzętu i jedną nową umiejętność dla Sheparda (dominacja, czyli przejmowanie kontroli nad umysłem przeciwnika i zmuszanie go, by chwilowo walczył po naszej stronie). Gwoździem programu jest oczywiście fabuła i dialogi (zarówno te główne, jak i poboczne, zasłyszane gdzieś przypadkiem), do których nie mam żadnych zastrzeżeń. Leviathan będzie łakomym kąskiem przede wszystkim dla miłośników zdobywania wiedzy o uniwersum, choć fani strzelania też znajdą tu coś dla siebie. Jeśli więc chcecie jeszcze przez chwilkę poratować galaktykę w skórze Sheparda, jest to doskonała do tego okazja.

Filip Grabski

Filip Grabski

Z GRYOnline.pl współpracuje od marca 2008 roku. Zaczynał od pisania newsów, potem przeszedł do publicystyki i przy okazji tworzył treści dla serwisu Gameplay.pl. Obecnie przede wszystkim projektuje grafiki widoczne na stronie głównej (i nie tylko) oraz opiekuje się ciekawostkami filmowymi dla Filmomaniaka. Od 1994 roku z pełną świadomością zaczął użytkować pecety, czemu pozostaje wierny do dzisiaj. Prywatnie ojciec, mąż, podcaster (od 8 lat współtworzy Podcast Hammerzeit) i miłośnik konsumowania popkultury, zarówno tej wizualnej (na dobry film i serial zawsze znajdzie czas), jak i dźwiękowej (szczególnie, gdy brzmi ona jak gitara elektryczna).

więcej

Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem

Recenzja gry

Metaphor: ReFantazio to ogromne, naprawdę ogromne jRPG, w którym przepiękna oprawa audiowizualna idzie w parze z angażującym systemem walki i genialnymi projektami przeciwników - szkoda, że w warstwie fabularnej nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.