Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 2 stycznia 2003, 14:02

autor: Maciej Hajnrich

NBA Live 2003 - recenzja gry

Po rocznej przerwie na rynek gier PC powraca jedna z najbardziej widowiskowych gier sportowych EA Sports – NBA Live 2003. Głównym celem, jaki przyświecał twórcom gry, było zwiększenie tempa rozgrywania akcji na parkiecie i tym samym realizmu rozgrywki.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Coroczne “obchody” kolejnych premier gier spod znaku EA Sports już od dawna wpisały się w harmonogram zajęć mnóstwa graczy na całym świecie. I nie ma się co dziwić, bowiem to właśnie gry z serii FIFA, NHL, NFL czy NBA Live (i jeszcze kilka innych) pozyskały sobie miano najlepszych – nawet jeśli takimi nie były. Pominąwszy scenę konsolową, która w zasadzie jest całkiem inna. Gry powstające z myślą o posiadaczach konsol są, uogólniając, arcadeowe, natomiast tworząc program z myślą o komputerach osobistych trzeba wziąć pod uwagę także miłośników symulacji. Postęp oraz coraz bardziej wyrafinowane gusta klientów automatycznie zmuszają EA do ulepszania swoich produktów, i to nie tylko od strony graficznej. Owy postęp można było zauważyć w pozostałych grach, ale z pewnością nie w ostatnich odsłonach NBA Live. Każda kolejna część po ’98, choć jeszcze lepsza, nie była żadną rewolucją. Tym bardziej 2001, która tylko zapachniała świeżością obiecywaną przez producenta. Osobiście podpisuję się pod opinią, że najlepszym rozwiązaniem było nie ukazanie się NBA Live 2002 – w końcu ile razy można przerabiać to samo. Jednak wszystkie informacje dotyczące ósmej edycji wskazywały na to, że tym razem dostaniemy to, na co czekaliśmy. Czy tak jest naprawdę?

NBA Live 2003 wita niezbyt ciekawym intrem przedstawiającym fragmenty rozgrywek z samej gry. Rozwiązanie w stylu telewizyjnego klipu łączącego najlepsze ujęcia z prawdziwych zmagań pod koszem było znacznie lepsze. O wiele lepiej wypadła ścieżka dźwiękowa utrzymana w klimatach hip-hopu. Nagrania powstały specjalnie z myślą o grze i w większości z nich można usłyszeć tytuł gry rymowany przez któregoś z artystów. A tych jest sporo, i to najlepszej klasy: Busta Rhymes, Snoop Dogg, Fat Joe, Fabolous, Hot Karl i inni. Zresztą wszyscy wypisani, za wyjątkiem Snoopa, plus B Rich i DJ Clue są dostępni jako zawodnicy po wcześniejszym odblokowaniu. Interfejs jest tradycyjny – czytelny, intuicyjny i działa szybko. Tym razem autorzy zrezygnowali z pomysłu „hali sportowej” – i dobrze.

Do wyboru dostępnych jest kilka trybów rozgrywki, w tym mecz, sezon, play-off, trening oraz manager (franchise). W tym ostatnim możliwe jest kreowanie własnych graczy (i zarządzanie nimi), drużyn, prowadzenie ich przez sezon itp. Na początek najlepszy będzie trening albo pojedynek jeden-na-jednego, w którym gracz wybiera dwóch zawodników z całej ligi. Klawiszologia nie jest skomplikowana i nie powinna sprawić większych trudności nawet początkującym graczom. Nie zmienia to jednak faktu, że aby wygrać trzeba poświęcić grze kilka godzin. Oczywiście dostępnych jest kilka poziomów trudności. Na uwagę zasługuje system kontroli Freestyle pozwalający tworzyć istne komba w trakcie ataku i obrony. Użycie klawisza kierunkowego z ‘jab’ daje mnóstwo możliwości. Nie mam na myśli tylko efektu wizualnego, ale ogranie przeciwnika w widowiskowy sposób daje dużo satysfakcji. Ciekawsze zagrania zasługują na powtórkę, których w nowym Live nie brakuje. Szczególnie, jeśli chodzi o te mistrzowskie – asysty, wsady, trójki. Kamera koncentruje się na koszykarzu, tempo zwalnia i widać wszystkie najdrobniejsze szczegóły w animacji ruchu postaci, uginającego się kosza, obracającej się piłki czy wreszcie wiwatującej publiczności na tle dziesiątek błyskających z widowni flashy.

Silnik gry zasługuje na miano wyśmienitego. Poruszanie się w menu jest sprawne, wolne od zacięć. Automatyczne replaye mogą być szybko wyłączone poprzez naciśnięcie któregoś z klawiszy w taki sposób, aby zbytnio nie oderwać się od rozgrywki. Poza tym w każdej chwili możliwe jest włączenie powtórki oferującej widok z różnych ustawień kamery skoncentrowanej na dowolnych zawodniku. Natomiast przy pomocy „aparatu” wykonywany jest screenshot. Szczegóły, ale cieszą. Seria Live znana jest z najwyższego poziomu graficznego. Szczegółowe modele odwzorowujące rzeczywistych koszykarzy, dokładne tekstury ich twarzy, całego ciała (tatuaże, opaski, gogle itp.) oraz ubioru wyglądają bardzo dobrze. Nawet rezygnując z pewnych efektów graficznych całokształt pozostaje bez zmian. Przy okazji powtórek warto przyjrzeć się modelowi fizycznemu – wszystko wygląda jak w rzeczywistości. Każdy ruch jest dokładnie i naturalnie animowany. Animacja dryblingu, podań, rzutów, wsadów, fauli i zbiórek jest zależna od sytuacji na boisku toteż prawdopodobieństwo powtórzenia się takiego samego zachowania jest stosunkowo małe. Do tego dochodzi specyficzne zachowanie zawodników, po czym można ich także rozpoznać.

Dodatki w stylu „lustrzanego” parkietu zdążyły się już dobrze zadomowić w serii. Jednak nowością, czy raczej spełnieniem obietnic składanych przed premierą NBA Live 2001 jest obecność sędziego oraz normalnej ławki rezerwowych, z graczami i trenerem udzielającym wskazówek. Czasem w trakcie meczu słychać jego wykrzykiwania. Publiczność pewnie jeszcze długo nie będzie w pełni trójwymiarowa, ale przecież nie o to chodzi. Mecze stają się jeszcze bardziej widowiskowe, szczególnie przy wypełnionej po brzegi hali. Dźwięki mu towarzyszące wspaniale oddają atmosferę. Słychać piski butów, uderzenia o tablicę, muśnięcie siatki przez piłkę, komentatora (w tej roli Calvin Murphy), wspomnianego już trenera, muzykę wypełniającą halę no i oczywiście ścieżkę audio. Śmiało można powiedzieć, że pod tym względem NBA Live trzyma się bardzo dobrze, a poprzeczka została podniesiona jeszcze wyżej. Mniej ciekawie wyglądają przerywniki, które za pierwszym razem są zabawne, ale szybko stają się nudne. Ta sama sztuczka z klepnięciem sędziego i zabraniem mu piłki na początku meczu, albo rozdawanie autografów po jego skończeniu są denerwujące.

Sztuczna inteligencja to kolejna zaleta programu. Gracze zachowują się i reagują naturalnie i logicznie lecz zdarzają się pomyłki. Ale dzięki temu gra jest bardziej nieprzewidywalna i kiedy na boisku robi się prawdziwe zamieszanie trudno jest połapać się „co, gdzie i jak”. Tym niemniej sami szukają dogodnych pozycji bądź próbują odebrać piłkę. Mimo wszystko w zbiórkach nie są najlepsi, brakuje tej agresywności w walce o piłkę. Bywa to kłopotliwe kiedy kamera jest dosyć oddalona od piłki, którą trudno dostrzec z większej odległości. Swoją drogą kamera ma kilka ustawień, znacznie mniej niż np. w FIFA 2003, co chyba można by łatwo zmienić. Powracając do AI – denerwujący fakt częstszego trafiania „trójek” przez komputer nadal dokucza, ale sytuacja uległa poprawie. Grając nawet na najniższym poziomie trudności niemożliwe jest przejście dwóch czy trzech obrońców bez żadnego wsparcia. Przeciwnicy nie są głupi i najprostsze drogi zdobycia punktu szybko mogą być odcięte.

Podawanie piłki jest bardzo łatwe, nawet rzut z jednego końca na drugi zostanie odebrany (dobry sposób na szybki kontratak). Na uwagę zasługuje procent trafności rzutów. O ile będąc w trumnie ich prawdopodobieństwo jest naprawdę wysokie (i o ile nie będzie to wsad), to będąc poza nią jest już znacznie gorzej. Sytuacje pod koszem nie są przeszkodą w zdobyciu punktu, aczkolwiek czasem biegnąc samemu na kosz można chybić.

Rozgrywek sezonowych i pucharowych starczy na wiele godzin, ale nawet najlepszy komputer nie zastąpi żywego gracza. Zabawa w sieci możliwa jest na wszystkie sposoby dostępne w trybie singleplayer. Ciekawostką jest możliwość formowania wirtualnych drużyn oraz dowodzenia nimi. Selekcję zawodników ułatwią statystyki dokładnie opisujące umiejętności gracza. Prawdę mówiąc nie zdziwię się, kiedy za kilka lat powstawać będą gry sportowe rozgrywane jedynie w sieci - może Massive Multiplayer Online Sport Games? Czas pokaże.

NBA Live 2003 jest grą bardzo dobrą. Zalicza się do czołówki najciekawszych gier sportowych, jak i pozostałych również. W sukcesie, większym bądź mniejszym, dużą rolę odgrywa marka. Wbrew pozorom cała seria nie rozwija się na zasadzie dodawania i ulepszania starszych elementów, bo część z nich całkowicie znika. Jak chociażby konkurs rzutów za 3 punkty. Dawno za nami czasy, kiedy nazwiska największych gwiazd nie widniały w spisie zawodników, kiedy oni sami byli płaskimi teksturami... Gra ma bardzo mocną pozycję na rynku pecetów i pewnie jeszcze długo jej nie straci, bo prawdziwej konkurencji po prostu brak. A nawet gdyby, to wieloletnia tradycja, marka i coraz to lepszy poziom techniczny nie pozwoli jej na wypadnięcie z czołówki. Znacznie lepsza wersja jest godnym następcą edycji z 2000 roku, a zarazem pozycją obowiązkową dla miłośników elektronicznego kosza. Na uwagę zasługują wymagania sprzętowe – sprawdziłem grę na minimalnej konfiguracji i sprawuje się bardzo dobrze, oczywiście kosztem detali, ale dobrze o tym pamiętać. Jak zwykle nurtuje mnie pytanie, jak będzie wyglądać kolejna część...

Maciek „Valpurgius” Hajnrich

Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.