Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 października 2010, 13:15

autor: Amadeusz Cyganek

NBA 2K11 - recenzja gry

„Jego Powietrzna Wysokość” – Michael Jordan – znów w akcji, tym razem jako twarz najnowszej odsłony popularnej serii gier z basketem w roli głównej! Czy NBA 2K11 to produkcja na miarę legendarnej gwiazdy najlepszej koszykarskiej ligi świata?

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

Jak co roku inauguracji rozgrywek w najlepszej koszykarskiej lidze świata – NBA – towarzyszy wysyp produkcji z basketem w roli głównej. Tradycyjnie do walki o portfele klientów staje 2K Sports z kolejną odsłoną swojej serii. Po sukcesie ubiegłorocznej edycji autorzy zapowiadali, że NBA 2K11 wyniesie koszykarską sagę na nowy, jeszcze wyższy poziom i muszę przyznać, że twórcy ostatnich dwunastu miesięcy nie przesiedzieli z założonymi rękoma.

Z jednym trzeba się zgodzić – filozofia gry w kosza od wielu lat pozostaje niezmienna, a kombinowanie przy niej przez autorów gier rzadko okazuje się trafionym pomysłem – wystarczy rzucić okiem na niezbyt udane NBA Ballers: Chosen One. Można jednak postarać się, by wirtualne podkoszowe boje stały się jeszcze bardziej widowiskowe i przystępne dla fanów basketu. Ekipa dewelopera – studia Visual Concepts – wybrała tę drugą drogę i efekty widoczne są gołym okiem.

Przy pierwszym kontakcie gra zaskakuje liczbą dostępnych trybów rozgrywki – oprócz tych standardowych nie brak też nowych wariantów zabawy. Są one związane głównie z osobą Michaela Jordana – jednego z najlepszych koszykarzy w historii NBA, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać – firmującego swoim nazwiskiem i postacią NBA 2K11. To właśnie jego osobie poświęcono cały blok specjalnych wyzwań, odwołujących się do największych osiągnięć w karierze „Jego Powietrznej Wysokości”. Mamy więc okazję zagrać w debiutanckim i ostatnim meczu Michaela, wyrównać fantastyczny rekord 69 punktów, przy okazji tocząc boje z równie wybitnymi zawodnikami, jak Larry Bird czy Charles Barkley. Nie sposób odmówić tym spotkaniom uroku wczesnych lat 90. głównie ze względu na grafikę: ostre, bijące w oczy kolorki, stroje, parkiety i hale w stylu retro oraz efekt ziarnistości – wszystko to daje naprawdę ciekawy rezultat.

Rzucać za „trzy” czy nie rzucać – oto jest pytanie.

Zaliczenie kompletu zadań odblokowuje specjalny tryb nazwany MJ: Creating a Legend, w którym wprowadzamy dopiero zaczynającego karierę koszykarską Jordana do jednego ze współczesnych zespołów i staramy się zawojować ligę, korzystając z jego niesamowitych umiejętności. Ciekawym uzupełnieniem części poświęconej legendzie NBA jest zestaw czterdziestu – losowo odblokowywanych podczas postępów w grze – par butów, w których gwiazdor Chicago Bulls rozgrywał ligowe spotkania. Każda posiada swoje unikalne właściwości, poprawiające statystyki naszego zawodnika – możemy ich użyć podczas gry stworzonym przez siebie koszykarzem i wpłynąć w niewielkim stopniu na jego zdolności. Oprócz tego dostajemy możliwość rozegrania towarzyskiego meczu pomiędzy klasycznymi składami Chicago Bulls sprzed kilkunastu lat i dawnymi lub aktualnymi zespołami znajdującymi się w lidze.

Bardzo ciekawym urozmaiceniem gry okazuje się moduł NBA Blacktop dostępny także w poprzedniej edycji gry. To gratka dla fanów koszykówki w wydaniu ulicznym, ceniących sobie niezwykle dynamiczną zabawę. Zdecydowanie najlepszą częścią tego trybu jest pojedynek na najbardziej efektowne wsady. Różnorodność dostępnych powietrznych akrobacji zadowoli każdego fanatyka miejskiego freestyle’u – wiele podkoszowych wariacji przerasta nasze wyobrażenia o widowiskowym baskecie, a w razie potrzeby jeszcze większych wrażeń na placu gry stawiamy przeróżne przeszkody, podnoszące oceny naszych trików, pod warunkiem, że ewolucje zakończymy pełnym sukcesem.

Oprócz tego bierzemy udział w konkursie rzutów za trzy punkty, a także rozgrywamy luźny meczyk pomiędzy dwoma zespołami złożonymi z maksymalnie pięciu graczy. Ostatni z trybów zawartych w tym module pozwala z kolei na odbycie sparingu, w którym trzech zawodników walczy w systemie „każdy na każdego”. To znakomita okazja, by sprawdzić w praktyce szeroki wachlarz zwodów i potrenować wykonywanie rzutów z dystansu, bo grając przeciwko takim tuzom koszykarskiego światka jak LeBron James czy Dwayne Wade, ciężko zbliżyć się do kosza, wypracowując przy okazji klarowną sytuację do zdobycia punktów. Zawsze jednak można ułatwić sobie zadanie, bowiem na liście dostępnych zawodników znajdziemy samego Michaela Jordana, który za pomocą swojej bajecznej techniki potrafi w trymiga wkręcić przeciwników w asfalt.

Wielu pasjonatów koszykówki marzyło zapewne kiedyś o karierze profesjonalnego gracza NBA, podziwianego przez miliony fanów na całym świecie, i na pięknych snach niestety się skończyło – to, że w najlepszej lidze świata zaistniało ledwie czterech polskich graczy, dobitnie świadczy o tym, że jest to wyzwanie jak na razie graniczące z cudem. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by zrealizować swoje młodzieńcze pragnienia – co prawda w wirtualnej rzeczywistości, ale równie realnej co droga wielu współczesnych koszykarzy. Ścieżka na sam szczyt hierarchii basketu w NBA 2K11 prowadzi od samego początku kariery zawodniczej. Oczywiście najpierw musimy stworzyć przyszłego MVP tych rozgrywek: definiując jego wszystkie najważniejsze cechy – wygląd, posturę, umiejętności, pozycję, na której najchętniej go widzielibyśmy, na samym końcu rozdzielając początkową pulę punktów doświadczenia. Przystępując do walki o angaż w jednym z zespołów, jesteśmy od razu rzucani na głęboką wodę – trafiamy bowiem na ostatnią fazę przygotowań do corocznego draftu, czyli naboru nowych zawodników do ligi. Tylko i wyłącznie od naszej dyspozycji zależy, czy zostaniemy wybrani w pierwszej rundzie, czy dopiero w drugiej. Nie bez znaczenia jest także miejsce, z którego dostajemy się do jednego z zespołów – im wyżej jesteśmy na liście, tym większy prestiż i nadzieje klubu związane z naszą osobą.

Wirtualny król parkietu jak żywy.

Zaraz po znalezieniu pierwszego pracodawcy rozpoczynamy kolejną batalię – tym razem o nasze „być albo nie być” w drużynie. Czeka nas seria przedsezonowych spotkań, w których trener wraz ze sztabem wnikliwie oceniają naszą przydatność. Na ich opinię składa się głównie umiejętność gry zespołowej oraz wypełnianie postawionych przed nami celów – to na ich podstawie zbieramy kolejne punkty doświadczenia i umacniamy swoją pozycję. Ocena naszego wkładu w mecz dzieli się na klasy – od F (fatalna) do A (doskonała). Wpływ na nią ma absolutnie każdy aspekt: pasek postępu zwiększa się wraz z kolejnym dobrym podaniem, zbiórką czy asystą, z kolei degradację do niższych ocen powoduje niepotrzebny faul, łatwa strata czy nieupilnowanie przypisanego do nas zawodnika przeciwników. Na tej samej podstawie oceniane są nasze występy podczas całego sezonu zasadniczego oraz fazy play-off. Bardzo ważna w kontekście naszej pozycji w zespole jest także pomeczowa konferencja prasowa. Udzielamy odpowiedzi na jedno pytanie zadawane przez dziennikarza, a jej wydźwięk wpływa na naszą popularność wśród fanów, rozgłos w mediach i atmosferę w drużynie. Krytykując na przykład swoich kolegów z zespołu, narażamy się na brak podań podczas meczu i nacisk na trenera, aby odsunął naszego zawodnika od wyjściowego składu! By zaznaczyć swoją obecność na parkietach amerykańskich hal, trzeba jednak spełnić jeden warunek – najpierw musimy załapać się do składu, w przeciwnym razie jesteśmy niejako skazani na tułaczkę w NBA D-League, czyli przymusowym rocznym turnusie dla najsłabszych graczy, jednocześnie przygotowującym do walki w przyszłorocznym drafcie.

Gracze lubujący się w tradycyjnych rozgrywkach jak zawsze mają w czym wybierać – na uwagę zasługuje tryb Situation, pozwalający na rozegranie spotkania na ustalonych przez nas zasadach. Określamy dosłownie wszystko – liczbę minut, reguły gry, a nawet moment rozpoczęcia meczu i sytuację punktową obu drużyn. Oprócz tego swój ulubiony zespół tradycyjnie poprowadzimy zarówno na przestrzeni całej naszej kariery (o ile wcześniej za współpracę nie podziękuje nam prezydium klubu), pojedynczego sezonu lub jedynie fazy pucharowej. O ile dwa ostatnie moduły skupiają naszą uwagę po prostu na grze w kosza, tak w trybie dynastii oprócz zdobywania laurów na parkiecie bardzo ważna jest także nasza pozaboiskowa działalność w roli trenera i menedżera drużyny. Twórcy oddali do naszej dyspozycji rozbudowane narzędzie do kompleksowego zarządzania zespołem. W NBA 2K11 szczególne znaczenie zyskuje powiedzenie, że „niektóre mecze wygrywa się już w szatni” – przygotowując team do potyczki, warto pokusić się o analizę ostatnich wyników i ustawienia drużyny przeciwnej, dostosowując do niej w jak najlepszym stopniu wyjściową piątkę zawodników, strategię działania oraz wachlarz zagrań. Nic nie stoi na przeszkodzie, by podrasować naszych koszykarzy pod względem fizycznym, narzucając im specjalny rygor treningowy i ćwicząc poszczególne elementy gry. Często zdarza się jednak, że niektórzy gracze nie wpisują się w naszą koncepcję albo są po prostu za słabi na ligowe warunki. Jedyną receptą jest wtedy pozbycie się takiego delikwenta za pomocą opcji szybkiego rozwiązania kontraktu i wypełnienie luki zawodnikami z listy „wolnych agentów”. Możemy także spróbować wymienić się koszykarzami z innymi zespołami, niemniej znalezienie odpowiednich sportowców okazuje się trudnym zadaniem, głównie ze względu na ograniczenia w budżecie klubu.

Twarda obrona to najlepszy sposób na szybkie ataki przeciwników.

NBA 2K11 to jednak głównie symulacja wydarzeń rozgrywających się na parkiecie. Studio Visual Concepts z każdą kolejną edycją stara się jeszcze bardziej realistycznie oddać atmosferę, jaka towarzyszy rozgrywkom najpopularniejszej koszykarskiej ligi świata, i trzeba przyznać, że systematycznie zbliża się do czegoś w rodzaju interaktywnej transmisji telewizyjnej. Od samego początku meczu obserwujemy wspaniałe widowisko – kamera pokazuje nastroje kibiców niecierpliwie oczekujących na rozpoczęcie gry, trenerzy obydwu ekip pieczołowicie dogrywają elementy taktyczne ze swoimi zawodnikami, a w trakcie prezentacji na ekranie pojawiają się najważniejsze statystyki i tabele. Twórcy nie zapomnieli także o nieodłącznej atrakcji każdego meczu koszykówki – cheerleaderkach oraz drużynowych maskotkach zagrzewających kibiców do dopingu. Niebagatelny wpływ na wrażenia płynące z rozgrywki ma tercet amerykańskich komentatorów z legendarnym Kevinem Harlanem na czele. Wszyscy świetnie wykonują swoją robotę – przekazują naprawdę ogromną ilość rzeczowych informacji i robią to fachowo, w odpowiednich momentach wykazując się poczuciem humoru, a wyjątkowo efektowne zagrania kwitują okrzykami zachwytu i żartobliwymi komplementami.

Podczas rozgrywki już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że poziom trudności w porównaniu z poprzednimi edycjami zdecydowanie poszedł w górę. Najwięcej zmian poczyniono w systemie podań – teraz o wiele łatwiej zanotować stratę. Każde przekazanie piłki musi być przemyślane, bo nawet stosunkowo łatwe zagrania mogą paść łupem znajdującego się na drodze przeciwnika. O wiele trudniej wyprowadzić teraz skuteczną kontrę: szansa, że podanie przez cały parkiet do wybiegającego kolegi dotrze do celu, zmalała drastycznie, a zawodnicy często mają problemy z opanowaniem mocnych zagrań i wychodzą poza boisko. Poprawiła się organizacja kontrataków w grze przeciwnika – ciężko wymusić faul w ataku, a w sytuacji przewagi liczebnej naszego zespołu rywale często uciekają się do rzutów z dystansu bądź skrupulatnie rozgrywają akcję od podstaw. Bardzo trudną sztuką jest wykonanie idealnej akcji podkoszowej bez ingerencji obrońców: znacznie częściej jesteśmy zmuszani do rzutów z półdystansu, zaś w obrębie pola trzech sekund – szczególnie pod koniec meczu, gdy wynik wciąż jest sprawą otwartą – zazwyczaj panuje istny kocioł. O wiele łatwiej za to przygotowujemy akcje na obwodzie linii rzutu za trzy punkty; aż miło patrzeć, jak piłka swobodnie krąży pomiędzy kolejnymi graczami, przygotowującymi pozycję do rzutu z dystansu bądź szybkiego dogrania w pole trzech sekund. Tak naprawdę cała rozgrywka jest bardzo intuicyjna – to zasługa przemyślanego sterowania i ogromnej intensywności kreowanych przez zawodników akcji.

- No, co? Przecież to nie moja wina, że NBA 2K11 jest tak dobrą grą!

Oprawa wizualna nowego NBA robi naprawdę niezłe wrażenie. Świetnie odwzorowano charakter koszykarskiego święta: publiczność spontanicznie reaguje na boiskowe wydarzenia, choć czasami ma się wrażenie, że nie potrafi niczego poza machaniem prawą ręką i trzymaniem transparentów z nazwami drużyn. Bardzo dobrze prezentują się modele głównych aktorów tych widowisk – wielu zawodników można bez trudu rozpoznać nie tylko po wyglądzie, ale i po ich charakterystycznych zagraniach, podobnie jak i trenerów poszczególnych zespołów. Fantastycznie wypada oprawa techniczna spotkań – z ekranu uderza prawdziwa feeria barw, efektownie wygląda także gra świateł i cieni. Niestety, bardzo dobre wrażenie psują pomniejsze niedoróbki: fatalnie wyszła mimika twarzy zawodników, szczególnie ujawniająca się podczas pomeczowych konferencji. Często naszym graczom zdarza się przechodzić przez krzesła, fotoreporterów, a nawet... sędziów. Trafiają się także delikatne spadki płynności animacji, w momencie gdy kamera obejmuje swoim zasięgiem całe boisko. Niezbyt rewelacyjnie spisują się renderowane z poziomu silnika gry animacje pokazujące radość ze zdobytych punktów czy ulgę z powodu wyczekiwanej przerwy – zawodnicy poruszają się sztucznie, wchodzą na siebie i nawzajem się popychają. Złego słowa za to nie można powiedzieć o soundtracku – lista ponad czterdziestu kawałków świetnie komponuje się z bojowym charakterem rozgrywki.

Mimo kilku błędów w kwestii technicznej seria NBA 2K cały czas ewoluuje w jak najlepszym kierunku. Jej najnowsza odsłona to bardzo dobra produkcja, w sposób kompletny przedstawiająca tę wspaniałą grę zespołową. Choć poziom trudności delikatnie wzrósł, warto poświęcić temu tytułowi więcej czasu – nim się obejrzymy, będziemy świętować kolejne zwycięstwa i niejednokrotnie sami zaobserwujemy u siebie syndrom „jeszcze jednego meczu”. Pomimo kilku pomniejszych niedoróbek trzeba jasno stwierdzić – to najlepsza gra o koszykówce, jaka kiedykolwiek się ukazała, a z tronu zepchnąć może ją chyba tylko kolejna część z „dwunastką” w tytule

Amadeusz „ElMundo” Cyganek

PLUSY:

  1. wciągający, wręcz uzależniający gameplay;
  2. mnogość trybów rozgrywki;
  3. moduł poświęcony Michaelowi Jordanowi;
  4. oprawa audiowizualna;
  5. tradycyjnie ogromna dbałość o aktualność statystyk i składów drużyn;
  6. klimat koszykarskiego święta.

MINUSY:

  1. drobne błędy techniczne;
  2. tylko dla niedoświadczonych graczy – wyższy poziom trudności.
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.