Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 grudnia 2010, 11:17

Music Master: Chopin - Classic - recenzja gry

Po wielu mniej lub bardziej udanych przygodówkach, erpegach, strategiach i strzelaninach polska myśl programistyczna wzięła się za gry muzyczne. Okazją do stworzenia nadwiślańskiego klona Guitar Hero stał się Rok Chopinowski.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

No i doczekaliśmy się! Po wielu mniej lub bardziej udanych przygodówkach, erpegach, strategiach i strzelaninach polska myśl programistyczna wzięła się za gry muzyczne. Okazją do stworzenia nadwiślańskiego klona Guitar Hero stał się Rok Chopinowski. Z trudnym tematem postanowiło zmierzyć się krakowskie studio Bloober Team, a błogosławieństwa projektowi udzieliło Ministerstwo Kultury, zapewniając przy okazji wsparcie finansowe dla ambitnych deweloperów. Czy krakowianie stanęli na wysokości zadania? Sprawdźcie sami.

Music Master Chopin miał zostać wydany w trzech wersjach – Classic, Rock i Pop – ale ostatecznie na rynek trafiły tylko dwie pierwsze (co dzieje się z trzecią, nie wiem, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wyląduje ona w sklepach po Nowym Roku). Wybór odpowiedniego pudełka ma oczywiście duże znaczenie, bo poszczególne edycje różnią się zawartością. W „klasyku” słuchamy wyłącznie utworów fortepianowych, natomiast w Rocku, jak sama nazwa wskazuje, delektujemy się rockowymi aranżacjami popularnych dzieł mistrza. Na pudełku widnieje buńczuczny tekst, że „w projekcie udział wzięły największe gwiazdy polskiej i zagranicznej sceny muzycznej”, ale tak naprawdę jedynie Classic prezentuje w tej kwestii przyzwoity poziom, bo występują tu laureaci konkursu szopenowskiego, z Rafałem Blechaczem na czele. W Rocku najwięcej kompozycji przygotował natomiast Music Master Chopin Band, a trzy kawałki dorzucili: Ron Thal (gitarzysta Guns n’Roses), Grzegorz Kupczyk z nieistniejącego już zespołu Turbo i grupa Proletaryat. Prawdziwe zatrzęsienie gwiazd.

Gra ma jedną, istotną wadę – jest piekielnie nudna.

W wersji Classic do dyspozycji gracza oddano 26 utworów, ale w rzeczywistości jest ich zaledwie trzynaście. Program sztucznie zwiększa liczbę dostępnych kawałków, ponieważ każdy z nich można rozegrać na dwa różne sposoby – za pomocą czterech bądź ośmiu klawiszy. Niewiele lepiej jest w wersji Rock. Tutaj co prawda dubli nie ma, ale trudno tryskać entuzjazmem, skoro cały repertuar zamyka się w liczbie dwunastu numerów. Skandalicznie mało, zwłaszcza jeśli przejrzymy listy utworów startowych w konkurencyjnych tytułach.

Krakowianie nie zaprojektowali z myślą o swojej produkcji żadnych fikuśnych kontrolerów, dlatego użytkownicy Music Master Chopin są zmuszeni zmagać się z dostępnymi utworami za pomocą zwykłej klawiatury. W wersji Classic większego problemu nie ma – przy odrobinie dobrej woli możemy wyobrazić sobie, że mamy przed sobą prawdziwy fortepian. Wesoło robi się dopiero w wersji Rock, gdzie urządzenie musi zastąpić gitarę. Autorzy zalecają, by klawiaturę podnieść, odwrócić i trzymać podobnie jak tradycyjne wiosło – lewa ręka ląduje wówczas na gryfie złożonym z klawiszy od F1 do F5, a prawa na Enterze, który symuluje piórko. Podobnym pomysłem popisali się już dawno twórcy darmowej gry Frets on Fire i trzeba przyznać, że jest on niegłupi, choć wygląda to zabawnie. Warto w tym miejscu nadmienić, że gra obsługuje również gitary z serii Guitar Hero – wystarczy podłączyć urządzenie do peceta i możemy masterować rockowe kawałki nieco bardziej profesjonalnie. W wersji Classic istnieje natomiast opcja skorzystania z keyboardu wykorzystującego standard MIDI.

Poszczególne utwory rozpisane są całkiem przyzwoicie, zwłaszcza na niższych poziomach trudności. W Bloober Team najwyraźniej pojawił się ostatnio ktoś, komu słoń nie nadepnął na ucho – mieliśmy okazję oglądać Music Master Chopin kilka tygodni wcześniej i wówczas konstrukcja utworów wołała o interwencję kompozytora zza grobu. Na poziomie trudnym jednak już tak dobrze nie jest. Odniosłem wrażenie, że ktoś dorzucił po prostu dodatkowe nutki w dziwnych, często zupełnie przypadkowych miejscach, tylko po to, żeby ich prawidłowe wykonanie graniczyło z cudem. Nie tędy droga.

W trakcie zabawy zbieramy punkty potrzebne do odblokowania nowych utworów, a także różnych ciekawostek związanych z życiem i twórczością Fryderyka Chopina. Autorzy zaimplementowali też dwa rodzaje mnożnika, które uaktywniają się, jeśli bezbłędnie odgrywamy dany kawałek. Pierwszy z nich – podobny do tego z serii Guitar Hero – systematycznie rośnie i może osiągnąć niebotyczne rozmiary, bo twórcy najwyraźniej zapomnieli o górnym limicie. Drugi podwaja liczbę zdobywanych punktów przez krótki czas. Najlepsze wyniki są oczywiście zapisywane na liście rekordów, a jeśli uda nam się spełnić nie tylko podstawowe, ale również dodatkowe kryteria, otrzymujemy medal. Najbardziej wartościowy jest oczywiście ten złoty.

I to w zasadzie wszystko, co oferuje Music Master Chopin. Brak tu dodatkowych trybów rozgrywki, bonusów i bardziej skomplikowanych zasad – celem zabawy jest po prostu odegranie przygotowanych przez autorów gry kawałków w możliwie jak najdokładniejszy sposób. A że całość prezentuje się skromnie, żeby nie powiedzieć ubogo, to i chęć do kontynuowania zabawy jest znikoma. Po półgodzinnych zmaganiach miałem już serdecznie dość tej gry i gdyby nie to, że z obowiązku musiałem pomęczyć się z nią trochę dłużej, pewnie szybko wywaliłbym ją z dysku. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda.

Ciekawostki poszerzają wiedzę o muzyku.

Wydawałoby się, że stworzenie przyzwoitej gry muzycznej na modłę Rock Band nie powinno stanowić większego problemu. W końcu teoretycznie najważniejsze są rzeczy podstawowe – duża liczba dobrych kawałków i umiejętne dopasowanie zjeżdżających w dół ekranu nutek do muzyki – a reszta to tylko kosmetyka. Nic bardziej mylnego. Music Master Chopin udowodnił, że sam rdzeń to za mało, by uczynić tego typu grę atrakcyjną. Brak trybu kariery, większej liczby bonusów, przeciętna oprawa wizualna z fatalnie prezentującymi się tłami (pianista grający podczas burzy na skalistej wysepce śni mi się po nocach), a nawet brak specjalnie zaprojektowanych do gry kontrolerów – to smutne, ale dzieło studia Bloober Team pod każdym względem oferuje znacznie mniej niż pierwsza gra z serii Guitar Hero, a przecież od premiery tej ostatniej minęło pięć długich lat. Darmowe Frets on Fire z nakładkami rozkłada pod tym względem Chopina na łopatki.

Owszem, można podniecać się faktem, że mamy do czynienia z ambitnym tytułem, że delektującej się krwawymi strzelankami młodzieży pozwala on obcować z polską kulturą, że jest również źródłem wielu cennych informacji o samym Szopenie (wspomniane wcześniej ciekawostki przygotował znany muzykolog Mieczysław Tomaszewski), ale tego typu produkt powinien oferować przede wszystkim dobrą zabawę, a tej jest tu tyle, co kot napłakał. Być może krakowscy deweloperzy nauczą się robić kiedyś dobre gry muzyczne, ale śmiem w to wątpić – to nie ta liga. Szczerze zresztą odradzam dalsze eksperymenty w tym temacie, zwłaszcza za pieniądze Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, bo niemałą przecież kasę można spożytkować mądrzej, niż inwestując w tego przeciętniaka.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  • muzyka – miło posłuchać utworów Chopina w ciekawych aranżacjach;
  • duży ładunek informacji o Chopinie w ciekawostkach.

MINUSY:

  • skandalicznie krótka lista utworów;
  • dziwne położenie niektórych nutek na wyższych poziomach trudności;
  • widoczna na każdym kroku ubogość - brak fajnych bonusów za dobrą grę, brak trybu kariery;
  • szybko się nudzi;
  • oprawa wizualna, kompletnie niepasujące do takiej gry tła.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Recenzja gry Super Mario Party Jamboree - jesteście zaproszeni na najlepszą imprezę roku
Recenzja gry Super Mario Party Jamboree - jesteście zaproszeni na najlepszą imprezę roku

Recenzja gry

Seria Mario Party nie należała nigdy do pozycji wybitnych, Super Mario Party Jamboree ma jednak szansę to zmienić. To napakowana akcją, aktywnościami i zawartością gra dla wszystkich - nie zawaham się jej polecić nawet niedzielnym graczom.

Recenzja gry Rocksmith 2014 - pogromca Guitar Hero powraca
Recenzja gry Rocksmith 2014 - pogromca Guitar Hero powraca

Recenzja gry

Reklamy Rocksmitha 2014 głoszą, że jest to „najszybszy sposób nauki gry na gitarze”. Tym razem produkcja Ubisoftu jeszcze bardziej odchodzi od schematów znanych z Guitar Hero, kładąc większy nacisk na walory edukacyjne.

Recenzja gry Rocksmith - Guitar Hero bez plastiku
Recenzja gry Rocksmith - Guitar Hero bez plastiku

Recenzja gry

Potencjalnie przełomowa gra muzyczna Ubisoftu zadebiutowała w końcu na naszym rynku. W recenzji sprawdzamy, czy szarpanie za struny prawdziwej gitary dostarcza tyle samo frajdy co zabawa plastikowymi atrapami.