Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 11 lutego 2005, 10:04

autor: Maciej Kurowiak

Metroid Prime 2: Echoes - recenzja gry

Oczekiwania wobec kolejnego Metroida były co najmniej duże. Od początku było wiadomo, że firma Retro wykona swoją robotę dobrze i solidnie, ale czy nowa gra z Samus Aran w pełni zaspokoi apetyty fanów?

Recenzja powstała na bazie wersji GCN.

Kochamy piękne kobiety – tą starą prawdę znają i wykorzystują programiści. Żeby zaspokoić męskie gusta zawód typowej bohaterki gry to modelka o bardzo dobrych parametrach (drogie Panie, wybaczcie ten niski seksizm). Gabaryty dla męskiej publiczności to jednak nie wszystko i potrzebny jest jeszcze odpowiedni ciuch. Nie wiem czy jest coś takiego jak narodowy gust lub jego brak, ale Japończycy ubierają swoje panie najczęściej w spódniczki mini i kozaki, a Amerykanie w obcisłe body (bywa skórzane) lub patrz wyżej. Nie wolno zapomnieć o butach na wysokim obcasie, w których wprawdzie trudno prowadzi się samochód, ale jak dowodzą dziesiątki gier, można w nich swobodnie biegać, robić salta, wspinać się i oczywiście walczyć ze... zgrają facetów. Co w tym towarzystwie robi Samus Aran, bohaterka jednej z najbardziej znanych serii? Trudno powiedzieć, gdyż jest zakuta w pancerz, który starannie zakrywa jakiekolwiek oznaki kobiecości. Jedyną cechą, która zdradza, że Samus to dziewczyna, są oczy i krótkie stęknięcia (ale za to nadzwyczaj żeńskie), gdy bohaterka spadnie z większej wysokości. Identycznie jak z główną postacią, ma się sprawa z samym Metroid Prime – wprost nie sposób jednoznacznie stwierdzić, jaki to gatunek i zwyczajnie go zaszufladkować. Nie jest to ani typowa strzelanina, ani platformówka, ani też gra przygodowa. Jedno w tym wszystkim jest pewne – gracze kochają Metroid Prime niemal tak samo mocno jak piękne kobiety i po premierze Echoes nic się w tym temacie nie zmieni.

Z pozoru facet...

Korzenie serii sięgają jeszcze konsol Nintendo i Super Nintendo oraz gier Metroid i Super Metroid, w których Samus była jeszcze małym spritem o humanoidalnych kształtach. Jako że tytuły te osiągnęły wręcz kultowy status, zdecydowano się przygotować kolejną część, tym razem na konsolę Gamecube. Produkcję zlecono firmie Retro Studios i jesienią 2002 roku gra ujrzała światło dzienne. Manewr okazał się strzałem w dziesiątkę, gdyż Metroid Prime sprzedał się znakomicie, zyskując przy tym przychylność krytyków z branży. Wiatr zadął w żagle i natychmiast ruszyły prace nad następną częścią. Oczekiwania wobec Echoes były co najmniej duże i na szczęście dla wszystkich fanów gra znalazła się w sklepach pod koniec ubiegłego roku. Od początku było wiadomo, że Retro zrobi swoją robotę dobrze i solidnie, ale czy najnowszy Metroid w pełni zaspokoi apetyty swoich fanów?

Zaczyna się dość zdawkowo: gdzieś na planecie Aether zaginął oddział piechoty. Na szczęście Federacja Galaktyczna zwróciła się o pomoc do najlepszej łowczyni nagród w całym Wszechświecie – sławnej Samus Aran. Niestety feralne lądowanie, a raczej lot koszący zakończony częściowym zniszczeniem statku sprawia, że nasza bohaterka czy chce, czy nie chce, musi na planecie pozostać, aż zakończy się proces auto-naprawy. Szybko dowiaduje się też, że na planecie toczy się wojna pomiędzy rasą Luminoth, a pochodzącą z alternatywnego, mrocznego wymiaru, rasą Ing. Zadanie Samus polega na odzyskaniu energii z ciemnych zakątków obcego świata i przywróceniu równowagi na planecie. Problem w tym, że w konflikt wmieszani są jeszcze kosmiczni piraci oraz inne, dużo bardziej niebezpieczne istoty...

Nie sposób już na początku pominąć pewnej niezaprzeczalnej prawdy – Echoes jest na tyle podobne do swojego poprzednika, że osoby, którym część pierwsza do gustu nie przypadła z całą pewnością nie przełkną jej następczyni. Ktoś mógłby wręcz pomyśleć, że mamy do czynienia z klonem, ale na szczęście jest to klon bardzo solidnie zrobiony. Sterowanie przebiega identycznie jak w części pierwszej, ale jeśli ktoś nie miał okazji zagrać, to mamy z pozoru grę FPP , która od czasu do czasu przechodzi w tryb trzeciej osoby. Samus jest wyposażona w specjalną zbroję, która może płynnie przekształcać się do postaci kulki. Jako kula możemy toczyć się przez wąskie korytarze lub kanały wentylacyjne. Tak samo też jak w poprzedniej części, na dzień dobry tracimy cały ekwipunek i przez całą grę kolekcjonujemy i poszerzamy swój arsenał zarówno zbrojeniowy jak i elementy ułatwiające przemieszczanie się. Tak więc przyjdzie nam znów zapolować na harpun, który przy wykorzystaniu haków w suficie przeniesie nas z półki na półkę; magnes do kuli dzięki czemu Samus dostanie możliwość toczenia się w dół i górę, w pionie i poziomie, po specjalnych torach magnetycznych. Tego rodzaju gadżetów jest zresztą dużo więcej. Samus jest wyposażona także w specjalny wizjer przeznaczony do skanowania przedmiotów. Każde takie skanowanie przynosi nam więcej informacji o świecie gry. Jako, że gra raczej nie obfituje w filmowe przerywniki, całą wiedzę o fabule czerpiemy z logów skanera.

Trzeba przyznać, że Retro znów wykonało fenomenalną pracę w kwestii rozplanowania i architektury obcego świata. Korytarze są zaprojektowane z zegarmistrzowską precyzją, a przy tym teren do zwiedzania jest jeszcze większy niż to miało miejsce w części pierwszej. Dzieje się tak głównej mierze z powodu dwoistości świata planety Aether. Ma ona dwa wymiary: normalny oraz jego lustrzane mroczne odbicie, które wypełnia zabójcza atmosfera, a na dodatek zamieszkane jest przez liczne nieprzyjazne stworzenia. Pomiędzy światami przemieszamy się za pomocą specjalnych portali, które rozsiane są w różnych częściach labiryntów. Tak jak w poprzedniej części przyjdzie nam szukać rozmaitych rodzajów broni, które przydają się do otwierania przyporządkowanych im rodzajów drzwi. I tak na przykład specjalna bomba dla kuli otwiera drzwi żółte, a zielone otworzysz tylko przy pomocy wzmocnionego wystrzału z rakiety. Tych, którzy grali w część pierwszą uczucie déja vu nie opuści ani na chwilę. Dominuje przy tym atmosfera osamotnienia, gdyż dialogi w grze występują sporadycznie i mają raczej charakter czysto informacyjny – ot dowiadujemy się od jednego z przedstawicieli rasy Luminoth, że musimy odnaleźć kolejną świątynię, by uwolnić z niej energię i tak dalej.

Hmmm... jednak kobieta.

Mechanizm walki pozostał także nietknięty - tak samo jak wcześniej korzystamy z auto-celowania oraz czterech rodzajów broni. Podstawę stanowią oczywiście rakiety, ale istotne jest też użycie odpowiedniego rodzaju lasera dla danego stwora. Mamy do wyboru dwa główne warianty wystrzałów – jasny i mroczny. Jeśli na przykład któryś z potworów jest odporny na wiązkę świetlną, traktujemy go z wiązki ciemnej. Szeregowi przeciwnicy są raczej „przeszkadzajkami” i nie stanowią większego problemu, ani też nie wymagają jakiejś specjalnej taktyki. O ich inteligencji szkoda w ogóle wspominać, gdyż podejmują działania zawsze według określonego schematu. Na szczęście są jeszcze bossowie, którzy nie zawodzą. Zazwyczaj trzeba się trochę napocić, by wyeliminować wroga, który ma najczęściej kilka postaci. Nie wystarczy tylko strzelanie i zwykle oprócz zręczności, trzeba wykazać się też sprytem i pomysłowością. Najlepszym przykładem niech będzie pojedynek Samus-kulki z małym potworem w szybach wentylacyjnych. By zwyciężyć trzeba troszkę wysilić mózgownicę.

Echoes czerpie garściami z części pierwszej, powiela więc także pewne niedociągnięcia swego poprzednika. Niestety bardzo odczuwalna jest pewna fabularna posucha, brak emocji i charakterystycznych postaci. Właściwie wszystkiego dowiadujemy się czytając tylko logi - przerywników filmowych właściwie nie ma i w czasie rozgrywki jesteśmy zmuszeni skupić się właściwie tylko na samym przechodzeniu – zaliczaniu kolejnych partii labiryntów. Niestety sama historia usuwa się na dalszy plan. Niektórym graczom, szczególnie przyzwyczajonym do akcji i fali wydarzeń w rodzaju Metal Gear Solid, takie rozwiązanie może się bardzo nie spodobać. Wprawdzie Echoes to przede wszystkim gra dla jednego gracza, to Retro zadbało, by kilka osób mogło się także całkiem nieźle bawić. Tryb multiplayer daje możliwość zabawy maksymalnie czterem graczom, a ekran jest dzielony na odpowiednią ilość części. Do wyboru mamy dwa rodzaje rozgrywki: deathmatch i bounty, w drugiej trafiony gracz wyrzuca monety, a zadanie polega na osiągnięciu określonego limitu monet. Wygrywa ten, który będzie miał ich więcej. Opcja multiplayer raczej nie rozgrzeje graczy do czerwoności i sprawia wrażenie doczepionej trochę na siłę do gry, która w gruncie rzeczy od podstaw przeznaczona dla jednego gracza. W każdym razie miło, że taka opcja istnieje, gdyż może to wydłużyć nieco żywotność gry.

Graficznie drugi Metroid Prime prezentuje się jeszcze lepiej niż jedynka, czyli wyśmienicie. Widok na planetę jest wprost fantastyczny. Wrażenie robią monumentalne budowle obcych, architektura, ale przede wszystkim rozplanowanie i rozmach z jakim zbudowane są korytarze. Podróżujemy po trzech różnych światach z których każdy wygląda inaczej. Na pustynnych rewirach planety natkniemy się na piaskowe rzeki, stwory ryjące pod ziemią oraz wizualnie powiązane z tego typu obszarem budowle. Rzecz jasna zupełnie inaczej prezentuje się wodny świat, gdzie przyjdzie nam zwiedzać głębiny zamieszkane przez pływające stworzenia. Samus jest wprawdzie zbyt ciężka i porusza się na piechotę, ale podwodny świat i tak ma niezwykłą atmosferę. Wreszcie najbardziej spektakularny poziom, w którym forteca w środku przypomina najbardziej szalony sen Wielkiego Elektronika. Wszystko tu miga, kręci się, rusza i błyska. Potwory przygotowano naprawdę przyzwoicie - nic nie pobije mieszkańców mrocznego świata, którzy przemieszczają się w postaci pełzającej czarnej plazmy formującej się w coraz wyraźniejsze kształty. Technicznie wykonane jest to wszystko na najwyższym poziomie – tekstury są bardzo wyraźne, efekty świetlne są zrobione solidnie i z wyczuciem. Gra nie epatuje graficznym efekciarstwem i trzeba autorom z Retro Studios oddać, że mają znakomite wyczucie smaku. Co ważne, Echoes działa płynnie i praktycznie nigdy nie zwalnia. Jeśli chodzi o dźwięk, to niestety wiele się o nim napisać nie da. Szczególnie charakterystyczny jest główny temat - naprawdę świetny i od pierwszych sekund poczujemy się jak w domu. Niestety oprócz niego, żaden inny motyw nie zapada już w pamięć i reszta muzyki ma charakter ilustracyjny. Sam dźwięk nie jest specjalnie spektakularny, ale jeśli ktoś posiada zestaw kina domowego, to rozgrywkę uprzyjemnią efekty w formacie Dolby Pro Logic II.

Ale Was nabrałam! Jestem przecież KULĄ!

Metroid Prime 2, tak jak swój poprzednik, nie jest grą dla każdego. Jeśli ktoś lubi raczej szybką, wartką akcję, przerywniki filmowe i wyrazistych bohaterów, brak tych elementów może mu doskwierać. Echoes to długa podróż i błądzenie po fantastycznych krainach przez co najmniej 20 godzin. Owszem, strzela się często, ale nie ma to nic wspólnego z typowymi tytułami z gatunku FPP. Jeśli z kolei kochasz przygodówki, zawarte w grze zagadki mogą wydać się nieco zbyt trywialne i proste. Nie jest łatwo zaklasyfikować Metroid Prime do jakiegokolwiek gatunku, ale może nie jest to nawet konieczne. Metroid jest, jaki jest i przy wszystkich swoich wadach i zaletach, stanowi nadal grę jedyną w swoim rodzaju. I może z tego właśnie powodu warto do niego sięgnąć.

Maciej „Shinobix” Kurowiak

PLUSY:

  • świetnie zaplanowane poziomy i korytarze;
  • znakomita grafika;
  • rewelacyjna grywalność;
  • ogromna ilość sekretów.

MINUSY:

  • „gdzie ja to już widziałem?”
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.