Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 czerwca 2005, 13:13

autor: Malwina Kalinowska

Massive Assault: Phantom Renaissance - recenzja gry

Strategie turowe nie są szczególnie licznie reprezentowanym gatunkiem. Dobrze, jeśli w roku pojawi się kilka turówek do wyboru. Domination jest jedną z najgodniejszych uwagi.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

„Dwa narody walczyć będą, ale tylko jeden zwycięży” – mówi przepowiednia, a gra Domination jest miejscem spełnienia proroctwa. Nie ma tu innej możliwości, gdyż nacje są dwie i na jakiej planecie by nie wylądowały, zawsze dla obu jest za mało miejsca. Wojna trwa i żadna ze stron nie myśli o kapitulacji. Masz przed sobą turową strategię, kontynuację gry Massive Assault z 2002 roku, w której nie ma takiej opcji, jak dyplomacja. Albo my ich, albo oni nas. Droga pośrednia nie istnieje. Już z tego opisu widać, z jak mało skomplikowanym scenariuszem mamy tu do czynienia. Nic to jednak nie szkodzi, bo nie idzie o zawiłości ludzkich losów, ale o kawał dobrej taktyki.

Rynek jest wprost zawalony grami, w których zachowanie jednostek podczas bitwy bardziej zależy od przypadku, niż od działań gracza, warto przypomnieć sobie choćby podstawkę Anno 1503 – zgroza! Żołnierze grzęźli w budynkach, a do zwycięstwa dochodziło, jeśli gracz miał szczęście, albo grał kompletnie od niechcenia. W Domination nic takiego nie ma prawa cię spotkać! Wielkim atutem jest bowiem bardzo starannie przemyślana kwestia jednostek. Każda ze stron konfliktu ma w sumie do dyspozycji 36 typów pojazdów bojowych, bo co ciekawe, nie ma wcale żołnierzy, a wyłącznie pojazdy. Są jednostki naziemne, są helikoptery, samoloty i rozmaite łodzie, niektóre pojazdy pełnią funkcję transportową, a inne wyłącznie obronną, bez możliwości przemieszczania ich ku liniom obrony wroga. Część misji rozgrywa się na archipelagach usianych małymi wysepkami, więc wszystko, co lata i pływa jest niezastąpione.

Chmurne niebo nad cichymi wodami moczarów; jak w takim poetycznym krajobrazie skupić się na bitwie?

Każdy pojazd charakteryzuje pięć parametrów, jak siła rażenia, odporność czy cena zakupu. Komplet sił bojowych przeciwnika jest inny, lecz analogiczny, dzięki dokładnemu zrównoważeniu sił, które najwyraźniej testowano aż do osiągnięcia doskonałości. Potencjalne siły obu stron są jakościowo wyrównane. Różnica ilościowa zależy wyłącznie od gracza, który sam wybiera odpowiadający mu poziom trudności. W zależności od typu rozgrywki dostępnych jest od trzech do pięciu poziomów – to więcej, niż w innych grach. Wysoka trudność daje przeciwnikowi fory przede wszystkim w postaci dodatkowych jednostek.

Źródłem pojazdów bojowych są bazy. Znaleziona i zajęta baza, dopóki znajduje się w twoich rękach, przynosi dochody. Dzięki nim można w bazach rekrutować jednostki, swobodnie wybierając wśród typów, a jedynym ograniczeniem jest ilość gotówki. Jeśli w jednej turze nie stać cię na wymarzoną machinę, warto zaczekać do następnej, aż pieniążki napłyną. Proste to, wygodne i łatwe do odkrycia już na początku rozgrywki.

No dobrze, mamy armię, mamy wroga, czas trochę powalczyć. I tu zaczyna się najlepsze. Po wybraniu jednostki widać, jakie ma ona możliwości ruchu i jak duży zasięg ognia. Nikt cię nie pogania, spokojnie zastanawiasz się, jaki ruch opłaca się wykonać: krok w przód i strzał. Dwie tury później dochodzisz do wniosku, że należało jednak najpierw się cofnąć, bo czołgi przeciwnika dosięgną cię, zanim zdążysz je wykończyć... Im dłużej grasz, tym wyraźniej widzisz, że na żywioł nie da się wygrać żadnej potyczki. To nie uniwersytet, tu trzeba myśleć i przewidywać! Przesunięcie jakiegoś urządzenia o jedno, jedyne pole może mieć decydujący wpływ na przebieg całej misji! Ukształtowanie terenu przychodzi ci z pomocą, albo wręcz przeciwnie, utrudnia podejście wroga od tyłu. Wszystko, co trudne – zależy od scenariusza, a jak sobie z tym poradzić, to już wyłącznie twoja głowa.

Jeśli chodzi o misje, to jest w czym wybierać: większe i mniejsze mapy, trudniej, łatwiej. Zacznijmy od trybu single. Do dyspozycji gracza oddano dwie duże kampanie, 20 pojedynczych scenariuszy a ponadto swobodne tryby World War oraz Career. W trybie World War jest do podbicia 10 obszarów rozmaitej wielkości i w różnych strefach klimatycznych; idzie o wyrugowanie przeciwnika z obszaru mapy. Z kolei tryb Career przydziela ci do przeszkolenia dowódcę wybranej strony konfliktu, który rywalizuje z dowódcą strony przeciwnej. Ambitni oficerowie są gotowi na wszystko, byle tylko pognębić wroga i zyskać awans.

W każdej bazie mogą na stałe stacjonować trzy myśliwce, które da się przenosić z bazy do bazy.

W omówionych dotychczas trybach gry panuje dość duża dowolność w zmierzaniu do celu, natomiast w kampaniach ściśle trzymasz się litery rozkazu. Twoją armią w każdej z misji dowodzi od jednego do kilku oficerów, nad którymi jest główny dowódca. To on decyduje o strategii całej wojny, a gracz ma jedynie wpływ na taktyczne rozwiązywanie bieżących problemów. Oficerowie podróżują pojazdami flagowymi, których pod groźbą zawalenia misji nie wolno utracić. Poza tym należy zdobyć lub zniszczyć taki to a taki przyczółek wroga, albo po prostu wyrżnąć w pień wraży oddział. Generała interesuje efekt, a nie sposób jego osiągnięcia, więc sam planujesz każdy krok misji. Fakt, że trzeba wciąż pamiętać o ochronie jednostek dowodzących bardzo podnosi atrakcyjność rozgrywki. Wiadomo, więcej myślenia – to większa frajda.

Dalsze misje składają się z kilku etapów, więc nie można już, jak na początku, beztrosko marnować pojazdów. Trzeba mieć coś w rezerwie na wypadek konieczności kontynuowania działań przy użyciu tej samej, choć nieco nadwerężonej armii. Trzeba powiedzieć, że tryb kampanii jest nie tylko dość trudny, ale ponadto wciągający, a to bodaj najważniejsza zaleta, jaka może charakteryzować grę. Trudno jest odpuścić, albo przerwać, myślisz: no dobra, skończę, jak tylko obronię tę bazę... I siedzisz dalej, bo atakują z innej strony.

Kto nie lubi bawić się sam, ma tu wszystkie opcje przydatne do grania z kolegą: można przez Internet, można w sieci LAN, albo w trybie Hot Seat. Jak kto woli.

Tuż po uruchomieniu głównego menu gracz jest oszołomiony liczbą trybów i opcji gry. Kiedy w końcu coś wybierze i zacznie grać, czeka go kolejna cudowna niespodzianka: obsługa. Wszelkie działania w grze można załatwić myszą, a jeśli ktoś lubi klawisze, to też nie ma przeciwwskazań. Ważne, że wszystko odbywa się intuicyjnie i z sensem, żadnych zbędnych komplikacji. Brawo!

Rzeki i wysokie klify mogą stanowić pewną przeszkodę dla przemieszczania wojsk, ale nie dla pocisków dalekiego zasięgu.

Jak do tej pory, gra nie ma wad. Czy do czegoś można się przyczepić? Ci, którzy przerobili takie tytuły jak Heroes czy Age of Wonders natychmiast zauważają brak systematycznego rozbudowywania miast, a w tym wypadku – baz, w myśl zasady: większa baza, lepsze jednostki. Tutaj ekonomia została zredukowana do minimum. Trudno zdecydować, czy takie rozwiązanie należy zaliczyć na plus, jako przyjazne graczowi uproszczenie, czy na minus, z racji pewnego zubożenia. Nie sposób jednak wymagać, by wszystkie strategie były identyczne. O Domination można w każdym razie powiedzieć, że jest strategią w pełnym tego słowa znaczeniu; strategią przez duże „S”.

Było już o tym, co się w grze robi, więc teraz warto wspomnieć, jak się owe działania prezentują na ekranie. Otóż całkiem nieźle. W pełni trójwymiarowe środowisko gry pozwala przybliżać, oddalać i dowolnie obracać, a nawet przechylać widok pola walki. Wszystko myszą! Prócz tego, że przyjazna graczowi praca kamery pozwala na robienie sporych oddaleń w celu ogarnięcia sytuacji taktycznej, jest jeszcze mini mapka w rogu ekranu z oznaczeniem pozycji jednostek. Nader to wygodne i miłe.

Prócz tego, co każe jej robić gracz, kamera wykonuje własną, automatyczną robotę, wykonując zbliżenie, gdy dochodzi do zniszczenia jakiejś cennej jednostki. Wcale się nie dziwię, że graficy chcieli w ten sposób pochwalić się efektami swojej pracy, bo mieli czym. Spektakularne wybuchy są zdecydowanie najbardziej charakterystyczną i efektowną stroną Domination. Jest na co popatrzeć, gdy wyrzutnia rakiet rozpada się na części pierwsze. Zresztą skutki niszczenia poszczególnych jednostek nie są zawsze jednakowe; uwzględniono specyfikę konstrukcji poszczególnych urządzeń. Atrakcje graficzne nie ograniczają się zresztą do wybuchów, ładnie pokazano też loty pocisków, są efekty świetlne i przyjemne animacje. Wprawdzie da się nieco ponarzekać, jeśli chodzi o bogactwo elementów scenerii, chociaż nie wszędzie jest całkiem łyso. Można tę szczupłość wytłumaczyć ruchem czołgów, które zapewne przed rozpoczęciem misji stratowały rośliny i wypłoszyły zwierzęta.

„Mówię ci, jak pi...nę, to się mogę tylko o jedno biurko pomylić.”

Muzyka towarzysząca rozgrywce jest miła dla ucha i nie nudzi. Nieco gorzej rzecz się ma z efektami dźwiękowymi. Trochę szkoda, że pięknym wybuchom nie towarzyszą równie dobre odgłosy; coś tam słychać, ale jakby za mało. Graczy dobrze obeznanych z językiem angielskim może cokolwiek razić tekst dialogów, który brzmi jakby trochę chałupniczo.

Na koniec warto wspomnieć o manualu, który znajduje się na jednej z płyt. Jest w nim wyczerpujący opis gry i wszystkich jej elementów; to prawie poradnik, w dodatku w bardzo estetycznej oprawie graficznej. Zdecydowanie warto do niego zaglądać. I, oczywiście, warto mieć Domination.

Malwina „Mal” Kalinowska

PLUSY:

  • dobre efekty graficzne;
  • logiczna obsługa;
  • duży wybór trybów gry i poziomów trudności;
  • świetnie opracowana taktyczna strona rozgrywki.

MINUSY:

  • poza taktyką – gracz ma niewiele do roboty.
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?