Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 listopada 2004, 23:36

autor: Piotr Doroń

Mario Golf: Advance Tour - recenzja gry

Mario w naszych oczach powoli wyrasta na rasowego sportowca!

Recenzja powstała na bazie wersji GBA.

Mario wielkim sportowcem był i jest! Czy po przejrzeniu listy gier, w których jedną z głównych ról grał ten pocieszny grubasek, nie dochodzicie do podobnych wniosków? Mario jest niezwykle wysportowaną postacią świata gier – to szczera prawda. Popatrzcie sami: genialny rajdowiec (seria Mario Kart), wytrawny golfista (seria Mario Golf), obdarzony nieludzkim refleksem tenisista (seria Mario Tennis). Nie zapominajmy też o dziesiątkach najróżniejszym dyscyplin sportowych, w których Mario zasmakował za sprawą uczestnictwa w wielkim przedsięwzięciu zatytułowanym Mario Party. Sport daje wiele dobrego; wydaje się, że główni bohaterowie tej gry, a w szczególności Mario, doskonale zdają sobie z tego sprawę.

Mario Golf: Advance Tour nie jest pierwszym tytułem w dorobku Nintendo (a konkretnie niezwykle „płodnego” i kreatywnego dewelopera: Camelot Co. Ltd.), traktującym o jednym z najbardziej snobistycznych sportów świata - golfie. Pierwszą grą, w której mogliśmy radośnie pomachać kawałkiem prostego kija ze śmieszną nóżką na jego końcu była pozycja zatytułowana Mario Golf. Ukazała się ona na 64-bitową konsolę Nintendo 64 i udanie wprowadziła wszystkich wielbicieli Wielkiego N w świat golfa w luźnej i wesołej formie. Kolejną konsolą, która uległa olbrzymiej mocy „mariowego” uderzenia był GameBoy Color, na którą trafiła skonwertowana gra znana z N64 (nazwana identycznym tytułem). Na następne gry traktujące o golfie, zaprezentowane z perspektywy firmy Camelot, przyszło nam czekać dobrych kilka lat, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - europejscy gracze doczekali się dwóch świetnych gier spod szyldu Mario Golf niemal w tym samym czasie. Posiadacze konsoli Nintendo GameCube mogą nabyć szalenie rozbudowaną Mario Golf: Toadstool Tour, a miłośnicy grania na łonie natury - recenzowaną właśnie Mario Golf: Advance Tour.

Sportowcem być...

W grze wcielamy się w postaci młodych amatorów golfa, Neila i Ellę, których jedynym, najskrytszym marzeniem jest rozegranie meczu z gwiazdą golfowego półświatka Mushroom Kingdom – powszechnie znanym Mario (vel Marianem, który to pseudonim przyjął się już w polskich kręgach wielbicieli tej postaci gier telewizyjnych). W tym celu przybywają oni (wraz z dwiema innymi postaciami - przyszłymi przeciwnikami) do Marion Country Club - wielkiej szkoły golfa, w której małe chucherka nabierają siły i manier, a także poprawiają swoje możliwości spędzając całe dnie na wielu niezwykłych polach golfowych. Po co to wszystko? Ćwicząc uderzenia, technikę i cierpliwość doczekamy się nagrody. I to nie byle jakiej! Możliwość zmierzenia się z Mario, guru tego świata, nie zdarza się przecież codziennie.

Czy to gra sportowa, czy to już RPG?

Być może dziwnie to zabrzmi, ale... „Mario Golf: Advance Tour” jest niemalże japońskim RPG! Golf i RPG? Otóż tak! Wybierając główny tryb zabawy („Story Mode”) zostaję postawiony przed wyborem postaci, której poczynaniami chciałbym kierować. Do wyboru mam wymienionych wcześniej Neila i Ellę - chłopca i dziewczynkę. Tuż po tym przedstawiona zostaje dosyć śmieszna historyjka początkowa (różna dla każdej postaci). Nasze wcielenia nie różnią się wieloma charakterystykami - ot, Neil jest silniejszy, a Ella od najmłodszych lat stawiała na technikę. Panowie z Camelot mogli się tu bardziej postarać - przyznaję. Po kilku krótkich rozmowach stajemy przed naszym nowym trenerem, który zagłębia nas w tajniki szkolenia. Okazuje się, że rozgrywka polega głównie na zwiedzaniu pól golfowych, ćwiczeniu na nich swoich umiejętności, oraz wypełnianiu specjalnych zadań typu "wbij piłeczkę do dziurki nadając jej wsteczną rotację". Zadania są omawiane przez lokalnych mistrzów, których - jeśli tylko tego chcemy - możemy wyzwać do pojedynku.

Mecze rozgrywane są w systemie jeden-na-jednego lub dwóch-na-dwóch. W niektórych przypadkach wyboru możemy dokonać sami, a w innych jest już z góry ustalone z kim zagramy. Po wypełnieniu zadania, opracowaniu nowej sztuczki technicznej lub pokonaniu przeciwnika/-ów na nasze konto wpływa... nie, nie określona suma pieniędzy, ale punktów doświadczenia, które przydzielamy naszemu zawodnikowi! W ten sposób doszliśmy do aspektów typowych dla gier RPG. Punkty rozdzielamy na poszczególne umiejętności, z których najważniejszymi są: siła uderzenia (która przekłada się na odległość), możliwość podkręcania piłeczki oraz techniczne umiejętności pomocne przy próbach wbicia piłki do dołka z bliskiej odległości. Punkty doświadczenia otrzymujemy również za uczestnictwo w wielu mini-grach, na które możemy się natknąć wędrując po terenach należących do Marion Country Club. Jedną z najciekawszych jest mecz, w którym jedynym naszym przeciwnikiem są specjalne bramki, przez które należy przeprowadzić piłeczkę. Zwycięstwo w tej zabawie jest nagradzane pokaźną ilością wspomnianych punktów.

Zgłębiając formy rozgrywki...

Pora przybliżyć Wam dwa główne rodzaje rozgrywki, z którymi spotkamy się podczas zaliczania Story Mode. Pierwszym z nich jest tryb fabularny, typowy dla gier z gatunku RPG. To w nim odbywamy rozmowy, kupujemy nowe kije i rzeczy mające pomóc nam w osiągnięciu jasno postawionego celu, o którym wspominałem nieco wcześniej. W tym trybie rozwój sytuacji obserwujemy z kamery ustawionej niemal centralnie (wkrada się odrobina izometrii) nad naszymi postaciami. Zdecydowanie ciekawiej prezentuje się etap "walki na kije", czyli samego meczu. Akcję obserwujemy z trzech różnych widoków narzuconych nam przez programistów z Camelot. Początkowe chwile spędzone na polu ukazuje nam kamera obejmująca cały teren, na którym odbywa się mecz; takie rozwiązanie ułatwia nam celowanie oraz rozplanowanie kolejnych uderzeń. Po ustaleniu optymalnego toru lotu piłeczki przystępujemy do drugiej części akcji, czyli właściwego uderzenia. Gra przełącza się wtedy na widok TPP, czyli ukazuje nam postać „od tyłu” (pseudo 3D).

W tej chwili wszystko zależy od nas. Naszym zadaniem jest dopasowanie kierunku oraz mocy uderzenia do warunków panujących na polu golfowym. Szczególną uwagę należy zwrócić na wiatr, który wiejąc z dosyć dużą siłą potrafi znacznie zmienić kierunek lotu piłki. Należy uważać także na bunkry wypełnione piaskiem. Jeżeli przed nami znajduje się szereg przeszkód terenowych takich jak drzewa, to nieocenione okażą się umiejętności podkręcania golfowej piłeczki. Gdy tylko znajdziemy się w pobliżu celu, gra ukazuje nam zbliżenie na tzw. green (strefę wokół dołka). Pozostaje nam podać kierunek uderzenia, wymierzyć jego siłę i oczekiwać na efekt końcowy. Musicie pamiętać, iż Mario Golf: Advance Tour nie jest symulatorem gry w golfa, a jedynie namiastką tego sportu.

Wszystkie uderzenia oraz specjalne ruchy wykonuje się bardzo łatwo, a świetny, 3-stopniowy system posyłania piłeczki do dołka (dający nam ponadto możliwość wyboru pomiędzy uderzeniem siłowym, a bardziej techniczną próbą) tylko ułatwia nam wygrywanie kolejnych meczy. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby tu wprowadzenie trybu symulacji, w którym moglibyśmy się sprawdzić w warunkach niezbyt korzystnych (czytaj: bez wspomagaczy). Niestety – do wyboru, prócz głównego trybu zabawy, mamy tylko pojedynczy mecz (z możliwością wyboru klasycznych postaci Nintendo, tj. Mario, Yoshi, Donkey Kong i wiele innych), krótkie zawody, mecz na czas (z zadaniami typu "w jak najkrótszym czasie zalicz pięć dołków") oraz opcję umożliwiającą nam przejrzenie zdobytych w Story Mode sekretów (śliczne rysunki, magiczne kije, nowe pola golfowe, które można przetestować itp.).

Makijaż? Nie, dziękuje...

Gdy po raz pierwszy uruchomiłem „Mario Golf: Advance Tour” doznałem déja vu. Gdzieś już widziałem takie modele postaci. A ten ogólny design też wydał mi się jakiś znajomy. No tak! Golden Sun! Twórcami tego wyśmienitego RPG’a są przecież panowie z Camelot Co. Ltd., odpowiedzialni również za recenzowaną przeze mnie grę! Co prawda grafikę pokryła już cienka warstewka kurzu, lecz to, co możemy podziwiać na maleńkich ekranach naszych konsolek w dalszym ciągu potrafi zaskoczyć. A co dokładnie? Z pewnością liczba detali. Ilość elementów, na których można zawiesić oko, powala! Tyczy się to w głównej mierze części poświęconej bezpośrednio samym uderzeniom, bo o ile grafika całego pola golfowego nie powala, a gra animacja wtedy leciutko „zachrupać”, to widok pseudo 3D prezentuje się wyśmienicie; duże postaci golfistów, ładne drzewka, soczysta trawka i mokra woda - wszystko jest na swoim miejscu. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie różnorakie rozbłyski, które możemy podziwiać w momencie uderzenia kijem w piłeczkę, ale to widzieliśmy już wcześniej przy okazji gry w Golden Sun. Troszeczkę gorzej wypada oprawa dźwiękowa. Infantylna muzyka, śmieszne, dziecinne dźwięki, „bulgotanie” postaci - chyba podziękuje i wyciszę mojego GBA. Jednak niekiedy usłyszymy przyjemne fragmenty muzyczne, a odgłosy natury na polu golfowym po prostu rozluźniają. Dźwiękowo nie jest źle, ale mogło być ZDECYDOWANIE lepiej.

I słowo się rzekło

Mario Golf: Advance Tour to bardzo dobra gra łącząca w sobie wiele elementów typowych dla gier z gatunku RPG, jak i pozycji sportowych traktujących o golfie. Co prawda nie mamy tu do czynienia z rasowym tytułem dla amatorów golfa, ale nie taki był zamiar twórców. Przede wszystkim - zabawa. Po drugie – długość gry. Na ukończenie tej pozycje przeznaczycie około 20-30 godzin życia gracza (jeżeli będziecie chcieli zdobyć wszystkie sekrety). W pewnym momencie możecie jednak utracić "łączność" z Mario Golf: Advance Tour - gra zacznie nużyć, fabuła wyda wam się błaha i nieistotna, ale znowu świeżość pozycja ta odzyskuje w trybie wieloosobowym, w którym przygotowano specjalną opcję zabawy dla kilku osób (nawet na jednej konsoli!). No i nie ma to jak rozluźniająca partyjka w golfa przed matematyką, czy trudnym dniem w pracy. To gra na szybką partię jak i dłuższe posiedzenie – w tym też tkwi jej siła.

Piotr „Jiker” Doroń

Piotr Doroń

Piotr Doroń

Z wykształcenia dziennikarz i politolog. W GRYOnline.pl od 2004 roku. Zaczynał od zapowiedzi i recenzji, by po roku dołączyć do Newsroomu i już tam pozostać. Obecnie szef tego działu, gdzie zarządza zespołem złożonym zarówno ze specjalistów w swoim fachu, jak i ambitnych żółtodziobów, chętnych do nauki oraz pracy na najwyższych obrotach. Były redaktor niezapomnianego emu@dreams, gdzie zagnała go fascynacja emulacją i konsolami, a także recenzent magazynu GB More. Miłośnik informacji, gier (długo by wymieniać ulubione gatunki), Internetu, dobrej książki sci-fi i fantasy, nie pogardzi również dopieszczonym serialem lub filmem. Mąż, ojciec trójki dzieci, esteta, zwolennik umiaru w życiu prywatnym.

więcej

Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.