Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 10 lutego 2010, 18:04

autor: Łukasz Malik

Heavy Rain - recenzja gry

Pięć lat przyszło czekać fanom Fahrenheita na następne dzieło Quantic Dream. Czy Heavy Rain przełamuje kolejne bariery w elektronicznej rozgrywce, czy to tylko nadmuchany balon pękający pod wpływem wygórowanych oczekiwań?

Recenzja powstała na bazie wersji PS3.

Niewiedza jest błogosławieństwem. Ta sentencja jak mało która pasuje do Heavy Rain. Scenariusz jest tak skonstruowany, że im mniej o nim wiemy, tym lepiej. Żeby nie było, nie należę do grupy świrów, którzy wpadają w furię, jak ktoś zdradzi im zakończenie King Konga czy Pasji. Jednak w przypadku najnowszego dzieła Quantic Dream „spoilerofobia” jest jak najbardziej uzasadniona. Całość składa się z około 60 scen – przy czym przy pierwszym podejściu nie mamy szans zobaczyć ich wszystkich, a przejście całości powinno zająć około 7-8 godzin.

Norman Jaden – profiler z FBI na miejscu zbrodni.

Przez mniej więcej 3/4 gry nasze decyzje mają naprawdę niewielki wpływ na zakończenie. Popychamy historię, przy okazji wykonując zbędne czynności, które dają iluzję swobody i zbliżają do „prawdziwego życia”. Bo kto z nas nie pije soku, nie sika czy nie robi jajecznicy? Przepraszam, ale nie dam sobie wmówić, że te bzdurne wypełniacze czynią z Heavy Rain tytuł wyjątkowy i bardziej ambitny. Również elementy zręcznościowe, które sprowadzają się do naciskania klawiszy w odpowiednich sekwencjach (tak zwane QTE), w *części* scen pełnią rolę jedynie katalizatora adrenaliny. Niezależnie od tego, czy wykonamy je prawidłowo, czy nie, skutki naszych działań będą jednakowe. Jest to o tyle smutne, że i tak przegrywamy, nawet gdy uda nam się wszystko rozegrać poprawnie, przez co czasem czujemy się zrobieni w konia. Gdzie tu nagroda dla gracza? Z Heavy Rain jest jak z Call of Duty, gdy zaczniemy w nim za bardzo kombinować i szukać swobody, to wypatrzymy wszystkie proste elementy, z których cały teatrzyk iluzji został zbudowany. Na szczęście trafiamy na moment, w którym animowani przez nas bohaterowie mogą zginąć lub podjąć kluczowe dla rozwiązania akcji decyzje. Wariacji na temat zakończenia jest sporo – choć oczywiście, to naprawdę satysfakcjonujące i dające poczucie dobrze wykonanej roboty jest jedno. Mimo to nawet największy socjopata znajdzie coś dla siebie, doprowadzając do naprawdę dołującego finału.

Generalnie, jeżeli zaakceptowałeś rozwiązania znane z Fahrenheita i jesteś w stanie porzucić rozgrywkę na rzecz zaangażowania się w historię, to wyżej wymienione wady Heavy Rain stają się nieistotne. Zapewne pierwsze pytanie, które zadasz znajomym, którzy ukończyli grę, będzie brzmiało: „Jakie było twoje zakończenie?” – to chyba najlepsze, co można powiedzieć o jakiejkolwiek grze. Podobnie jak w Mass Effect 2 rozgrywka w HR schodzi na drugi plan. Liczą się historia i bohaterowie. Tak naprawdę dziury w całym zacząłem dopatrywać się, myśląc o recenzji. Zdaję sobie sprawę, że dla części konserwatywnych graczy ten twór z pogranicza gry i interaktywnego filmu będzie całkowicie niezjadliwy.

Jednak ekipie Davida Cage’a udała się rzecz niezwykła – mając niezły (choć niepozbawiony luk i bzdur) scenariusz, angażuje nas w historię w niespotykany sposób. O ile na początku gry nie czujemy się jeszcze odpowiedzialni za losy bohaterów, to w pewnym momencie rozpoczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Fabularny rollercoaster rozpędza się do niewiarygodnej prędkości i rzuca nami z miejsca na miejsce. Próbując poskładać fragmenty układanki, po prostu trudno jest wstać od konsoli, dopóki nie doprowadzi się do finału.

Ethan Mars zostaje wystawiony na niejedną ciężką próbę.

Wcielając się w cztery postacie (architekt, prywatny detektyw, agent FBI, pani fotograf), musimy rozwikłać tajemnicę Zabójcy z Origami. Odpowiedź na pytanie, jak losy poszczególnych bohaterów splatają się i łączą z głównym wątkiem, pozostawiam grającym. Warto jednak zaznaczyć, że osobowości postaci i motywy, jakimi się kierują, są wiarygodne, nawet jeśli powielają pewne klisze znane z thrillerów i kryminałów. Jedyne, czego nie mogłem przełknąć (podobnie jak i koledzy z tvgry.pl, którzy również ukończyli grę), to wprowadzony na silę wątek miłosny i seks w absurdalnych okolicznościach.

Reszta kluczowych scen to mistrzostwo. Nigdy nie sądziłem, że próba wyciągnięcia informacji od staruszki chorej na alzheimera będzie tak emocjonująca. Wyzwania, przed którymi staje ojciec porwanego przez zabójcę dziecka, dają grze niewiarygodnego kopa (nawet jeśli kopiują motywy znane z filmów z serii Piła).

Niektórym mogą przeszkadzać okulary połączone ze specjalną rękawicą, które działają na zasadzie rozszerzonej rzeczywistości. ARI wyświetla elementy interfejsu na miejscu zbrodni, dokonuje kompleksowej analizy śladów oraz DNA. Cudo potrafi wygenerować wirtualne otoczenie w którym badamy wszystkie zebrane dowody. Generalnie jednak można przymknąć oko na przyśpieszony rozwój technologiczny zaserwowany przez twórców.

Na pozytywny odbiór Heavy Rain bez wątpienia ogromny wpływ ma oprawia audiowizualna. Choć pod względem technologicznym trudno dopatrywać się jakiegoś ogromnego skoku jakościowego w odniesieniu do obecnej generacji konsol, to wygląd postaci, projekty poziomów oraz dbałość o szczegóły (non stop padający deszcz!) budują niesamowitą atmosferę. Animacja bohaterów oraz ich mimika również nie odstają od obecnych standardów. Jednak biorąc pod uwagę przechwałki Davida Cage’a (przechwytywanie ruchu gałek ocznych, odgrywanie wszystkich kwestii dialogowych przed kamerą), to efekt finalny jest poniżej oczekiwań (Uncharted 2 i Mass Effect 2 najwyraźniej podniosły tu poprzeczkę).

Praca kamery, głębia ostrości, zastosowana paleta kolorów, to coś, czego mogą twórcom pozazdrościć niektórzy reżyserzy wysokobudżetowych filmów. Rewelacja.

Tego typu ujęcia świetnie podkreślają filmowość Heavy Rain.

Na pochwałę zasługuje również polski dubbing. Wreszcie aktorzy nie odczytują swoich kwestii z kartki, oni autentycznie je odgrywają. Głosy dobrano idealne, trudno wskazać kogoś, kto nie pasuje do swojej roli (no dobra, recepcjonista w hotelu jest denny). Mnie szczególnie przypadła do gustu Magdalena Różczka w roli Lauren Winter. Szkoda, że świetnie wrażenie z polonizacji psuje czasem źle dobrany poziom głośności niektórych kwestii oraz brak synchronizacji ruchu ust z wypowiadanym tekstem. Warto dodać, że w dowolnym momencie (nawet w trakcie dialogu) możemy przełączyć się na wersję angielską, by się przekonać o jej przeciętnym poziomie (polski Norman bije oryginalnego na głowę). To naprawdę rzadkość na naszym rynku.

Heavy Rain nie jest rewolucją w branży elektronicznej rozrywki, mam jednak nadzieję, że będzie swego rodzaju zimnym prysznicem dla niektórych deweloperów, pokazującym im, jak ogromny potencjał drzemie w tak porzuconych przez nich gatunkach jak kryminał i thriller. Bo tak naprawdę za to należą się Quanic Dream oklaski – za odwagę. Od czasu Still Life, dawno nie czułem się tak zaangażowany w śledztwo. Nie sądziłem nawet, że będę aż tak zdeterminowany, by znaleźć seryjnego mordercę. W stosunku do klasycznej przygodówki z pozoru spłycające rozgrywkę quick time eventy zwiększają immersję w niebywały sposób: pot gracza pompuje krew w żyłach wirtualnych bohaterów. Heavy Rain zaciera granice między grą a filmem oraz pokazuje, że stać nas na więcej niż ratowanie świata przed kolejną zagładą.

Łukasz „Verminus” Malik

PLUSY:

  • świetna, angażująca gracza historia z kilkoma zakończeniami.
  • wiarygodni bohaterowie z krwi i kości;
  • filmowe ujęcia, praca kamery;
  • grafika i muzyka;
  • jakość polskiego dubbingu.

MINUSY:

  • iluzoryczny wpływ gracza na zakończenie części scen;
  • wprowadzony na siłę wątek miłosny;
  • drobne dziury w scenariuszu.
Recenzja gry Heavy Rain na PS4 - remaster, który zawodzi
Recenzja gry Heavy Rain na PS4 - remaster, który zawodzi

Recenzja gry

Wydawałoby się, że tego nie da się położyć. Wprawione w tworzeniu remasterów, Sony pokusiło się o przypomnienie jednej z najlepszych gier poprzedniej generacji konsol. Niestety, Heavy Rain wypada blado na tle poprzednich wznowień tej firmy.

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.