autor: Adam Kaczmarek
FIFA 09 - recenzja gry
Ulepszona grafika i kilka innowacji. To w skrócie FIFA 09. Czy jest warta swojej ceny?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Buńczuczne zapowiedzi nie zawsze mają pokrycie w rzeczywistości. Wizja twórców często ściera się z nieprzychylnym odbiorem użytkowników. Najnowsza odsłona FIFY na komputery osobiste wydaje się potwierdzać tę tendencję. Sporo mówiło się o oprawie graficznej rodem z Playstation 3, 250 usprawnieniach i innowacyjnym sterowaniu. Czy jednak warto było czekać na twór, który już na lipskich targach prezentował się znacznie gorzej od swoich konsolowych braci? Niewątpliwie FIFA 09 spodoba się wielu fanom serii. To w dużej mierze usprawniony produkt i jeśli spojrzeć na niego przez pryzmat poprzedników, to mamy do czynienia z wyraźną ewolucją.
Szeroko reklamowane nowości miały gwarantować odkrywczy charakter tej odsłony. Na pierwszy plan wybija się tu oprawa graficzna. W tym roku EA Sports mile zaskoczyło i przygotowało nowe tekstury w wysokiej rozdzielczości. Aczkolwiek trzeba jasno podkreślić, że nextgenem tego nazwać nie można. Niby jest murawa w 3D, niby piłkarze wyglądają porządnie. Wystarczy jednak spojrzeć na to, co dzieje się poza boiskiem, by stwierdzić, że zespół programistów sprytnie zatuszował słabości archaicznego silnika. Poza modelami zawodników i trawą inne plusy w zasadzie trudno znaleźć. W rolę publiczności wcieliły się rzędy niechlujnie ustawionych tekstur. Niektóre ujęcia kamery odsłaniają kolejne niedoróbki. Stadiony również nie prezentują się nadzwyczajnie. Ale i tak jest ładnie. Szczególnie, gdy zestawimy ze sobą kilka poprzednich edycji i porównamy je z najnowszą.
Wracając do piłkarzy – na zbliżeniach przedstawiają się bardzo dobrze. Największe gwiazdy wyłapujemy w mgnieniu oka. Wykonanie niektórych jest wręcz perfekcyjne (np. Joe Cole z Chelsea). Autorzy zadbali nawet o takie detale jak spływający z czoła pot czy brudne koszulki. Szkoda, że spośród naszych reprezentantów jedynie Ebi Smolarek zasłużył na w pełni realistyczny wygląd. Warto dodać, że usprawnienia graficzne nie wpłynęły znacząco na wymagania sprzętowe. Jeżeli budzicie się rano z wątpliwościami typu „Czy pójdzie na moim Geforce 4 MX?” – śmiało ustawcie suwaki odpowiedzialne za poziom detali na maksimum. Lekkie chrupnięcia mogą przydarzyć się w trakcie zbliżeń, przy standardowej kamerze płynność zostaje zachowana.
Całkiem ciekawie wygląda pomysł z widgetami w menu głównym. Tu EA Sports należą się gromkie brawa, gdyż wspomniana opcja podkręca piłkarski charakter gry. Charakterystyczne okienka informują użytkownika o jego postępach w wybranych trybach rozgrywki a także kryją mnóstwo statystyk. Wypada w tym miejscu wspomnieć o kolejnej nowince wynikającej z obecności widgetów, czyli usłudze Adidas Live Season. To pierwsza w historii serii próba obserwacji na żywo piłkarskiego świata. Tego prawdziwego oczywiście. Dzięki ALS możemy na bieżąco pasjonować się poczynaniami ulubionego klubu, a także aktualizować formę wirtualnych zawodników w oparciu o ich rzeczywistą dyspozycję. W lepszym rozeznaniu pomagają szczegółowe tabelki z mnóstwem cyferek, strzałek i innych bajerów.
Usługa ta ma jedną wadę, która (obawiam się) spali ten pomysł już na etapie pierwszego uruchomienia. Otóż za monitorowanie więcej niż jednej ligi musimy zapłacić. Pół biedy, gdyby dostępny był jakiś grupowy abonament. Niestety, każde rozgrywki mają swoją cenę i należy płacić za nie osobno. Niewątpliwie Adidas Live Season sprzedałby się, gdyby był… darmowy. Natomiast w formie zaoferowanej potencjalnym użytkownikom jest to tylko niezobowiązujący składnik, o którym można w zasadzie zapomnieć. Na szczęście dla fanów z zacięciem strategicznym EA Sports przygotowało narzędzie do tworzenia własnych formacji ofensywnych i defensywnych. Naśladowcy Rafy Beniteza skorzystają z niego bez wahania. Kombinacji do opracowania jest multum. Przejrzysty w obsłudze moduł przypadnie do gustu zwłaszcza początkującym graczom. Szkoda, że za jego pośrednictwem nie można zaplanować rozegrania stałych fragmentów.
Najbardziej ciekaw byłem jednak jakości silnika meczowego. Po zeszłorocznej traumie spowodowanej kiepskim gameplayem liczyłem na wyciągnięcie wniosków przez Kanadyjczyków. Po kilku godzinach spędzonych nad katowaniem losowo wybranych drużyn mam mieszane uczucia. Gra się praktycznie tak samo. Animacja i zachowanie zawodników biją w oczy archaizmem rozwiązań. Nie czuć lekkości w poruszaniu się futbolistów. Pomimo kilku widocznych zmian bardziej doświadczeni użytkownicy nie muszą szukać nowego stylu rozgrywania piłki. Większość patentów wyćwiczonych w ostatnich latach sprawdza się i tutaj. Modyfikacji uległa tak naprawdę szybkość. Wolniejsze tempo gry zwiększa swobodę w wymienianiu podań formacji obronnej. Z kolei pomocnicy mają utrudnione zadanie z powodu agresywniejszej postawy komputera w środkowej części boiska. Najbardziej cieszę się jednak ze zmniejszonej skuteczności podań prostopadłych. W FIFIE 09 wychodzą one rzadziej niż w poprzedniej i najczęściej tylko na skrzydłach. Nieźle prezentuje się poprawiony model fizyczny. Zderzenia zawodników wyglądają bardzo realistycznie. Faule w starciach o górne piłki to normalka.
Coś jeszcze? Tak, są nowe sztuczki i szczegóły dodane raczej dla zasady, np. regulaminowe 6 sekund przetrzymywania piłki przez bramkarza. Jakkolwiek by te zmiany nie wyglądały, gameplayowi i otoczce meczowej wciąż da się bardzo wiele zarzucić. Przede wszystkim rażą nadal te same przerywniki. Opakowane w lepsze tekstury nie budzą zachwytu, a raczej zażenowanie. Sam klimat meczów jest jakiś niewyraźny. Brakuje zdecydowanie atmosfery uczestniczenia w piłkarskim święcie. Pamiętacie World Cup 2002 i sceny prezentacji drużyn przed meczem? Ciary przechodziły po plecach na widok serpentyn, confetti oraz hymnów. Tymczasem aura spotkań w FIFIE 09 jest oszczędna, wręcz skąpa. Gdzieś między zmianą silnika, a kolejnymi edycjami zgubiono dar podkolorowywania tytułu efekciarstwem. Dotyczy to również HUD-a, który przedstawia się biednie. Aby dojrzeć ikonę zmiany zawodnika bądź przywileju korzyści, trzeba podwójnie wytężyć wzrok.
Duży zarzut kieruję w stronę niektórych elementów rozgrywki. Szokuje zwłaszcza skuteczność, z jaką komputer zamienia rzuty wolne na gole. Aby utwierdzić się w tym przekonaniu, odpaliłem sesję treningową. W 8 na 10 prób zdobywałem bramki i to dowolnym zawodnikiem! Jeżeli zauważysz, że przeciwnik ustawia piłkę na 30 metrze (i bliżej), zacznij się modlić, aby spudłował. Winę za taki stan rzeczy ponoszą słabiutcy golkiperzy. W ich zachowaniu ciężko doszukać się pozytywów. Miewają kłopoty z prawidłową reakcją na sytuację 1 na 1 oraz z wyjściami do dośrodkowań z rzutów rożnych. Ustawienie najwyższego poziomu trudności dla tej formacji niewiele pomaga. Swą pasywną postawą nie dodaje ona grze atutów.
Utarło się, że masowe klikanie myszą po ekranie to domena gatunku hack’n’slash. Twórcy zaskoczyli chyba wszystkich informacją o zaimplementowaniu nowego sposobu sterowania. Po pierwszych testach z zastosowaniem gryzonia nie mam najmniejszych wątpliwości. Zachwalanie bardziej intuicyjnej obsługi, dokładniejszych podań oraz strzałów to zwykły pic na wodę. Zaprawdę powiadam Wam, że gorszego pomysłu na urozmaicenie serii nie widziałem. Nie wiem, jak sprawnym trzeba być graczem, aby w pełni ogarnąć metodę zaserwowaną przez Elektroników. Myszą można wykonać absolutnie każdy, ale to każdy ruch przypisany do klawiatury. Co za tym idzie, pod ręką znajduje się jedyny w swoim rodzaju generator boiskowego chaosu.
W gruncie rzeczy wygląda to tak, że klikamy, gdzie popadnie. Stosunkowo wolne tempo gry jest i tak za szybkie dla naszej dłoni, która w ciągu ułamka sekundy musi wykonać kilka kombinacji przycisków lewy-środkowy-prawy, aby akcja nabrała jakiegokolwiek sensu. Dla przykładu, aby dokładnie podać piłkę do partnera, należy najpierw najechać na niego celownikiem, następnie poczekać, aż kursor się zapełni i dopiero wówczas przycisnąć odpowiedni przycisk. Na poziomie Amator jeszcze to jakoś ujdzie, ale umówmy się – nie na tym miało polegać wdrożenie nowego systemu sterowania zawodnikami. Dobrze, że do współpracy z myszą wolno wykorzystać konfigurację WSAD oraz spację. Żeby było ciekawiej, na klawiaturze wcale perfekcyjnie nie jest. Do wślizgów oraz bezpiecznego odbioru piłki przypisano dwa kolejne klawisze. Po co ta zmiana? Czy poprzedni system był pod tym względem kiepski? Dobrze, że mój wysłużony pad okazał się wybawieniem.
Zawartość licencyjna każdej edycji od zawsze budziła uznanie. Nie inaczej jest i tym razem. 30 lig i ponad 500 licencjonowanych drużyn to od dawna ogromna zaleta tej pozycji. Oczywiście przydarzyło się kilka wpadek w reprezentacji Polski (co w kadrze robią Frankowski i Dudek?), ale generalnie treść jest świeża. Na potrzeby ścieżki dźwiękowej wykupiono 42 utwory mniej lub bardziej znanych wokalistów. W menu przygrywają m.in. Kasabian, Duffy oraz Junkie XL. Mecze komentuje nieśmiertelny duet Szaranowicz-Szpakowski. Obaj panowie odrobili chyba pracę domową.
Podczas spotkań częstotliwość wymawiania złotoustych cytatów jest zauważalnie mniejsza niż rok temu. Niemniej nie jest jeszcze tak dobrze jak w wersji angielskiej. Dżentelmeni mylą się w ocenie zagrożenia przy naszej bramce, unoszą niespodziewanie głos albo odwrotnie – milczą w sytuacjach, przy których kibic wyrywałby z głowy włos za włosem. Do dyspozycji gracza oddano znane wcześniej tryby rozgrywki. Z przykrością stwierdzam, że Be a Pro nie doczekał się radykalnych zmian. Wciąż brakuje dodatkowych opcji związanych z życiem prywatnym naszego zawodnika. Do nowej, dynamicznej kamery z perspektywy zawodnika również ciężko się przyzwyczaić. Ponadto Tryb menedżerski zaczyna trącać myszką, a to już powód do niepokoju. W tej sytuacji ratunkiem dla FIFY jest rozbudowany multiplayer, zrzeszający niemałą liczbę użytkowników.
Najnowsza odsłona serii nie zawodzi, ale i nie rozpala do czerwoności. EA Sports wyraźnie brak wyczucia w doborze idei. Obok pomysłów popychających grę ku pozytywnej ocenie (np. grafika) mamy i takie, o których lepiej zapomnieć, że zostały wdrożone (sterowanie). I nie ratuje tego ciekawa zawartość licencyjna oraz mnogość trybów rozgrywki. FIFIE przydałby się restart, nowy silnik meczowy oraz animacje. Oprawa nie jest w stanie zatuszować niedoróbek gameplayu, aczkolwiek nie mogę odmówić grafikom chęci do pracy. Tym bardziej mi przykro, że miałem okazję przetestować wersję konsolową, która jest w każdym aspekcie lepsza, ładniejsza i bardziej grywalna. Tegoroczna edycja na komputery osobiste minimalnie wyprzedza odsłonę z cyferkami 08. Gdybym miał przyrównać omawiany tytuł do dowolnej postaci, bez wahania wskazałbym staruszkę z toną makijażu na twarzy. Nawet jeśli przypudruje zmarszczki, wciąż pozostaje babcią. A fani piłki nożnej oczekują czegoś lepszego niż komputerowego emeryta z nowymi teksturami…
Adam „eJay” Kaczmarek
PLUSY:
- odświeżona grafika z niezłym wyglądem piłkarzy;
- kilka ciekawych zmian w silniku meczowym;
- wciąż niskie wymagania sprzętowe;
- system widgetów oraz Adidas Live Season;
- bogaty i miodny tryb wieloosobowy.
MINUSY:
- większość zmian jest zaledwie kosmetyczna;
- wymagane opłaty przy usłudze Adidas Live Season;
- Frankowski w reprezentacji Polski?
- kiepskie AI bramkarzy;
- niektóre elementy gameplayu psują radość z rozgrywki (np. rzuty wolne);
- przekombinowane sterowanie klawiaturą;
- kompletnie niewygodne sterowanie myszą;
- brak nowości w trybie dla pojedynczego gracza;
- monotonia i nuda.