Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 sierpnia 2008, 10:40

autor: Marcin Łukański

FaceBreaker - recenzja gry

Nowatorskie, ciekawe, żartobliwe spojrzenie na boks. Masz ochotę nakłaść Boskiemu Romeo? Tylko w Facebreaker!

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

Boks to sport dla prawdziwych twardzieli. Pot, zmęczenie, grad ciosów, spragniony krwi tłum kibiców. W znanej serii Fight Night Round firma Electronic Arts starała się jak najlepiej pokazać realia tego brutalnego sportu. Wyraźnie jednak widać, że firma zapragnęła odmiany i postanowiła wyprowadzić prawy sierpowy z troszkę innej strony – animowanej.

Facebreaker to pierwsza gra stworzona przez oddział koncernu Electronic Arts o nazwie EA Freestyle, który to oddział będzie opracowywał produkcje z lekkim przymrużeniem oka i w satyrycznej, zabawnej oprawie. Facebreaker prezentuje całkowicie odmienne podejście do boksu. W grze mamy co prawda dwóch zawodników, starających się jak najszybciej znokautować przeciwnika i mamy pewnego rodzaju ring, ale na tym wszelkie podobieństwa do prawdziwego sportu się kończą. Liczy się jedynie odpowiednio szybkie „boksowanie” przycisków na padzie. Czy znaczne uproszczenie gry wyszło Facebreakerowi na dobre? Nie do końca.

Runda 1

Gra oferuje trzy główne tryby zabawy. Możliwość rozegrania szybkiej walki samemu lub ze znajomym, Brawl For It All, czyli pewnego rodzaju kampanię oraz tryb przeznaczony do rozgrywki tylko z żywymi przeciwnikami – Couch Royal. Jak widać, opcje te nie odbiegają od standardowych trybów, które możemy spotkać w niemal każdej „bijatyce”.

Najwięcej czasu spędzamy, grając w trybie Brawl For All, dzięki któremu można odblokować różne dodatki, jak nowe areny czy ukryci bokserzy. Po wyborze poziomu trudności oraz zdecydowaniu się na danego zawodnika rozpoczynamy potyczkę o kolejne pasy. Aby zdobyć tytuł mistrza animowanych walk, musimy wygrać pojedynki z każdą postacią. Poszczególne zawody podzielone są na cztery główne dywizje, na które składa się konkretna ilość walk zakończona zażartą bitwą o pas. Jeśli przegramy jedne zawody, cofamy się na początek danej dywizji i musimy jeszcze raz wziąć udział we wszystkich walkach.

Nauka latania to podstawa w Facebreakerze

W Brawl For All walczy się bardzo przyjemnie, ale niestety zmagania dość szybko się kończą, gdyż w sumie czeka nas jedynie około 12 walk. Oczywiście, aby odblokować wszystkie dodatki, trzeba przebrnąć przez ten tryb każdą z dostępnych postaci. Niestety, jest to sztuczne wydłużanie czasu zabawy i niekoniecznie musi się podobać.

Boksuj, boksuj nie przestawaj

Do wyboru dostajemy dwanaście dość charakterystycznych postaci. Mamy dziwnego, niebieskawego pana, który chyba najadł się za dużo lodu, mamy dziewczynkę, która zapewne jest wielką fanką Mr. Mansona i za cel życiowy obrała sobie upodobnienie się do swego idola, mamy potężnego jaskiniowca, któremu przerwano sen zimowy. Nie brak również Pana Skarpety z dwiema maskotkami na rękach czy grubiutkiego cwaniaczka, który całkiem skutecznie wmówił sobie, że jest ninją.

Każda z postaci jest bardzo charakterystyczna i posiada unikalne animacje wszystkich ciosów. Muszę przyznać, że bokserzy są wyjątkowo specyficzni i świetnie zrobieni. Obok zabawnego wyglądu w czasie gry obserwujemy również zabawne ciosy. Jednak niech nikogo nie zwodzą pozory. Nawet Pan Skarpeta może być śmiertelnie zabójczy.

Niestety na różnicy w animacji wyprowadzanych ciosów właściwie się kończy, gdyż gra każdą z postaci polega dokładnie na tym samym i raczej trudno wypracować ulubioną strategię dla swojego faworyta – wszystkie taktyki są identyczne.

W czasie walki możemy wyprowadzać wysokie ciosy, niskie ciosy, wykonać rzut lub przyłożyć komuś mocniej w szczękę (tudzież inną część ciała). Oczywiście możemy również bronić się, stawiając gardę u góry lub na dole i wyprowadzając kontry.

Cała zabawa przypomina troszkę grę w papier-kamień-nożyce. Jeśli przeciwnik atakuje wysoko, musimy postawić górną gardę, skontrować i ruszyć z lawiną ciosów. Jeśli przeciwnik skusi się na boksowanie nisko, stawiamy gardę dolną, kontrujemy i zaczynamy atak. I na tym właściwie cała filozofia i konstrukcja zawodów się kończy. Od czasu do czasu można jeszcze przeciwnika rzucić lub potraktować silniejszym ciosem.

Aby rozgrywka nie była skrajnie prymitywna, producent wprowadził do zabawy specjalne ciosy zwane „Breakerami”. Gdy atakujemy przeciwnika serią ciosów, która nie zostaje przerwana, napełnia się tak zwany Breaker Meter. Jest to czterostopniowy wskaźnik określający stopień naładowania specjalnych ataków – „Breakerów”. Takie potężne uderzenie możemy wyprowadzić w każdym momencie. Najsłabszy z nich to Bonebreaker, następnie Groundbreaker, Skybreaker oraz – najsilniejszy i od razu kończący walkę – tytułowy Facebreaker. Wskaźnik napełnia się przez cały czas, gdy wyprowadzamy ciosy, jednak gdy nasze ataki zostają zablokowane, Breaker Meter zeruje się i musimy ładować go od początku.

Boski Romeo (z lewej) zaraz dostanie solidny łomot.

Wprowadzenie „Breakerów” do rozgrywki powoduje, że potyczki są nie tylko emocjonujące, ale również zaskakujące – zręczne wyprowadzenie dłuższej serii ciosów zwieńczone potężnym Facebreakerem automatycznie kończy walkę. Każda z postaci posiada oczywiście zupełnie inne animacje Breakerów i często na ekranie obserwujemy solidne fajerwerki, a zawodnicy uczą się nie tylko latać, ale i szorować twarzą po ringu.

Kończenie walki Facebreakerem jest istotne też z innego powodu. Za każdego pokonanego w ten sposób przeciwnika otrzymujemy trofeum w postaci jego solidnie obitej głowy. Wszystkie trofea można obejrzeć w specjalnym miejscu i napawać się widokiem destrukcji, jakiej dokonaliśmy na nieszczęśnikach.

Ogólny system rozgrywki jest bardzo prosty i cała zabawa polega na naciskaniu dwóch/trzech przycisków. Nie ma w tej grze skomplikowanych combosów, nie ma trudnych do wykonania kontr, nie ma wielu ciosów specjalnych. Przez całą grę boksujemy dosłownie dwa przyciski, przerywając tę jakże ambitną czynność wyprowadzeniem kontry lub atakowaniem „Breakerem”. Jednak, o ile na początku zabawa jest przednia, o tyle po pewnym czasie zaczyna się nudzić i nie pomagają nawet groteskowe miny rzucane w kierunku gracza przez animowanych zawodników. W wywiadach producent twierdził, że firma specjalnie uprościła styl rozgrywki, aby powrócić do „arcade'owych” korzeni. W pewnym sensie się to udało, ale styl zabawy jest, niestety, zbyt prymitywny. Początkowe emocje i satysfakcja z wyprowadzania kolejnych efektownych Facebreakerów zaczynają zanikać, a ciągłe naciskanie tych samych guziczków nuży.

Runda 2

Aby urozmaicić maniakalne uderzanie w guziki na padzie, producent przygotował kilka całkiem ciekawych dodatków. Pierwszy z nich to opcja stworzenia własnego boksera, a nawet wgrania wybranego zdjęcia i złojenia twarzy np. kolegi. Jeśli nie mamy możliwości umieszczenia zdjęcia, możemy wymyślić boksera od podstaw – wybrać spodnie, kolor włosów, brodę oraz kształt policzków, nosa czy łuków brwiowych. Możliwości formowania twarzy jest bardzo dużo i pod tym względem wszyscy powinni być usatysfakcjonowani. Nic też nie stoi na przeszkodzie, aby poprzez Xbox Live podzielić się swym pupilkiem z innymi lub ściągnąć już gotowych bokserów. Tego typu opcja stanowi ciekawe urozmaicenie, a zabawa z własnymi zdjęciami (lub zdjęciami znajomych) może być przednia. Wirtualne zdeformowanie twarzy kolegi siedzącego obok na pewno przysporzy wielu niezapomnianych przeżyć.

Drugim dodatkiem jest możliwość oglądania i uploadowania powtórek z rozegranych walk. Po skończonej potyczce da się całą zaciętą wymianę ciosów obejrzeć z różnych ujęć kamery, zatrzymać akcję, przyjrzeć się bliżej zawodnikom i animacjom oraz przesłać całość poprzez Xbox Live, aby inni gracze mogli zobaczyć nasze niebagatelne umiejętności.

Ten przyjemniaczek to Molotov. Niestety nie wybucha w czasie walki.

Freestyle’owa oprawa

Facebreaker pod względem wizualnym prezentuje się bardzo dobrze. Całość podana jest w satyrycznej i humorystycznej oprawie. Charakterystyczna „kreska” szybko wpada w oko i jest przyjemna w odbiorze. Animacja postaci również wykazuje wysoki poziom. Ciosy przedstawione są nie tylko zabawnie i efektownie, ale też bardzo solidnie.

W Facebreakerze mamy również możliwość odpalenia „Traksa” znanego z wielu gier EA. Pozwala on dostosować playlistę muzycznych kawałków do naszych upodobań i na przykład wybrać tylko te, które nam się podobają. W grze nie znajdziemy specjalnie znanych zespołów, ale muzyka jest przyjemna i nie przeszkadza w zabawie. Wśród wielu grup usłyszymy na przykład Wolfmother, The Hives czy Gogol Bordello.

Nokaut

Facebreaker jest dość ciekawym spojrzeniem na boks, jednak chęć uproszczenia rozgrywki i przysłowiowego „powrotu do korzeni” nie do końca Electronic Arts Freestyle wyszła. Oprawa audiowizualna jest bardzo charakterystyczna i na wysokim poziomie, a dodatki w postaci powtórek i możliwości tworzenia własnych bokserów wprowadzają troszkę urozmaicenia. Jednak bardzo prosty i po pewnym czasie monotonny styl rozgrywki wyjątkowo szybko się nudzi.

Sytuację ratuje nieco niezła zabawa ze znajomymi, natomiast osoba, która w samotności zechce zlać kilka twarzy, raczej szybko odłoży grę na półkę. Facebreaker jest typowym „średniakiem”, jednakże widać, że studio Electronic Arts Freestyle ma potencjał i nie zdziwiłbym się, gdybyśmy już niebawem doczekali się od nich solidnego hitu.

Marcin „Del” Łukański

PLUSY:

  • charakterystyczna, lekko satyryczna oprawa wizualna;
  • efektowne walki;
  • tworzenie własnych bokserów i wgrywanie zdjęć.

MINUSY:

  • bardzo monotonny i uproszczony system rozgrywki;
  • krótka;
  • o monotonnym systemie rozgrywki już pisałem?
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.