Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 maja 2007, 12:05

autor: Emil Ronda

Everybody's Tennis - recenzja gry

Nie każda gra sportowa musi prezentować sobą głębię, niczym Pro Evolution Soccer, prawda? Doskonałym przykładem do tej pory takiego właśnie podejścia była swego czasu seria Everybody’s Golf.

Recenzja powstała na bazie wersji PS2.

Sport to zdrowie, ale i nie tylko. Sport to także wielkie pieniądze i uciecha dla całych narodów. Zdać sobie z tego powinni sprawę wszyscy sceptycy, besztający z błotem pomysł organizowania EURO 2012 u nas, w Polsce. I nie mam na myśli już faktu, że zyskamy gospodarczo, ale podniosą się nasze morale, samozadowolenie, jeśli ta organizacja odbędzie się prawidłowo. Już Cezar wiedział, że ludziom potrzebne są igrzyska – ot tak, dla lepszego samopoczucia, dla frajdy i ukontentowania miasta, którego ulice toczyły przecież plagi i zarazy, a politykę – korupcja i nienawiść. No ale sport to przede wszystkim rozrywka w czystej formie, niekoniecznie z podtekstami i tak głębokim tłem. Nie każda gra sportowa musi prezentować sobą głębię, niczym Pro Evolution Soccer, prawda? Doskonałym przykładem do tej pory takiego właśnie podejścia była swego czasu seria Everybody’s Golf (PS2, PSP). Twórcy postanowili kontynuować pomysł lekkiego potraktowania kolejnej poważnej dyscypliny. Padło na tenis.

Blondyn wcale nie śpiewa, tylko oznajmia nam, że nasz timing był idealny.

Zabawa spod szyldu „Nintendo style”

Rozpoczynamy grę w Everybody’s Tennis (w Amerykańskich sklepach znajdziecie ją pod nazwą Hot Shots Tennis) i od razu zastanawiamy się, czy nie podłączyliśmy GameCube’a albo innego Wii. Te pastelowe, ciepłe kolorki, feerie barw, skoczne i proste melodyjki. Klimat niczym z gier Nintendo właśnie. Grzebiąc w menu głównym – o ile nie graliśmy w osławionego Virtua Tennisa - powinniśmy zacząć od opcji treningowej. Pozwala ona na odbijanie piłek wyrzucanych przez maszynę – trenujemy serwis, smecz czy zwykłe odbicie – za każdym razem musimy trafić w zaznaczony kwadrat pola, aby dodać cyfry do limitu czasowego; po jakimś czasie poziom trudności się zwiększa... i tak do momentu porażki (skończenia się czasu) lub naszej decyzji o wyjściu do menu. Proste, nie rozbudowane, ale pozwalające na opanowanie podstaw rozgrywki.

Wracamy do menu i korzystamy z „Challenge Mode”. To seria meczów z kolejnymi, sterowanymi przez konsolę postaciami o rosnącym poziomie trudności. 3 czy 4 wygrane mecze i awansujemy do kolejnej, wyższej i nieco trudniejszej rangi rozgrywek (to po części prawda, ale i tak kolejne klasy rozgrywek wiele się od siebie nie różnią i ten tryb nazwiemy po prostu bardzo łatwym). Nie ma tu jednak żadnych turniejów czy rankingów – ot, kolejne następujące po sobie wyzwania – mecze; szkoda, bo system turniejowy z ćwierćfinałami, półfinałami itp. dodałby zabawie dużo rumieńców i tak potrzebnych emocji. Dzięki zwycięstwom w tym trybie odblokowujemy nowe postaci, stroje dla nich i korty. Nie dane Wam będzie też polepszać statystyk postaci, jedynie zmieniając tenisistów, zapewnicie sobie lepszy serwis czy bardziej precyzyjną grę w głębi pola. Odblokowujemy bowiem coraz to lepszych zawodników, z lepszymi współczynnikami zagrań.

Dobre jest to, że niektóre mecze będziemy musieli rozegrać na specjalnych, narzuconych warunkach: trzeba np. wybrać postać z poziomu Beginner (o słabych statystykach), grasz bez wskaźników dających wyobrażenie o miejscu lądowania piłki czy też rozgrywasz mecz deblowy (2 na 2). Wracając do tematu trudności tych rozgrywek, a w zasadzie jej braku – wybierając słabszych graczy możemy trochę utrudnić sobie zabawę, bo granie non-stop najlepszymi będącymi w naszym posiadaniu, naprawdę trochę mija się z celem. Zauważyłem też, że AI wcale, ale to wcale nie próbuje dopasować swoich zagrań do tego, co my prezentujemy na korcie. Wciąż gra podobnym stylem zależnym jedynie od postaci, a nie od naszych zagrań. Szkoda.

Drugi tryb, który zdecydowanie bardziej mnie zagrzewał do boju, to „Tenis with Everybody”. To prawdziwe serce tej gry, jej motor napędowy, To właśnie tu toczyć możemy mecze z żywymi graczami, którzy z ochotą zasiądą z nami przy konsoli. Oczywiście także w deblu, w cztery osoby. Jasno trzeba napisać, że Everybody’s Tennis to gra multiplayerowa – tylko we dwie lub w cztery osoby pokazuje swój potencjał do umilania wolnego czasu. W tym trybie mamy także pełną możliwość ustawień dotyczących rozgrywki. Wybieramy kort (każdy opisany jest charakterystykami siły odbicia się piłki i szybkości, jaką po odbiciu piłka dostaje), zawodników (faktycznie mają różne style – jeden np. lepiej gra z głębi kortu, znowu inny doskonale przy siatce), stroje, liczbę setów, gemów w secie, handicap (jeśli jesteście lepsi od przeciwnika, a chcecie wyrównać szanse, uruchomcie handicap, a zobaczycie jak Wasza postać zasuwa po korcie z dodatkowym obciążeniem na nogach – staje się wtedy znacznie wolniejsza). Ponieważ ta gra to zabawa w tenisa z przymrużeniem oka, możecie ustawić nawet nieregularne odbijanie się piłki od kortu, mylące nieco przeciwnika. Wszystko ustawione? Rakiety w dłoń i dajemy na kort!

Plażowe granie... i piłka nie siada.

Kolorowe cukierki, żelki, landrynki...

Tu nie rozegrasz fotorealistycznego meczu pomiędzy Federerem a Nadalem. Na korcie jest śmiesznie i wesoło. Plansze są kolorowe aż do przesady (park, plaża, jakiś ogród przed zamkiem – tego typu lokacje), a sami zawodnicy to manga-super-deformed-style. Czyli wielkie głowy, jeszcze większe oczy, reszta karłowata i w ogóle japońszczyzna pełną gębą. Sama animacja postaci to nie tyle kunszt koderski, co kolejny dowcipny element pasujący jednak do tej słodkiej całości. Otoczenie kortów jest dość bogate (nudą nie wieje, choć do artyzmu – umówmy się – jest bardzo daleko) i cieszy kolorystyką, uderzeniom rakiety towarzyszą kolorowe rozbłyski, a dla ułatwienia miejsce, gdzie spadnie piłka, jest specjalnie podświetlone (można to wspomaganie wyłączyć). Początkowo oko cieszą ładnie, efektownie zrealizowane replay’e. Graficznie więc jest umiarkowanie dobrze, a na pewno niezwykle barwnie. Oprawa spełnia swą rolę i większych atrakcji w tej dziedzinie w takiej grze po prostu nie potrzeba.

Dźwięk to proste odgłosy z kortu, z wtórującymi, wkurzającymi melodyjkami rodem z konsol Nintendo (wyłączyłem je czym prędzej), oraz z wykrzykującym wyniki sędzią lub sędziną (zdecydowanie mniej irytujący w tej roli jest męski głos).

... było „kółkiem” podciąć!

Sam sposób rozgrywki jest oczywiście mocno zręcznościowy. Narzekać na to na pewno nie można. Żeby podrzucić piłkę przy serwisie wciskamy „X” i drugi raz, by ją uderzyć (podobnie jak w Virtua Tennis, ale tu jest... trudniej, bo nie ma wskaźnika energii serwisu!). Gdy wprowadzimy piłkę tym sposobem do gry, „X” odpowiada za normalne uderzenie, „kółko” to podcięcie (wolniejsza, ale szybciej opadająca po odbiciu się piłka), a „trójkąt” to lob, czyli wysokie zagranie. Można oczywiście jeszcze ścinać piłkę, która szybuje na dużej wysokości, a którą jesteśmy w stanie dosięgnąć. Najważniejszy jest timing, czyli odpowiednie czasowo wciskanie przycisków na padzie. Zbyt wczesne wduszenie spowoduje na przykład wysokie i wolne odbicie, idealne do szybkiego i zabójczego ścięcia dla naszego przeciwnika. Kwestia timingu wydaje się być ważniejsza, niż samo ustawienie się (ten element jest z kolei bardzo ważny w takim Virtua Tennis) względem piłki. Ten system sprawdza się bardzo dobrze i jest do opanowania – jak zresztą sugeruje tytuł – dla każdego. Tym bardziej że nad głowami tenisistów wyświetlają się ikonki pokazujące nam czy uderzenie było zbyt wczesne, idealne lub zbyt opóźnione.

Czarodziejek z Księżyca i Yatamana tylko brakuje.

W Everybody’s Tennis można grać w dwie do czterech osób i właśnie ten sposób zabawy jest jedynym sensownym. Programiści wymusili niejako na grającym przechodzenie trybu dla jednego gracza, celem odblokowania kortów czy nowych graczy, a ponieważ ten tryb jest monotonny i bardzo łatwy, pokonywanie go może okazać się karą dla spragnionego dobrej rozrywki gracza (daj sobie sam odpowiedź na pytanie, czy przyjemne jest pokonywanie ciągle tym samym sposobem mangowego Indianina, krzyczącego „Come on, pilgrim!”, za każdym razem, gdy zdobywa na Tobie punkt?). No ale jeśli zasiądziecie do tej gry w kilka osób, zrobi się z tego tytułu naprawdę solidna party-game i zabawa staje się przednia. Polecamy na imprezy i rodzinne granie właśnie.

Emil „Samuraai” Ronda

PLUSY:

  • prostota rozgrywki – do opanowania dla każdego;
  • wciągający multiplayer;
  • możliwość ustawienia handicapu dla słabszych graczy.

MINUSY:

  • samotny gracz nie ma tu czego szukać;
  • muzyka... a raczej irytująca muzyczka;
  • trzeba przebijać się przez nudny tryb Challenge, żeby odkryć większość postaci i kortów;
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Brucevsky Ekspert 31 lipca 2015

(PSP) Idealna zręcznościowa gra sportowa? Studio Clap Hanz na pewno jest na dobrej drodze, by taką grę stworzyć. Everybody's Tennis do perfekcji niewiele brakuje.

9.0
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi
Recenzja gry EA Sports FC 25 - byłoby bardzo dobrze, gdyby nie te bugi

Recenzja gry

EA Sports FC 25 dopracowuje sprawdzoną formułę, nie psuje zbyt wiele z tego, co dobrze działało, i dokłada od siebie kilka naprawdę fajnych nowości. Szkoda tylko, że stan techniczny wciąż pozostawia sporo do życzenia.

Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji
Recenzja gry TopSpin 2K25 - Iga Świątek nie udźwignie sama całej tej produkcji

Recenzja gry

Wielki był mój smutek spowodowany tym, że po premierze Top Spina 4 w 2011 roku nie doczekałem się nigdy Top Spina 5 (a czekałem całe 13 lat). Dzisiaj zaś dostałem TopSpin 2K25 i… sam nie wiem, co o nim myśleć.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.