autor: Borys Zajączkowski
Era Futbolu 2002 - recenzja gry
Era Futbolu 2002 to zręcznościowa symulacja piłki nożnej stworzona specjalnie na potrzeby polskich graczy z okazji Mistrzostw Świata w Japonii i Korei. Gracz może prowadzić jedną z 32 reprezentacji biorących udział w turnieju finałowym.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Oczywiście gry komputerowe można podzielić na takie, śmakie i owakie, ale tak naprawdę istnieje jeden podstawowy podział ponad wszystkimi innymi: gry produkowane za małe pieniądze oraz gry kosztujące fortunę. W te drugie gramy wszyscy, choćby się nam taka czy inna gra szczególnie nie podobała, gdyż zwyczajnie nie wypada nie znać gry, o której jest głośno od roku – serwowane taśmowo reklamy i zapowiedzi robią swoje. Producentów tych pierwszych zaś nie stać na tak daleko idące oraz stałe inwestycje i siłą rzeczy ich gry pojawiają się ni stąd ni z owąd, a bronić się muszą same. Podział ten jednak idzie znacznie głębiej, gdyż gry w które wpakowano wory pieniędzy muszą być dopracowane i chociażby poza efektownym ubrankiem audiowizualnym nie niosły w sobie nic, to jednak ich powierzchowne piękno kusi. Tymczasem gry, w które nikt milionów nie pompuje cierpią na głupawe niedopracowania, bo dobrzy programiści są drożsi, podobnie rzecz się ma z grafikami, a na domiar złego grę trzeba już-już wydać, żeby cokolwiek na niej zarobić, bo kończy się kasa na chleb.
Czasem jednakże trafiają się wyjątki od tej cokolwiek smutnej reguły i chwała im za to, że są. Takim wyjątkiem z jednej strony niech będzie niechlubny przypadek drugiej części „Pool of Radiance” – gry oczekiwanej latami, która w przedsprzedaży biła rekordy popularności, a koniec końców okazała się być tragicznie nudna. Za wyjątek w drugą stronę może śmiało służyć właśnie „Era futbolu 2002”. Gra kosztująca ledwie 20 złotych, gra, którą – gdy dostałem ją do ręki – zlustrowałem uważnie acz niepewnie, gdyż najwyraźniej i ja już funkcjonuję według zasad rynku i podejrzewałem, że coś, co kosztuje cztery piwa nie może być dobre. W przeciwieństwie do czterech piw :-). Okazało się być jednak zupełnie odwrotnie. Nie jestem zapalonym wielbicielem piłki nożnej; oczywiście chciałbym aby polskiej drużynie na mistrzostwach wiodło się jak najlepiej, choć wielkiej wiary w to nie pokładałem i nawet śledzić poszczególnych meczów mi się nie chce. Tymczasem w „Erę futbolu 2002” z przyjemnością sobie parę godzin pograłem, nauczyłem się zwodzić komputer klawiaturą i wcale tego czasu nie uważam za stracony.
Nie jest oczywiście „Era futbolu 2002” tak dopracowaną grą jak „FIFA World Cup 2002”. Piłka w niej jest normalna, pozbawiona tekstur właściwych trwającym mistrzostwom. Zawodnicy również nie są tak dopracowani, ich twarze pozostawiają nieco do życzenia, lecz przecież z wysokości unoszących się ponad stadionem kamer nie ma to żadnego znaczenia. Generalnie grafika w „Erze futbolu 2002” ma się dobrze i nie ma nijakich powodów do narzekania na nią. Jest poprawna, czytelna i nie zdarza się, by nie wiedzieć, gdzie się piłka w danym momencie znajduje lub w którą stronę zostanie przez zawodnika kopnięta. Pewna nienaturalność animacji w przejściach pomiędzy kolejnymi czynnościami zadarza się również w „FIFA World Cup 2002” (grze, którą z jasnych powodów przyjąłem za wykładnik), więc i tego czepiać się nie ma po co – jeszcze trzeba roczek-dwa zaczekać, aż programiści zapną kwestię animacji na ostatni guzik.
Drobne wątpliwości może budzić mechanizm wykrywania kolizji obiektów, który nie zawsze działa jak należy. Przyjęte jest, że po każdej akcji na bramkę kamera wyłapuje z obu drużyn zawodników, którzy odstawiają krótkie pokazy swojej radości względnie niezadowolenia i wtedy to zdarza się, że jeden przeniknie przez drugiego. Nie czyni to wszak krzywdy nie tylko samym wirtualnym zawodnikom, lecz również graczowi. Grunt, że podczas samej gry to się nie zdarza, a próby przenikania przez zawodników drużyny przeciwnej (tak w grze, jak i na prawdziwym boisku) mogą się skończyć wykluczeniem z gry. Zdarza się jednak co innego. Zwykle piłka wpadając do bramki prawidłowo naciąga siatkę, po kórej rozchodzi się krótka fala od uderzenia i z daleka widać, że gol był. Czasem jednak bramka nie zauważy piłki, szczególnie puszczonego dołem szczura i przepuści go na drugą stronę. Sędzia odgwizduje gol w chwili minięcia przez piłkę słupków, siatka zaś tego nie dostrzega. Nic to strasznego, a piszę o tym wyłącznie dlatego, by wskazać, czym różni się ta gra – kosztująca ledwie 20 złotych – od swoich znacznie droższych rywalek.
W tym momencie spływa na mnie nieco smutne zastanowienie. „Erę futbolu 2002” wyprodukował hiszpański zespół Enigma Entertainment, przy czym nigdzie indziej słowo „produkować” nie jest bardziej na miejscu. Gra nie jest w żaden sposób odkrywcza, nie jest rewelacyjna. Jednak w porównaniu z konkurencją ma się dobrze i nie ma się czego wstydzić. Jest po prostu dobrze zrobioną grą, która chodzi płynnie nawet na bardzo obecnie słabym sprzęcie i nikt nie ma nadziei dzięki niej wznieść się na firmament niebieski. Tymczasem jeśli w Polsce ktokolwiek zrobi grę, to jak fatalnie nie byłaby ona napisana, jakich by nie zawierała pluskw – każda jedna powstaje z myślą o pokazaniu światu, że ho-ho. Byłoby to świetnie, gdyby rzeczywiście rodzimi twórcy produkowali same „Fallouty” i „Quake’i”, ale tak nie jest (bywają wyjątki takie jak: „Schizm”, „Gorky 17” czy „World War III”, ale generalnie rodzime gry są słabe). Może gdyby więcej czasu poświęcić pracy nad zwyczajnym, mieszczącym się na średnim poziomie, dopracowaniu gry jako produktu, to z czasem nasi projektanci i programiści nauczyliby się robić po prostu dobre gry. Dlaczego trójwymiarową grę w piłkę nożną, która sprzeda się w Polsce w sakramenckim nakładzie (bo sprzedawać się będzie zapewne niewiele gorzej niż „Małysz”), należało zakupić w Hiszpanii!?
Wróćmy jednak do „Ery futbolu 2002”. Gdy piszę te słowa, wiadomo już, że brawurowy występ naszej reprezentacji dobiega końca i nie ma co się czarować – nawet gdyby Edytka Górniak nie śpiewała kolęd na rozgrzewkę przed bojem i tak wiele byśmy nie pokazali. Na pociechę mamy od czasu do czasu sukcesy w boksie, zapasach oraz nieustające wygrane w lataniu precyzyjnym, a także wspomnienia mistrzostw świata sprzed lat dwudziestu czy jeszcze bardziej zamierzchłego meczu na Wembley. Od tego jednak wymyślono komputery, żeby wszystko się dało po czasie naprawić. Może jest to jakiś znak, że „Era futbolu 2002” powstała w kraju, w którym Polska zajęła medalowe, trzecie miejsce na mistrzostwach?
Polonizacja gry nie pozostawia bowiem nic do życzenia. Skład reprezentacji Polski jest jak najbardziej aktualny – w takim składzie przegraliśmy w Korei. :-( Zawodnicy noszą biało-czerwone koszulki i własne nazwiska z polskimi literkami. Wszystkie ekrany, wszystkie menu zostały przetłumaczone począwszy od łatwo dających się wymieniać napisów, a na grafikach skończywszy. Na stadionach widnieją rodzime reklamy, co również jest sympatyczne. Niewielkich rozmiarów instrukcja do gry dobrze wyjaśnia wszystkie jej aspekty – począwszy od instalacji na dysku, poprzez sterowanie zawodnikami, przykładową rozgrywkę, na skrótowym opisie taktyk skończywszy. Dzięki takiemu podejściu z uruchomieniem „Ery futbolu 2002” oraz z graniem w nią nie powinien mieć problemu nawet najbardziej początkujący entuzjasta komputerów.
Wspomniałem jednak o naprawianiu błędów po czasie i ten aspekt gry stanowi bodaj największy jej atut w chwili, gdy mistrzostwa świata wciąż trwają. Autorzy zadbali bowiem nie tylko o to, by składy drużyn narodowych były jak najbardziej zgodne z rzeczywistością, lecz również o to, by sam wyjściowy rozkład drużyn na turnieju (czyli na mistrzostwach) był również taki, jak to zostało wylosowane. Nie stoi więc nic na przeszkodzie i nawet tak uczynić należy, by raz jeszcze rozegrać mecz z Koreą i na rany Julek! nie przegrać go. „Era futbolu 2002” wprawdzie dobrze oddaje nastrój rozpoczęcia meczu, wyjścia drużyn na boisko, prezentacji składów itd., lecz śpiewania hymnów narodowych nie ma, co w świetle zaszłych wydarzeń uznać należy za plus.
Sama gra nie przedstawia sobą żadnych trudności ponad te, które wynikają z okazania elementarnego refleksu i czasem ruszenia głową, żeby nie robić na przykład krótkich podań w poprzek szpaleru zawodników drużyny przeciwnej. Nawet jeśli zdecydujemy się na sterowanie z klawiatury, nie ma powodu po temu, by przegrać przez niemożność przeprowadzenia zaplanowanej akcji. Znajdując się przy piłce gracz ma możliwość bądź ją prowadzić lub urządzać samotne rajdy na bramkę przeciwnika, bądź przekazać ją koledze z pomocą krótkiego albo długiego podania, ewentualnie i ostatecznie może się zdecydować na oddanie strzału na bramkę.
Ostatnie udaje się tym lepiej im mniej zawodników z drużyny przeciwnej stoi na drodze i z im bliższa strzał ów wykonujemy – cóż tu dużo kombinować. Dodatkowo mamy jeszcze do wykorzystania dwa rodzaje zwodów, gdy atmosfera zacznie gęstnieć. Jeśli piłka znajduje się w posiadaniu przeciwnika, wówczas możemy starać się ją odebrać grzecznie i delikatnie, albo możemy wyłożyć zawodnika na murawie nakazawszy mu wślizg. Rodzaje wślizgów są dwa: zwykły, w miarę grzeczny, który może się skończyć faulem, jeśli coś poszło nie tak (obcas w kostkę, na ten przykład); jak również wślizg z założenia niegrzeczny, który kończy się faulem zawsze, a przewidziany jest do sytuacji gardłowych (nie stosować na własnym polu karnym).
Wszystko to razem składa się na sensowny wahlarz możliwości taktycznych – nie ma wielkiego powodu, by było ich więcej. Jednak z początku zwłaszcza turniejowa gra może się wydać troszkę monotonna, gdyż przede wszystkim zawodnicy sterowani przez komputer ruszają się nieco mozolnie i niechętnie rzucają się na spotkanie gracza – raczej trzymają się swojej pozycji tak długo, aż będzie za późno. Wszystko jednak zależy od doświadczenia drużyn, które rośnie w trakcie turnieju i tym samym zarówno zawodnicy gracza stają się coraz to bardziej przydatni, jak również przeciwnicy sprawiają więcej kłopotów. Z pomocą w przeprowadzaniu kolejnych akcji przychodzą czytelne informacje o sytuacji na boisku skupiające się przede wszystkim na tym, czy zawodnik, do którego możemy podać jest obstawiony czy nie. Gra się zatem prosto, zasady sterowania zawodnikami są nieskomplikowane, grywalność dobra.
W sukurs grywalności przychodzi niezbyt bogaty, lecz najzupełniej do dobrej zabawy wystarczający wybór boisk, drużyn i warunków pogodowych. „Era futbolu 2002” oferuje bowiem cztery stadiony do wyboru – każdy znacznie się od pozostałych różniący i na każdym można rozegrać mecz w dzień lub w nocy, w słońcu lub w deszczu. Drużyn do wyboru jest 32, czyli wszystkie te reprezentacje narodowe, które się do mistrzostw świata zdołały zakwalifikować. Dostępne tryby gry to: turniej, czyli sposobność wykazania, że jednak Polska powinna zdobyć tytuł Mistrza Świata; gra towarzyska – idealny sposób na dotarcie formy, czy po prostu zorientowanie się w zasadach gry; na koniec pozostaje gra sieciowa dająca możliwość rozegrania w sieci lokalnej towarzyskiego meczu z kolegą.
Razem powyższe uwagi zestawiwszy otrzymujemy obraz gry nieskomplikowanej a grywalnej – jak sama jej nazwa głosi: dobrej gry. 20 złotych, które przyjdzie za nią zapłacić jest ceną uczciwą, gdyż dostajemy za nią w pełni wartościową grę piłkarską – nie ma tu mowy o sprzedawaniu gniota tylko dlatego, że akurat jest do wykorzystania wzmożone zainteresowanie piłką nożną. Przypuszczam, że straszliwi zapaleńcy nie liczący się z gotówką, gdy rzecz idzie o miłość ich życia zechcą raczej zainteresować się droższymi produkcjami, które siłą rzeczy oferują cokolwiek większą grywalność oraz stopień trudności. Jednakże gracz, który po prostu ma ochotę sobie pograć w piłkę nożną, bo i pora po temu jest dobra, a o prawdziwe boisko czasem niełatwo – taki gracz nie ma się nad czym zastanawiać. „Era futbolu 2002” jest po prostu dobrą grą.
Borys „Shuck” Zajączkowski