Blazing Angels: Squadrons of WWII - recenzja gry
Ze świecą szukać na pececie tytułów, które pozwalałyby na sieczkę w zręcznościowym wydaniu, inną niż FPS-y. Tymczasem w Blazing Angels: Squadrons of WWII wcielamy się w rolę obiecującego pilota wojskowego z czasów II wojny światowej...
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Posiadacze PeCetów nie mogą narzekać na brak strzelanin. Producenci nieustannie raczą nas ogromną liczbą gier tego typu, czasem wybitnych, w większości przyzwoitych, jak również typowych gniotów. Problem polega na tym, że zwykle są to strzelaniny pierwszoosobowe. Ze świecą szukać tytułów, które pozwalałyby na sieczkę w zręcznościowym wydaniu, inną niż FPS-y. Z tego właśnie powodu niecierpliwie odliczałem dni do premiery Blazing Angels: Squadrons of WWII. Rumuńskie studio Ubisoftu zamierzało bowiem uderzyć do PeCetowej braci z konwersją rasowej strzelaniny, która miała się również ukazać na konsole Xbox i Xbox 360. Wojna, samoloty, wartka akcja. Zobaczmy co z tego wszystkiego wyszło...
W Blazing Angels: Squadrons of WWII wcielamy się w rolę obiecującego pilota wojskowego z czasów II wojny światowej, który wstępuje w szeregi tytułowej eskadry. Elitarna jednostka amerykańskiego lotnictwa wysyłana jest w różne zakątki globu, gdzie pomaga Aliantom w odpieraniu ataków wroga i czasem podejmuje działania ofensywne. Oprócz naszego bohatera, w drużynie znajduje się jeszcze trzech śmiałków, którzy będą nam prawie zawsze towarzyszyć w podniebnych potyczkach. Każdy z nich charakteryzuje się unikatowymi zdolnościami. Ich prawidłowe wykorzystanie niejednokrotnie zadecyduje o zwycięstwie nad przeważającym liczebnie przeciwnikiem.
Składająca się z osiemnastu scenariuszy kampania rozpoczyna się od krótkiego kursu pilotażu na pokładzie przestarzałego dwupłatowca. Warto przyłożyć się do tej misji, gdyż chwilę później zostaniemy rzuceni na głęboką wodę. Zabezpieczenie ewakuacji brytyjskiego korpusu ekspedycyjnego w Dunkierce, ochrona najważniejszych budynków Londynu w bitwie o Anglię, niszczenie japońskich samolotów podczas ataku na Pearl Harbor – to tylko część spośród kilkunastu wymagających zadań, jakie przyjdzie nam wykonać w trakcie próby ukończenia gry.
Kampania zrealizowana jest bardzo sprawnie, co powoduje, że nikt nie będzie narzekał na nudę. W każdym scenariuszu musimy wykonać kilka z góry określonych zadań. Po zaliczeniu jednego segmentu, program automatycznie zapisuje nasze dokonania, dzięki czemu nie musimy powtarzać każdej misji od początku. Najwięcej czasu spędzimy na eksterminacji wrogich maszyn w powietrzu. Myśliwce, bombowce – wybór jest spory. Oprócz tego przyjdzie nam niszczyć określone cele naziemne, zarówno przy pomocy bomb, jak i pocisków rakietowych. Często zdarza się również, że dany segment należy zaliczyć w wyznaczonym czasie lub pozbyć się agresorów, zanim chroniony przez nas obiekt (budynek lub inna eskadra samolotów) zostanie unicestwiony.
Autorzy pokusili się także o scenariusze specjalne. W jednym z nich – rozgrywającym się nad północną Afryką – pokładowe działka zostaną zdemontowane, a na ich miejscu pojawi się... aparat fotograficzny. W gęstej burzy piaskowej, gdzie kompletnie nic nie widać, musimy odnaleźć zgrupowania żołnierzy i pstryknąć zdjęcia. Innym razem walką z myśliwcami wroga zajmą się nasi kompani, a my otrzymamy zadanie storpedowania z niskiej wysokości kilku okrętów, co wcale nie jest takie proste. Pięknym scenariuszem jest objęcie kontroli nad samolotem B-17, gdzie oprócz niszczenia celów naziemnych czeka nas również eksterminacja maszyn przeciwnika przy pomocy czterech stanowisk karabinów maszynowych (na czas ostrzału bombowcem kieruje komputer).
Niezmiernie istotne w kampanii jest prawidłowe współdziałanie ze skrzydłowymi. W tej drużynie to Ty jesteś dowódcą, dlatego też swoim podopiecznym możesz wydawać rozkazy. Dostępne są trzy komendy ustawienia formacji – zwykła, agresywna oraz obronna. Jakby tego było mało, każdemu z pilotów możesz rozkazywać z osobna. Tom jest specjalistą od ściągania na siebie kłopotów. Gdy wróg siedzi Ci na ogonie i rozpruwa kadłub pociskami, możesz przywołać kompana, aby odciągnął przeciwnika. W tym momencie do akcji chętnie wkroczy Joe, który zreperuje Twój samolot, nawet wtedy, kiedy płonie i wydaje się, że nie ma już ratunku. Aby dokonać naprawy, należy wciskać pojawiające się na ekranie klawisze. Nic trudnego, a po tej operacji Twa maszyna będzie jak nowa (z punktu widzenia realizmu zabieg durny, ale przymknijmy na to oko, w końcu nie o wierność realiom tu chodzi). Został jeszcze Frank, czyli maszyna do zabijania. Po wydaniu prywatnego rozkazu, pilot wpada w szał bojowy i bardzo szybko unicestwia kilka myśliwców wroga. Z racji wielkiej użyteczności, to właśnie z usług Franka będziesz w kampanii korzystać najczęściej.
Po ukończeniu wszystkich scenariuszy, możemy wziąć się za inne tryby rozgrywki. Należą do nich: mini-kampania (segmenty polegające na bombardowaniu i walce powietrznej), potyczka z przeważającymi siłami wroga oraz bitwa na śmierć i życie z asami lotnictwa. Ukończenie wszystkich wariantów zabawy dla jednego gracza jest nie lada wyzwaniem. Dla każdego samolotu przygotowano bowiem dwa odrębne scenariusze zręcznościowe, a wszystkich maszyn jest w sumie ponad trzydzieści. Od dwupłatowego Fokkera po odrzutowy Me 262. Jest w czym przebierać.
Blazing Angels: Squadrons of WWII oferuje znakomitą grafikę. Statyczne obrazki nawet w połowie nie oddają bogactwa oprawy wizualnej, jakie można zaobserwować podczas zabawy. Ładne modele samolotów, oślepiające słońce oraz inne efekty świetlne, czarny jak smoła dym wydobywający się z uszkodzonych maszyn, doskonałe wybuchy i drobne smaczki w postaci przeszywających niebo pocisków, to prawdziwa uczta dla oczu wszystkich graczy, którzy są w stanie uruchomić program w najwyższych detalach. Tego obrazu nie przyćmiewają nawet gorzej wykonane cele naziemne. Z racji tego, że większość czasu spędzamy wysoko w powietrzu, szybko zapomina się o niezbyt starannie wykonanych czołgach oraz innych jednostkach lądowych.
Przepięknej oprawie graficznej towarzyszy wyśmienity dźwięk. Odgłosy kul z karabinów maszynowych przeszywających kadłub wrogich samolotów czy nieustające komentarze pilotów przesyłane drogą radiową – cały czas coś się dzieje. Autorzy zrezygnowali z muzyki podczas walki i trudno się temu dziwić, gdyż jest ona zupełnie niepotrzebna. Melodie to warkot silników, nieustające wybuchy i wołania o pomoc ostrzeliwanych pilotów, zarówno jednej jak i drugiej strony konfliktu. Coś niesamowitego!
Skoro jesteśmy już przy kwestiach technicznych, kilka zdań na temat sterowania. Obsługa samolotu wyłącznie przy pomocy klawiatury, to po prostu mordęga. Trafienie w szybko poruszający się obiekt wymaga dużej precyzji, o którą trudno przy próbie celowania za pomocą kursorów. Problemu by nie było, gdyby w Blazing Angels: Squadrons of WWII prawidłowo działała mysz. Niestety, standardowe połączenie gryzonia wraz z klawiaturą, w kwestii sterowania wyraźnie zawodzi. Mimo wielu manipulacji z czułością myszy (zarówno tej w grze, jak i w Windowsie), nie udało mi się jej skonfigurować tak, aby móc komfortowo latać. Raz moje maszyny reagowały zbyt wolno, co utrudniało jakiekolwiek potyczki z myśliwcami wroga, innym razem zbyt szybko, co całkowicie grzebało szansę na prawidłowe poruszanie się w powietrzu. Wydaje mi się, że najlepszym urządzeniem do obsługi gry jest pad – przyznaję, że tego jednak nie miałem jak sprawdzić.
Blazing Angels: Squadrons of WWII to przyjemna strzelanina. Trudno nazwać ją wybitną, ale z pewnością warta jest uwagi, zwłaszcza jeśli lubisz widowiskową oprawę audiowizualną i masz ochotę na pełną wrażeń akcję. Autorzy pomyśleli o wszystkim. Oprócz dużej kampanii i licznych wariantów zręcznościowych w trybie dla jednego gracza, jest także opcja gry multiplayer. Bawić się można nawet na podzielonym ekranie, ale najlepiej skorzystać z usług sieci. Batalie z udziałem innych asów przestworzy wciągają jak diabli. W końcu każdy komputerowy przeciwnik jest prędzej czy później do ogrania, a człowiek przynajmniej potrafi zaskoczyć.
Mógłbym na siłę poszukać błędów, ale tak naprawdę nic poza kiepskim sterowaniem i słabo rozwiniętą fabułą kampanii nie zapadło mi w pamięć. Do dyskusyjnej obsługi można się przecież przyzwyczaić, a opowieść pełni tu rolę drugoplanową. Po kilkunastu godzinach spędzonych przy Blazing Angels: Squadrons of WWII mogę powiedzieć, że gra nie zawiodła moich wygórowanych oczekiwań, chociaż z drugiej strony nie wywołała również totalnej euforii (co znalazło swoje odbicie w końcowej ocenie). W końcu ktoś udowodnił, że można na PC wydać grywalną strzelaninę lotniczą, w dodatku zrealizowaną na wysokim poziomie. Miejmy nadzieję, że inni producenci pójdą śladem Rumunów i postarają się dla tego programu o jakąś konkurencję, bo w chwili obecnej takowej nie widzę.
Krystian „U.V. Impaler” Smoszna
PLUSY:
- znakomita oprawa audiowizualna;
- dobrze zrealizowana kampania z różnorodnymi misjami;
- akcja! masa strzelania do licznych wrogów;
- duża liczba samolotów;
- masa misji zręcznościowych dla jednego gracza;
- rozwinięty tryb potyczek w sieci.
MINUSY:
- kłopoty ze sterowaniem przy pomocy klawiatury;
- mizerne wstawki fabularne pomiędzy misjami.