autor: Artur Dąbrowski
Asterix & Obelix XXL - recenzja gry na PC
Mamy Europę z czasów przed narodzeniem Chrystusa. Cesarstwo Rzymskie opanowało już całą Europę. No, prawie całą, wszak mieszkańcy niewielkiej galijskiej wioski wciąż stawiają opór potężnemu Cezarowi.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Mamy Europę z czasów przed narodzeniem Chrystusa. Cesarstwo Rzymskie opanowało już całą Europę. No, prawie całą, wszak mieszkańcy niewielkiej galijskiej wioski wciąż stawiają opór potężnemu Cezarowi.
W tej galijskiej wiosce mieszka para bohaterów popularnego na całym świecie komiksu – Asteriks i Obeliks. Pierwszy album ukazał się w 1961 roku (Przygody Gala Asteriksa) i od tamtej pory pojawiło się już 31 komiksów. Autorzy serii to dwójka Francuzów – scenarzysta Rene Goscinny i rysownik Albert Uderzo. Na kanwie ich komiksów powstało siedem filmów animowanych i dwa fabularne. A teraz także i gra.
Co w Galii piszczy
W Asterix & Obelix XXL jesteśmy świadkami ogromnej tragedii. Rzymianie porywają mieszkańców galijskiej wioski, po czym rozrzucają ich po różnych krajach. Wyruszamy zatem w podróż po mroźnej Normandii, słonecznej Grecji, mrocznej Helwetii (dzisiejszej Szwajcarii), pustynnym Egipcie, którędy trafiamy do samego Rzymu. Państwa różnią się od siebie pogodą, porą dnia, przeciwnikami, a nawet muzyką. Każdy z krajów podzielono na kilka etapów. Nie możemy zapisać gry w dowolnym momencie – robimy to wyłącznie przy kotłach ze śpiącym druidem. Często spotykamy rzymskiego szpiega, który chce zemścić się na swoim pracodawcy za to, że tamten go oszukał. Czasem nam poradzi, czasem o coś poprosi.
Galijscy wojownicy
Asteriks to ten niższy i mądrzejszy. Ubiera się w czarną bluzę, czerwone spodnie i skórzane buty, a na głowę zakłada charakterystyczny hełm ze skrzydełkami. Wprawdzie jego warunki fizyczne są przeciętne jak na wojownika, ale po wypiciu magicznej mikstury druida Panoramiksa ma tyle werwy, że można by nią obdzielić niejeden oddział geriatryczny. Natomiast jego największego (również pod względem tuszy) przyjaciela Obeliksa rozpoznajemy po spodniach w biało-niebieskie pasy. Jako dziecko wpadł do kotła z magicznym napojem, dlatego teraz nie może go już pić (z czym ciężko mu się pogodzić). Jednak i bez niego jest na tyle silny, by rozprawić się z kilkoma legionami w ciągu kilkunastu minut. Nie rozstaje się ze swoim pieskiem Idefiksem – ciężko oprzeć się wrażeniu, że oddałby za niego życie.
Zabawa w Asterix & Obelix XXL opiera się na współpracy tej dwójki bohaterów. Większość czasu spędzamy w skórze Asteriksa, ale w razie potrzeby gra sama przełącza nas na jego kompana (bądź robimy to sami, stając na odpowiednim polu).
Na podbój Europy!
Główna część rozgrywki to bijatyki. Dawno nie miałem do czynienia z grą, w której aż tyle uganialibyśmy się za przeciwnikami. O ile z początku obijanie ich facjat daje dość dużo przyjemności, to po pewnym czasie robi się tak nudne, że mamy ochotę wyłączyć komputer i otworzyć pierwszy z brzegu komiks (tytuł obojętny). Walki polegają w gruncie rzeczy na unikaniu ciosów i uderzaniu wrogów za pomocą jednego jedynego przycisku. No, ewentualnie możemy przy tym podskoczyć. Autorzy dołączyli do tego jeszcze mierzony cios, który polega na rozpędzeniu się i uderzeniu wybranego celu oraz chwyceniu przeciwnika za nogi, po czym bohater wywija delikwentem jak podczas rzutu młotem na mityngu lekkoatletycznym – ale rzadko kiedy się ich używa, bo i po co? Na szczęście mamy poza tym kilka kombosów, które kupujemy u właściciela walizkowego kramiku (popatrzcie na pobliskiego screenshota). Aby wykorzystać cios specjalny, zapełniamy – tłukąc odpowiednią ilość oponentów – pasek po lewej stronie ekranu. Swoją rolę odgrywa także Idefiks, którego możemy wysłać do boju, by ugryzł któregoś z przeciwników w... tyłek, aby upuścił broń.
Kogo bijemy?
Na drodze do Rzymu czekają na nas głównie rzesze legionistów. Mimo że Cezar uzbroił ich w różnorodną broń – jak miecze, piki, łuki czy obuchy – to nasi chłopcy radzą sobie z nimi sprawniej niż z upieczonym dzikiem. Na czele rzymskich legionów stoją dobrze zbudowani i ubrani w złote pancerze centurioni – ulubieńcy głównych bohaterów. Mam nadzieję, że nie zdradzę za wiele, mówiąc, że na którymś z poziomów pojawiają się także fruwający (bez naszej pomocy) żołnierze. Mimo wszystko nie samymi Rzymianami człowiek żyje – spotykamy w Asterix & Obelix XXL także wikingów czy gladiatorów z krwiożerczymi lwami.
Trochę „myślenia”
Na szczęście poza bitkami zawarto w Asterix & Obelix XXL zagadki (choć mam wątpliwości, czy to odpowiednie słowo). Podobnie jednak jak walki, są proste niczym skład papieru. Co gorsza, praktycznie wszystkie z nich opierają się na ściśle ustalonych schematach. Jednym z popularniejszych jest wykorzystanie pochodni, z którą musimy biegać od czary do czary i podpalać beczki z trotylem. Często wskakujemy też do kolejki linowej, którą później – jako Obeliks – prowadzimy na drugi koniec sznura. Podobnych – ekhm – zagadek jest w Asterix & Obelix XXL więcej, ale różnice między nimi są bardzo znikome. Najgorsze, że absolutnie nie zmusza się nas tutaj do wytężania szarych komórek – totalna dziecinada! Widać doskonale, że grę stworzono z myślą o młodszych graczach, bo dla bardziej doświadczonych nie będzie ona stanowiła żadnego wyzwania.
Hełmy w cenie
W trakcie naszego europejskiego tournee zbieramy – jak to zwykło bywać w tego typu grach – różne przedmioty. Podstawowym środkiem „płatniczym” w Asterix & Obelix XXL są hełmy rzymskich żołnierzy (jeden punkt za hełm legionisty, dziesięć za nakrycie głowy centuriona). Zbieranie ich jest żmudne, ale sprawę ułatwiają nam specjalne mnożniki. Przy dobrych wiatrach doprowadzamy nawet do sytuacji, gdy za pojedynczy hełm zostajemy wynagrodzeni 20-30 punktami. A po co nam one? Po to, żeby kupić cios specjalny u kramikarza czy zabawne rysunki w stosownym menu. Poza hełmami zbieramy rzymskie złote laury, które Cezar powtykał (mniej więcej w równych proporcjach) do wszystkich odwiedzanych przez nas krajów. Jeśli znajdziemy wszystkie skarby w danym państwie, otrzymamy adekwatnie do niego ubrane postacie bohaterów. W zasadzie to wszystko.
Wygląd zewnętrzny
Asterix & Obelix XXL nie grzeszy zaawansowanym silnikiem graficznym i efektownymi rozwiązaniami technicznymi, ale mimo to patrzy się na niego z przyjemnością. Przede wszystkim dzięki kolorystyce i modelom postaci, które żywcem przywodzą na myśl komiksowe klimaty. Denerwuje natomiast bardzo słaba jakość tekstur czy wręcz zalatujące niedbalstwem odwzorowanie wody. Można się było bardziej postarać.
Jeśli chodzi o dźwięk, to mam mieszane uczucia. Muzyka spełnia swoje zadanie – jest szybka, miejscami zabawna, innym razem poważna, nadaje odpowiedni ton bijatykom – a przede wszystkim jest zróżnicowana (w każdym z państw słuchamy innych utworów). Znacznie gorzej wypadają kwestie mówione. Może i aktorzy spisują się nieźle, ale swoje role odgrywają ślamazarnie. Aż coś człowieka trafia, gdy słucha pojedynczego zdania przez dziesięć sekund. Na szczęście można pomijać poszczególne kwestie.
Wakacje w Galii?
W sumie w Asterix & Obelix XXL czeka na nas około trzydziestu poziomów wypełnionych prostymi do granic starciami galijsko-rzymskimi i zagadkami na poziomie dziesięciolatka. Jeśli komuś się tak skonstruowana rozgrywka spodoba, będzie miał zabawy na kilkadziesiąt godzin. Starszym graczom starczy jej na nie więcej niż dwa-trzy dni.
Artur „Roland” Dąbrowski
PLUSY:
- Asteriks i Obeliks (no i Idefiks!);
- zróżnicowana ścieżka dźwiękowa;
- sporo zabawy...
MINUSY:
- ... ale nie dla każdego;
- banalna i schematyczna rozgrywka;
- mało ekscytujące bijatyki;
- naiwna oprawa graficzna;
- przeciągane kwestie mówione.