Złe seriale, które zgromadziły miliony fanów
Nie wszystkie seriale, które cieszą się wielką popularnością, muszą być niekwestionowanymi arcydziełami. Serca fanów na całym świecie potrafią podbić twory mocno wątpliwej jakości. Opowiedzmy sobie o nich nieco więcej.
Spis treści
Od zarania dziejów ludzkość zdaje sobie sprawę z istnienia dobra i zła, wybitności i żałosności, perfekcji i ułomności. Bez tego rodzaju przeciwieństw świat, jaki znamy, po prostu by nie istniał. Okazuje się jednak, że wszystkie te wartości są bardzo subiektywne. Ba, potrafią się nawet wzajemnie przenikać. To przynajmniej ukazała nam współczesna popkultura.
Na jej przykładzie widać, że istnieją dzieła (filmy, piosenki, obrazy, seriale) o wielu negatywnych stronach; takie, którym daleko do doskonałości. Mimo to ludzie z jakiegoś powodu namiętnie je chłoną, wiążą się z nimi emocjonalnie i nie pozwalają im wyjść ze swojej głowy. Odbiorca zaczął lubić to, czego lubić się na papierze nie powinno.
I choć uważam, że o gustach powinno się dyskutować, to nie mam żadnego problemu z tym, że treści nieco gorszej jakości również potrafią przebić się do tzw. mainstreamu. Istnieje natomiast grupa dzieł, które – pomimo wielu swoich oczywistych wad – nie tylko dostały swoje pięć minut, ale i stały się niekwestionowanymi hitami oglądanymi przez rzesze wiernych fanów. Dziś opowiemy sobie o takich fenomenach serialowych – bardzo często wieloodcinkowych lub wielosezonowych.
Teoria wielkiego podrywu (The Big Bang Theory)
- Dlaczego ludzie to oglądają: bo dają się rozbawić przerysowanym nerdom i ich żenującym miłosnym perypetiom
- Ile sezonów przetrwał serial: 12
- Gdzie obejrzeć: HBO GO, Chili
Wiemy, na czym polegają sitcomy – to najczęściej komedie oparte na żenadzie i absurdzie, śmiejące się absolutnie z wszystkiego i nieuznające żadnych hamulców. Do tego gatunku z pewnością można zaliczyć Teorię wielkiego podrywu, dla wielu będzie ona zapewne naprawdę zabawna i w sumie nie ma w tym nic dziwnego, bo rzeczywiście spełnia swoją rolę, a do tego została poprawnie zrealizowana. Co więc jest w niej nie tak? Cóż, wydaje mi się, że jej bolączka tkwi w samym koncepcie, to twór wadliwy per se.
Oparty jest on bowiem na dość bolesnych kulturowych i płciowych stereotypach. Z jednej strony są tu bowiem ograniczeni życiowo mężczyźni, którzy po pracy nie robią nic innego od grania w gry, oglądania filmów i seriali czy zajmowania się swoimi innymi typowo geekowymi hobby. Z drugiej z kolei Teoria wielkiego podrywu to także postacie kobiece, bardzo często uprzedmiotawiane czy utożsamiane z czczym pięknem i niczym poza tym.
I choć relacje pomiędzy wszystkimi tymi bohaterami mają swój urok, a wielu widzów odnajduje w nich jakieś swoje cechy, to trudno pominąć fakt, że ów serial jest w niektórych miejscach po prostu niesmaczny. Nie dziwi jednak to, że zdobył popularność, oparty został bowiem na chwytliwym pomyśle, a już sam tytuł podpowiada nam, czego można spodziewać się po fabule i żartach. Gorzej, że ciągnięto go zdecydowanie za długo, i to, co na początku mogło nawet wyglądać świeżo, pod koniec było zwyczajnie męczące.