Zapomniane przez czas - najbardziej niedocenione gry z lat 90.
Wiele znanych dziś serii gier pochodzi z lat 90. Inne, nieobecne już na rynku, pamiętamy jako ponadczasową klasykę do dziś. Ale są też tytuły, które nie zdobyły należnego uznania, często niezasłużenie. Oto więc niedocenione perełki z owej dekady.
Spis treści
Doom, GTA, Civilization, XCOM, Tomb Raider, Need for Speed, FIFA i całkiem sporo innych tytułów, w które zagrywamy się dzisiaj – co je łączy? Wszystkie pojawiły się na rynku jeszcze w latach 90. A był to naprawdę złoty okres w historii gier komputerowych, bo to właśnie wtedy rodziły się gatunki i mechaniki popularne do teraz. Podczas tej dekady gry zmieniły się z tworzonych hobbystycznie programów, w których kontrolowało się zbitek pikseli w paru kolorach, w wielkie megaprodukcje za miliony dolarów z realistyczną grafiką 3D i hollywoodzkimi sławami w obsadzie.
Oczywiście taką próbę czasu i popularności przetrwały tylko nieliczne marki. Wśród masy przeciętnych, niczym niewyróżniających się tytułów były jednak i takie, które z różnych powodów nie otrzymały wtedy należytej uwagi bądź uznania. Nie sprzedały się wystarczająco dobrze, nie dostały sequeli ani remake’ów, a społeczność graczy trochę o nich zapomniała. A niektóre z tych pozycji były naprawdę wyjątkowe, ponadczasowe, ciekawe i zasługiwały na więcej. Oto więc nasza, jak zawsze nieco subiektywna, lista najbardziej niedocenionych gier z lat 90.
The Neverhood – plastelina ponad piksele
- Data premiery: 25 kwietnia 1996
- Producent: The Neverhood, Inc.
- Gatunek: przygodówka point-and-click
The Neverhood to z pewnością jedna z najbardziej niedocenionych gier w całej historii cyfrowej rozrywki. Sprzedano jej nieco ponad pięćdziesiąt tysięcy egzemplarzy, co było ogromnym rozczarowaniem, biorąc pod uwagę nazwiska stojące za tym projektem, użyte technologie, ilość pracy, jaką włożono w produkcję, oraz samą rozgrywkę. W zasadzie wszystko związane z The Neverhood było w jakimś sensie wyjątkowe – może oprócz samego gatunku i mechanik zabawy. Mieliśmy bowiem do czynienia z jedną z bardzo popularnych wtedy przygodówek point-and-click, w których rozwiązywało się zagadki poprzez zbieranie przedmiotów i manipulowanie nimi. Cała reszta odbiegała jednak od standardów.
The Neverhood było pierwszą grą powstałą metodą animacji poklatkowej – świat i jego bohaterowie wykonani zostali z plasteliny. Nie wykorzystano tu żadnej tradycyjnej grafiki komputerowej. Plastelinową makietę świata Neverhooda budowano trzy miesiące, zajmując przestrzeń 400 metrów kwadratowych, a kolejne osiem miesięcy spędzono na fotografowaniu poszczególnych kadrów animacji dla każdej sceny i etapu. Łącznie wykorzystano przy tym ponad 3 tony plasteliny.
Na sfinansowanie i wydanie tak niecodziennego projektu zgodził się sam Steven Spielberg, który szukał świeżych pomysłów dla swojego dopiero co powstałego studia DreamWorks Interactive. Dołączył do niego gigant z Redmond, bo gra miała ukazać się na pecetowego Windowsa. Mimo świetnych recenzji i chwalenia wielu elementów sprzedaż okazała się „żenująca”, jak to określił jeden z pracowników Microsoftu, ale trudno wymienić tu jeden główny powód. Rynek był wtedy trochę przesycony przygodówkami point-and-click, a wyjątkowy styl artystyczny, mimo że doceniony w recenzjach, mógł zostać odebrany jako zbyt dziwny czy nietypowy.
W rozpowszechnieniu gry ostatecznie pomógł Microsoft i firma Gateway, preinstalując Neverhooda w nowych pecetach jako gratisowy dodatek. Dzięki takim kopiom gra stała się celem komputerowych piratów, zwłaszcza na terenie Iranu i Rosji, ale jednocześnie zdobyła tam sporą popularność i uznanie. Dziś ma status kultowej i sporą rzeszę fanów. W 2015 roku ukazał się nawet jej duchowy spadkobierca autorstwa tych samych twórców – Armikrog.