autor: Adam Bełda
Duch w maszynie. Świat Cyberpunka – przewodnik po uniwersum gry
Spis treści
Duch w maszynie
Tyle czasu poświęciłem punkowi, ideologii, walce z systemem i samemu systemowi, że można byłoby zapomnieć, iż mamy rok 2020... a może 2077... pogubiłem się... ale nieważne, mamy przyszłość, a w nazwie systemu słowo „cyber”, pora więc porozmawiać o cyborgach.
CYBERPUNK JUŻ SIĘ ZACZĄŁ, TYLKO TEGO NIE ZAUWAŻYLIŚCIE
Nawet w naszych zacofanych czasach żyją osoby, które w zasadzie można by nazwać cyborgami. Poza nielicznymi doświadczeniami okołonaukowymi (polecam poczytać o Kevinie Warwicku) łączące się z układem nerwowym wszczepy są dziś jednak raczej próbą przywrócenia organizmowi funkcji zabranych mu przez uraz czy chorobę niż poszerzenia możliwości ludzkiego ciała.
Prawdopodobnie każdy natknął się gdzieś na informacje o protezach kończyn możliwych do poruszania siłą woli pacjenta, ale temat jest dużo szerszy. Wszczepami próbuje się leczyć między innymi ślepotę (z marnym skutkiem, ale z obiecującymi perspektywami na przyszłość) czy głuchotę (podobnie jak w poprzednim przypadku). Wstyd byłoby też nie wspomnieć o będących przecież codziennością rozrusznikach serca, o których mało kto myśli jako o cyberwszczepach, a w zasadzie nie widzę powodu, dla którego nie można by ich tak zaklasyfikować, czy będących melodią bliskiej przyszłości sztucznych trzustkach.
W świecie wykreowanym przez Mike’a Pondsmitha cyborgizacja nie tylko jest dużo bardziej powszechna niż w naszym, ale przede wszystkim – modna. Tutaj nikt, kto chce być na topie, nie uzna wymienienia tego czy innego narządu na sztuczny odpowiednik za samookaleczenie. Traktuje się to bardziej jako naturalny proces zastępowania niedoskonałych, biologicznych organów lepszymi, mądrzejszymi i bardziej świecącymi. Poza tym to fajny gadżet, kto nie chciałby, żeby jego tęczówki na zawołanie zmieniały kolor, a obserwowany przez niego świat upiększony był przez filtry z Instagrama? Żartuję, w tej przyszłości nie ma Instagrama... o ile mi wiadomo.
Cyberpsychoza
Podręcznik do papierowego systemu RPG Cyberpunk 2020 zawierał cennik cyberulepszeń, wśród których mogliśmy znaleźć coś znacznie więcej niż tylko cyberkończyny. Oto kilka przykładów:
- kieszeń podskórna;
- podskórny pancerz;
- łącze do łączenia się z pojazdem;
- regulator bólu;
- tatuaż świetlny;
- nanoboty leczące;
- oko z teleskopem;
- wyrzutnia zatrutych strzałek w oku;
- system stereo;
- wbudowany w ciało miotacz ognia.
Co się jednak stanie, kiedy już ulepszymy sobie każdą możliwą część ciała i wszystkie zmysły, a na nadgarstku będziemy mieć wyświetlacz łapiący RSS-y z GRYOnline.pl? Odpowiedź jest prosta – zwariujemy.
Cyberpsychoza to choroba wymyślona na potrzeby balansu mechaniki. Uniemożliwia ona stworzenie postaci, która dzięki cyborgizacji byłaby zbyt potężna. Schorzenie objawia się stopniową utratą kontroli nad sobą w miarę wszczepiania coraz większej liczby implantów. Kiedy więc lekkomyślny cyberpunk zrobi z siebie niewielki czołg, zaczyna się orientować, że w zasadzie to bliżej mu do maszyny niż do człowieka i nic go z tymi workami mięsa już nie łączy. A skoro tak, bez wyrzutów sumienia może wypróbować swoje nowe dwudziestomilimetrowe działko zainstalowane zamiast prawej dłoni na kilku przypadkowych przechodniach.
Czy cyberpsychoza ma jakikolwiek sens w kontekście prawdziwej medycyny? Oczywiście że nie, nieingerujące w mózg wszczepy nie mają raczej możliwości wpływać na postrzeganie rzeczywistości, a czynniki psychologiczne, takie jak poczucie wyobcowania czy utraty własnego ciała, do takich skrajnych reakcji doprowadzają stosunkowo rzadko. A czy cyberpsychoza ma sens w kontekście budowania klimatu? Jak mało co.
Dobrze, mamy niebezpiecznego, uzbrojonego cyborga, który przekroczył granicę, i co dalej? Istnieje specjalnie powołany oddział rządowy, tzw. Psycho Squad. To najtwardsi z najtwardszych, najlepsi z najlepszych, ludzie, którzy zamiast płatków sypią do mleka śrubki, a w przerwach na kawę urządzają zapasy z robotami. Ich zadaniem jest, najczęściej za pomocą dużej ilości ołowiu, uspokoić chorego.
Nie zawsze jednak muszą uspokoić go na wieki. Istnieje terapia lecząca cyberpsychozę – oczywiście skrajnie nieprzyjemna i wiążąca się z dezaktywacją wszelkich wszczepów, a po wszystkim z długą i dość enigmatyczną serią zabiegów, wśród których znaleźć można głęboką stymulację mózgu, hipnozę, terapię awersyjną czy psychochirurgię.
A gdyby część opisująca miasto i korporacje nie wyzwoliła odpowiedniej dawki paranoi, wspomnę jeszcze, że Psycho Squad lubi bez zapowiedzi odwiedzać ludzi, którzy kupują dużo podejrzanej elektroniki, i wszczepiać im pod skórę mały nadajniczek, żeby zawsze mieć ich na oku, tak na wszelki wypadek.
Jeśli jesteście zainteresowani, to tematem cyberpsychozy zająłem się w osobnym, obszernym artykule.