Siedem dusz. Przereklamowane filmy, które wypada lubić
Spis treści
Siedem dusz
Siedem dusz to kino z serii „każdy oglądał, każdy zna, każdy płakał i każdy polecał”. Jeden z najbardziej znanych filmów z Willem Smithem – dziś nazywanym przez cyników „oscarowym bokserem” – dogłębnie porusza zatrważającym zakończeniem, które nieco odchodzi od standardu, jakiego w ostatnich latach trzyma się Hollywood. Pokrótce: dzieło opowiada o mężczyźnie, Benie Thomasie (Smith), który narusza prywatność poszkodowanych przez życie ludzi, dopytuje się o ich prywatne sprawy, staje inwazyjny i męczy, ale ma swój cel – chce ich sprawdzić, bowiem szykuje dla nich niespodziankę, która ma zmienić ich los. Co więcej, w jednej z tych osób się zakochuje. Czytając ten opis, zdałem sobie sprawę, jak nieatrakcyjnie to brzmi...
Jak wspominałem na początku, Siedem dusz proponuje finał, wobec którego nie można przejść obojętnie. Dochodzimy jednak do niego, przedzierając się przez sceny z niemal niezmienną (i zrażającą nas do bohatera) mimiką Smitha oraz pisane na kolanie kwestie, a także rozmowy i monologi, które najbardziej wzruszą czytelniczki i czytelników harlequinów, przyzwyczajonych do tego typu miłosnej konwencji (raczej nieodzwierciedlającej rzeczywistości, w której dane nam żyć). Siedem dusz można, ale nie trzeba, obejrzeć.