autor: Michał Pajda
Gry wojenne, w których nie chodzi o zabijanie
Wojna nigdy się nie zmienia, ale jej postrzeganie przez gry wideo owszem. Oto dziewięć produkcji, które z tematyką konfliktów zbrojnych rozprawiają się nieszablonowo - nie zawsze zachęcając gracza do bezrefleksyjnej przemocy.
Spis treści
Początkowo wojenne gry wideo przedstawiały konflikty zbrojne w zero-jedynkowy sposób, fabularnie nawiązując do II wojny światowej. Dobrzy Amerykanie i źli Niemcy – tymi pierwszymi przetrzebialiśmy szeregi tych drugich, by bez głębszej refleksji przebijać się do kolejnych checkpointów.
Graliśmy w serie Medal of Honor, Commandos, Call of Duty, Battlefielda, Snipera Elite, a jeszcze wcześniej w Wolfensteina. Za sprawą identycznych przeciwników nabawiliśmy się pewnej znieczulicy. Bo w wymienionych grach raczej nie współczuje się pokonanemu przeciwnikowi. Często zwyczajnie nie ma na to czasu. Trzeba już pruć z karabinu do następnego niemilucha w mundurze wrogiej frakcji. A zabicie każdego z nich wiąże się co najwyżej ze wzruszeniem ramionami lub z frajdą ze znalezienia obok ciała magazynka z nabojami do ulubionej broni.
Wojna nigdy się nie zmienia – ten frazes spopularyzowany wśród graczy przez serię Fallout można odnieść również do wielu FPS-ów, w których nierzadko oskryptowana i korytarzowa konstrukcja kolejnych misji prowadzi do jednego – eliminacji jak największej liczby nieprzyjaciół. Na szczęście jednak niektórzy twórcy gier wideo lubią eksperymentować – i eksperymentują w swoich produkcjach również z tematyką wojenną, dzięki czemu powstają pozycje „inne od wszystkich”. To gry o wojnie, w których wcale nie chodzi o zabijanie... albo nacisk na element odbierania życia nie jest w nich kluczowy dla rozgrywki, jak ma to miejsce niemal zawsze w FPS-ach AAA. Poznajcie dziewięć gier o wojnie, w których strzelanie nie jest najważniejsze.
This War of Mine
Tytuł ten ukazał się w 2014 roku, ale do dziś nie przestaje zaskakiwać. Na podstawie dzieła polskiego 11 bit studios powstała już gra planszowa zaprojektowana przez Michała Oracza (fanom planszówek może być on znany za sprawą wychwalanej przez wielu Neuroshimy Hex). Niedawno zapowiedziane zostało również wprowadzenie tej produkcji do... szkolnego kanonu lektury nieobowiązkowej (dzięki czemu pełnoletni uczniowie zapoznają się z tym tytułem całkowicie za darmo). Skąd fenomen This War of Mine?
Dzieło naszych rodaków wyróżnia się na tle innych pozycji wojennych tym, że zamiast wyszkolonymi operatorami, którzy zawartością jednego magazynka są w stanie rozprawić się z całym pułkiem przeciwnika, gracz kieruje grupą cywilów. Ukrywają się oni w zniszczonej kamienicy, próbując unikać snajperów i bandyckich grup. Nocą natomiast sami zmuszeni są zakradać się do najróżniejszych zakątków miasta (supermarket, szpital, kościół etc.) i szabrować, aby przeżyć i mieć możliwość ucieczki. Lootowanie nie jest tu jednak bezrefleksyjne – czasem stajemy przed dylematem, czy zostawić dobytek słabym i chorym NPC, czy też okraść ich, aby zapewnić krótkotrwałe bezpieczeństwo członkom kierowanej drużyny (co pozostawi trwały ślad na psychice poszczególnych bohaterów). Wybory moralne oraz niedobór potrzebnych protagonistom dóbr (leki i bandaże, jedzenie i picie, amunicja i broń, a nawet uspokajające używki) sprawiają, że This War of Mine jest wyjątkowe – bo skłania do rozmyślań nad człowieczeństwem i jego granicami.