autor: Bartosz Świątek
Star Wars Episode I: The Phantom Menace – gra wideo z Jar Jar Binksem. Gry, które się nam podobały, CHOĆ NIE POWINNY 😅
Spis treści
Star Wars Episode I: The Phantom Menace – gra wideo z Jar Jar Binksem
W ostatnich latach Gwiezdne wojny nie mają szczęścia do gier komputerowych. Jasne, pojawiło się Star Wars Jedi: Upadły zakon, ale to bardziej wyjątek potwierdzający regułę (a może jaskółka zwiastująca wiosnę?). Z „dużymi” produkcjami ze świata Star Wars ostatnio było coś nie tak (a to miały za mało zawartości, a to wywołały w branży skandal związany z mikropłatnościami). Poza tymi tytułami mamy jeszcze sporo gier mobilnych, które często sprawiają wrażenie, jakby ktoś produkował je taśmowo, w pewnym momencie przyczepiając naklejkę z mieczem świetlnym na kilku pozbawionych polotu tworach.
Prawda jest taka, że związek Gwiezdnych wojen i gier często zaliczał kryzysy. Jasne, lubimy pamiętać perełki pokroju Jedi Knight II: Jedi Outcast czy Knights of the Old Republic, ale nie brakowało też męczących, źle zaprojektowanych produkcji, które towarzyszyły poszczególnym tytułom kinowym i na ogół wołały o pomstę do nieba – na przykład Star Wars Episode I: The Phantom Menace. Niektórzy jednak byli na owo wołanie całkowicie głusi i potrafili to coś docenić, pomimo wad.
To jedna z tych gier, które na przełomie tysiącleci walnie przyczyniły się do utrwalenia powszechnej opinii, że egranizacje filmów to praktycznie za każdym razem dzieła nieudane (wszak nie zawsze tak było). Problemów występowało tu sporo. Przeciwnicy strzelający do nas ze wszystkich stron i zza pola widzenia, skopane projekty poziomów, tak samo zresztą jak kompletnie nieresponsywne sterowanie – to tylko kilka defektów, które sprawiały, że próba przejścia tej gry bez cynicznego wykorzystywania jej własnych niedociągnięć mogła doprowadzić do szewskiej pasji. Chociaż momentami nie dawano nam nawet takiej możliwości, tak więc końcowy poziom platformowy do dzisiaj wspominam z odrazą i wstrętem.
A jednak The Phantom Menace potrafiło zapewnić dziką satysfakcję z pokonywania kolejnych hord droidów czy finalnej wiktorii nad znienawidzonym Darth Maulem. W wielu miejscach dało się odczuć, że ludzie, którzy stworzyli tę produkcję, wiedzieli, jak zrobić dobrą grę, jednak postawiono przed nimi odgórne zadanie dostosowania rozgrywki do możliwości pierwszego PlayStation, co widać niemal na każdym kroku. Szkoda, bo gdyby nie te ograniczenia, moglibyśmy otrzymać solidne, filmowe doznanie, doprawione magią Gwiezdnych wojen.
Karol Ryka