autor: Damian Pawlikowski
Tylko dla dorosłych. Dojrzała erotyka przyszłością gier?. Erotyka w grach - miłość i seks wirtualnych bohaterów
Spis treści
Tylko dla dorosłych. Dojrzała erotyka przyszłością gier?
I wreszcie nadeszła pora na wątki erotyczne skierowanie tylko do dorosłych odbiorców. Pisząc „dorosłych”, mam na myśli graczy dojrzałych nie tylko fizycznie, ale także emocjonalnie, bowiem – jak się okazuje – nierzadko trafiają się gry wideo, które nie traktują erotyki jak zwykłego wabika na publikę, podchodząc do niej z należytym szacunkiem. Catherine, interaktywna produkcja japońskiego studia Atlus, to nie tylko udane połączenie przygodówki z grą logiczną, lecz także świetnie ujęta artystycznie problematyka wierności, miłości, pożądania i ucieczki od odpowiedzialności. Główny bohater przez cały czas zmaga się z myślami o wyborze pomiędzy będącą w ciąży stałą partnerką a świeżo poznanym obiektem jego seksualnych fantazji. Catherine oferuje aż dziewięć zakończeń, zatem nasze wybory w trakcie rozgrywki jak najbardziej czynią różnicę. Chyba każdy gracz płci męskiej w mniejszym lub większym stopniu będzie w stanie utożsamić się z bohaterem i współodczuwać konsekwencje jego trudnych decyzji. Chwała Atlusowi za dojrzałe ujęcie tak delikatnej tematyki.
W grach takich jak Wiedźmin 2: Zabójcy królów, Mass Effect czy Dragon Age II realizm w ukazywaniu zbliżeń erotycznych odgrywał bardzo ważną rolę, choć nie jest to – i nigdy nie był – ich najważniejszy aspekt. Mimo iż nie wpływał jakoś szczególnie na ich fabułę, odpowiednio budował autentyczność przedstawionego świata. Pamiętacie jeszcze Mafię? Oczywiste jest, że opowieść mogła obejść się bez wątków seksualnych, ale ich obecność w filmowym ujęciu dodała tylko całości wyrazu. W pamięci grających w dwa ostatnie dzieła wizjonerskiego studia Quantic Dream, czyli Fahrenheita i Heavy Rain, z całą pewnością zapisały się w pełni interaktywne sekwencje igraszek miłosnych głównych bohaterów. Francuski deweloper zrobił wszystko, aby fragmenty te były tak realistyczne, jak to tylko możliwe, przełamując tym samym pewne bariery, a równocześnie nie ocierając się o wulgarność czy błahość. Pozostaje tylko dziękować Afrodycie, że istnieją dziś jeszcze twórcy, dla których seks nie jest zaledwie kolejną tanią marketingową sztuczką i idealnym wyciągaczem kasy, a czynnikiem mogącym przy odpowiedniej koncepcji wzbogacić doznania płynące z odbioru ich gry.