Egzotyczne gry z egzotycznych krajów - interaktywna rozrywka poza Pierwszym Światem
Gry wideo mają wielu ojców, wiele matek oraz wiele ojczyzn. I choć zazwyczaj słyszymy o produkcjach z Europy, Ameryki Północnej lub Japonii, biedniejsze państwa coraz odważniej zaznaczają swoją obecność na mapie interaktywnej rozrywki.
Spis treści
Stany Zjednoczone, Japonia, Kanada, Wielka Brytania, w pewnej mierze również reszta dużych państw europejskich – gdyby zapytać o to, gdzie tworzy się gry komputerowe, zapewne taka właśnie byłaby odpowiedź zdecydowanej większości z Was. I rzeczywiście, z wymienionej powyżej grupy wywodzi się ogromna liczba tytułów. Ale to nie znaczy, że świat gier komputerowych kończy się na krajach wysoko rozwiniętych. Interaktywna rozrywka rozprzestrzeniła się na cały glob i nie tylko graczy, ale i deweloperów spotkamy nawet tam, gdzie najmniej byśmy się ich spodziewali – przypomnijcie sobie chociażby artykuły o gamedevie w Wenezueli czy Iranie.
Przygotowaliśmy dla Was listę dziesięciu gier, pochodzących z krajów, o których większość Polaków ma raczej znikomą wiedzę. Każda z tych produkcji czymś się wyróżnia: albo ciekawym pomysłem i interesującym tłem kulturowym, albo wręcz przeciwnie – fatalną jakością wykonania i nachalnymi treściami propagandowymi. Są tu zarówno dzieła solidne, jak i wprost śmieszne „zrzynki” z zagranicznych hitów, a wszystkie stanowią dowód na to, że branża gier wideo nie zaczyna się i nie kończy na tzw. Pierwszym Świecie. W bocznych ramkach znajdziecie też ciekawostki na temat krajów opisywanych akurat tytułów – dotyczące ich kultury, historii, polityki czy dziwnych dla nas zwyczajów.
Interaktywna rozrywka ma wielu ojców i wiele matek, a w miarę jej rozrastania się będzie ich coraz więcej. Warto więc od czasu do czasu zwrócić uwagę na to, co dzieje się na peryferiach „wielkiego gamedevu” – czasami powstające tam produkcje, nawet jeśli ustępują zachodnim konkurentom pod względem technologii, są znacznie ciekawsze od kolejnego futurystycznego FPS-a czy pixelartowej platformówki.
Azerbejdżan – Under Occupation: Susa
Wojna o Górski Karabach to jeden z najdłużej trwających współczesnych konfliktów. Od rozpadu Związku Radzieckiego Azerbejdżan i Armenia rywalizują o to sporne terytorium i choć formalnie nie trwają tam walki, okazyjnie nadal dochodzi do incydentów – najbardziej aktualny to czterodniowe starcia, które w kwietniu przypłaciło życiem kilkudziesięciu żołnierzy obu armii. „Oficjalną” wojnę na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku wygrała jednak Armenia, z czym Azerowie nie chcą się pogodzić. A jak najlepiej poradzić sobie z przegranym konfliktem? Stworzyć grę, w której można odwrócić jego losy.
Under Occupation: Susa trafiło na rynek, zanim w Azerbejdżanie nastała wolność prasy. Choć kraj ten bierze udział w różnych europejskich wydarzeniach sportowych i kulturalnych, jego standardów dotyczących poszanowania wolności słowa nie można porównywać z europejskimi. Dziennikarze krytykujący rząd regularnie kończą tam za kratkami, a w trakcie ubiegłorocznych Igrzysk Europejskich w Baku władze utrudniały niektórym redakcjom ze Starego Kontynentu relacjonowanie zawodów.
Autorem wydanego w 2012 roku Under Occupation: Susa jest 19-letni student z uniwersytetu w Baku, Farid Hagverdiev. Jak sam twierdzi, jego celem było przede wszystkim rozbudzenie uczuć patriotycznych w swoich rówieśnikach. Oczywiście tak szczytna inicjatywa nie pozostała niezauważona przez władze Azerbejdżanu: Ministerstwo Młodzieży i Sportu wyraziło swoje poparcie dla projektu. Jak nietrudno się domyślić, gra w rzeczywistości jest jednym ze środków szerzenia propagandy przeciw armeńskiej okupacji Górskiego Karabachu i jako taka nie ma zbyt wielu walorów, które mogłyby skłonić przeciętnego gracza do dania jej szansy. Poziomy zostały zaprojektowane bez cienia pomysłowości, audiowizualnie Under Occupation przegrywa z tytułami sprzed dekady, zaś sama rozgrywka sprowadza się do kopiowania wszystkiego, co się da, ze znacznie lepszych FPS-ów. Trochę szkoda, że właśnie tak propagandowa produkcja nosi miano pierwszej trójwymiarowej gry z Azerbejdżanu.
Produkcja Hagverdieva spotkała się jednak z ciepłym odbiorem wśród rodaków, toteż w 2013 roku chłopak wraz z zespołem deweloperskim AzDimension stworzył kontynuację o podtytule Agdam. Cel był identyczny – obronić kolejne miasto przed atakami Ormian. Tytuł ponownie zyskał aprobatę azerskich władz, które zapowiedziały, że gry o tematyce historycznej nadal będą tam powstawać. Cóż, zabarwione politycznie klony Call of Duty nie są może najszlachetniejszą formą propagandy, ale najwidoczniej dobrze spełniają swoją rolę...