Gamedev w czasach rewolucji – jak Euromajdan zmienił ukraińską branżę gier wideo
Euromajdan i to, co po nim nastąpiło, zmienił cały kraj – a branża gier nie była wyjątkiem. Ukraińscy deweloperzy opowiedzieli nam o płonących ulicach, ucieczce przed wojną, stratach finansowych, ale i szansie na rozwój w nowej rzeczywistości.
Spis treści
W naszym serwisie niejednokrotnie udowadnialiśmy, że gry powstają już niemal wszędzie: w kompletnie odmiennym kulturowo Iranie, w Kamerunie, gdzie jedna trzecia społeczeństwa żyje poniżej progu ubóstwa, w odizolowanej od reszty globu Korei Północnej. Ale dla graczy produkcje z krajów Trzeciego Świata to raczej ciekawostki, tytuły, które nie mają szans w starciu z wielkimi markami interaktywnej rozrywki. Ta część branży, która wypuszcza zarabiające miliony hity, funkcjonuje niemal wyłącznie w regionach spokojnych, takich jak Unia Europejska, Stany Zjednoczone, Kanada czy Japonia.
Pokój ma jednak to do siebie, że bywa kruchy, i od końcówki 2013 roku boleśnie przekonują się o tym nasi sąsiedzi zza Buga. Wtedy to w Kijowie, w akcie protestu przeciw odłożeniu przez prezydenta Wiktora Janukowycza podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, nastąpiły antyrządowe manifestacje. Próba stłumienia ich siłą sprawiła, że demonstrować zaczęto także poza stolicą. W lutym, po ulicznych walkach, w których zginęło kilkadziesiąt osób, Janukowycz podpisał porozumienie z opozycją, a następnie uciekł z kraju. Wkrótce później Krym został zaanektowany przez Federację Rosyjską. Z kolei na wschodzie Ukrainy rozpoczęły się walki pomiędzy państwowymi siłami zbrojnymi a prorosyjskimi separatystami wspieranymi przez rosyjską armię. Starcia trwają do dziś.
Nietrudno się domyślić, że polityczny zamęt mocno dotknął tamtejszą branżę gier wideo. Ukraina może i nigdy nie była pod tym względem potęgą, ale na mapie świata interaktywnej rozrywki trudno byłoby ją pominąć – to przecież za sprawą naszych wschodnich sąsiadów otrzymaliśmy tak popularne serie jak S.T.A.L.K.E.R., Kozacy czy Metro. Rewolucja sprzed trzech lat objęła także deweloperów, choć nie zawsze stali oni na barykadach. Porozmawialiśmy z kilkoma twórcami gier, zarówno z małych, jak i większych zespołów, którzy zgodzili się opowiedzieć, jak wygląda interaktywna rozrywka w kraju, w którego granicach wciąż toczy się wojna.
Co zawdzięczamy jako gracze ukraińskim deweloperom? Całkiem sporo naprawdę solidnych tytułów. Nasi sąsiedzi zza Buga od lat produkują gry, które zdobywają rozgłos także na Zachodzie. Najpopularniejsze przykłady to oczywiście dwie postapokaliptyczne serie, S.T.A.L.K.E.R. oraz Metro, stworzone odpowiednio przez studia GSC Game World oraz 4A Games. Pierwszy z tych zespołów ma także na koncie strategiczny cykl Kozacy oraz FPS-a Codename: Outbreak. Kolejnym znanym tytułem z Ukrainy jest sieciowe Survarium. W Kijowie powstaje także seria gier o Sherlocku Holmesie autorstwa niezależnego studia Frogwares.
Płonące opony w drodze do biura
Początek demonstracji nie wskazywał jeszcze, jak drastyczne będą konsekwencje protestów rozpoczętych w listopadzie 2013 roku. Daniel Kyrsa, projektant z kijowskiego studia, które poprosiło o niewymienianie go z nazwy, twierdzi, że przez bardzo długi czas prace w biurze prowadzono w zwyczajny sposób, pomimo tego, iż siedziba firmy znajdowała się zaledwie kilkaset metrów od będącego epicentrum manifestacji Placu Niepodległości. Sytuacja zmieniła się dopiero 18 lutego 2014 roku. „Kiedy przechodziłem przez punkt kontrolny prowadzący do naszego budynku, ludzie zaczęli rzucać w gwardzistów granatami dymnymi, kamieniami, wszystkim, co mogli znaleźć” – wspomina.
Daniel pokazuje zdjęcie, na którym widać ulicę zawaloną płonącymi oponami, wyjaśniając: „To droga, którą zazwyczaj chodziliśmy z biura na obiad”. Ponurą wizję uzupełnia Oleksandr Mamzurenko z innego kijowskiego zespołu, Red Beat Games: „Całe centrum miasta było polem bitwy. Z naszych okien widzieliśmy, jak siły specjalne szturmują budynek niezależnego serwisu informacyjnego”. W takich warunkach przychodzenie do biura było zbyt niebezpieczne. Deweloperzy z zespołu Daniela zaczęli pracować z domu, jednocześnie wspierając protestujących. „Spaliśmy średnio cztery godziny dziennie. Musieliśmy jakoś zarabiać, ale jednocześnie na ulicach trwała rewolucja” – mówi Kyrsa. – „Wielu moich przyjaciół gromadziło zapasy i opony dla demonstrantów, ja sam pomagałem w koordynowaniu samochodów zabierających rannych, którzy z oczywistych powodów nie mogli iść do szpitala”.
Zaangażowanie deweloperów w protesty bynajmniej nie było niczym niezwykłym, nawet w największych ukraińskich studiach. Oleg Yavorsky z Vostok Games wspomina, że jego firma mocno wspierała proeuropejską rewolucję: „Część zespołu dołączała po pracy do demonstracji i zostawała z nią czasem nawet do nocy. Tak żyła wówczas spora część miasta”. Mieszkający we Lwowie Maksym Hryniv, założyciel Mokus Games, przyjechał do stolicy specjalnie z powodu protestów: „Po wcześniejszych demonstracjach, w których brałem udział, byłem pewien, że ta też okaże się pokojowa. Nie miałem pojęcia, jak grubo się mylę”.
Chaos na ulicach doprowadził oczywiście do spadku morale. „Nikt w ekipie nie sądził, że do czegoś takiego może dojść w naszym kraju” – twierdzi Mamzurenko. – „Byliśmy kompletnie zdewastowani”. Jak w przypadku każdego wewnętrznego konfliktu pojawiały się również spory polityczne pomiędzy pracownikami. „W naszym biurze dochodziło do napięć, jako że część deweloperów popierała Janukowycza i nazywała protestujących barbarzyńcami” – wyjaśnia Daniel Kyrsa. – „Nieoficjalnie wiadomo też, że w innych firmach zwalniano ludzi właśnie z powodów politycznych”. Artem Vidloonnya, założyciel niezależnego studia Vidloonnya Reborn, przyznaje otwarcie: „W tamtym czasie mieliśmy w zespole mnóstwo tego typu kłótni. Przez nie musieliśmy zerwać współpracę z niektórymi pracownikami”.
Jednocześnie deweloperzy ze stołecznych firm zaznaczają, że mimo iż ulice zamieniły się na pewien czas w pole bitwy, żadne studio nie zostało splądrowane przez demonstrujących. „Ludzie zniszczyli parę kiosków i przystanków, by zrobić z nich materiał na barykady” – opowiada Daniel. – „Ale przypadków szabrownictwa nie było zbyt wiele”. Wtóruje mu Mamzurenko: „Protestujący przejęli kilka rządowych budynków, jednak biura pozostały nienaruszone”.