Kruk (The Crow). Filmy, których kontynuacji nie potrzebujemy
Spis treści
Kruk (The Crow)
- Co to: gotyckie kino zemsty okraszone prawdziwą tragedią.
- Czy miało już kontynuacje: owszem, miało.
- Gdzie obejrzeć oryginał: w telewizji bądź na DVD.
Kruk to dzieło przerażające na kilku płaszczyznach, ale najbardziej dojmująca z nich to ta pozafilmowa. Wielokrotnie bowiem okrzyknięto dzieło Alexa Proyasa przeklętym w związku z tragicznymi wydarzeniami, do których doszło podczas prac na planie. Odtwórca głównej roli, Brandon Lee (tak, syn tego Bruce’a Lee), został przypadkowo zastrzelony z będącego rekwizytem pistoletu. I to przy kręceniu sceny, w której rzeczywiście miało dojść do podobnego aktu.
I choć nie chcę romantyzować zjawiska śmierci, to przecież cały ten okropny incydent naprawdę pasuje do historii opowiadanej w Kruku. O mężczyźnie, który powrócił ze świata zmarłych, aby zemścić się na oprawcach swoich i swojej dziewczyny. A wszystko to zanurzone w krwawym, mrocznym, gotyckim klimacie. Los chciał, że akurat przy kręceniu tego rodzaju dzieła doszło do tak szczególnej makabry.
Mimo to film trafił do kin, a historia Brandona Lee obrosła tragedią, dodając dziełu nieco więcej symbolicznego wymiaru. Wokół Kruka krążyła bowiem specyficzna, bardzo trudna do określenia aura. Szkoda więc, że zaburzono ją trzema mało atrakcyjnymi sequelami, niedorastającymi oryginałowi do pięt. Chyba troszkę przeceniono potencjał samej serii albo za bardzo podekscytowano się możliwością zyskania łatwych pieniędzy na ludzkim nieszczęściu. Bo przecież każdy pójdzie na kolejną część serii, w której zginął ten znany aktor, prawda? Cóż, rzeczywistość nigdy nie jest taka prosta.
O AUTORZE
Będę szczery – nie przepadam za sequelami i wszystkim tworami sequelopodobnymi. Wychodzę z założenia, że parę sezonów serialu to zawsze bardziej trafny pomysł od kilku części filmu. Tym bardziej że większość kontynuacji jest tak naprawdę podyktowana iście pragmatycznymi pobudkami – zwykłą żądzą zysku. Choć wiecie, są pewne wyjątki. Nie przeżyłbym jednoczęściowego Władcy Pierścieni, jak i świata bez Marvel Cinematic Universe, a więc nie zamierzam narzekać na stan obecnego rynku filmowego.