GoldenEye 007 mogło być w 2D lub na szynach. Kultowe gry, które miały być czymś zupełnie innym
Spis treści
GoldenEye 007 mogło być w 2D lub na szynach
Za każdym razem, kiedy czytam o GoldenEye 007 w amerykańskich mediach, mam wrażenie, że przegapiłem kamień milowy swojej młodości. Wiadomo, gra była nowatorska pod wieloma względami: w zasadzie w pojedynkę udowodniła, że FPS-y nie muszą być domeną wyłącznie komputerów, zaoferowała bardziej klimatyczne, kinowe doświadczenie niż Doom czy Quake, włączyła do gatunku elementy skradankowe i obrażenia oparte na częściach ciała, w które trafimy. Ja jednak głównie zazdroszczę wszystkim deathmatchy na podzielonym ekranie na Nintendo 64 – ilekroć czytam o bogactwie (jak na tamte czasy!) trybów i przyjaźniach zakończonych przez to, że ktoś wybrał Oddjoba, czuję dziwną nostalgię za cudzymi wspomnieniami z dzieciństwa.
Na sukcesie GoldenEye 007 w dużej mierze skorzystał również film o tym samym tytule. Wydany prawie dwa lata wcześniej, miał raczej pozytywne recenzje, ale kultowy status zawdzięcza – przynajmniej po części – generacji fanów wychowanych na grze. To z kolei o tyle kuriozalne, że produkcja studia Rare dodatkowy marketing zyskała przede wszystkim dzięki reklamowemu szałowi na wypuszczone w tym samym roku Tomorrow Never Dies, którego nikt na liście swoich ulubionych „Bondów” raczej nie umieści...
Niewiele brakowało, by GoldenEye 007 trafiło na rynek w innej wersji – takiej, która zapewne nie byłaby dziś wspominana jako jeden z najważniejszych tytułów lat 90. Przede wszystkim, kiedy pod koniec 1994 roku Nintendo po raz pierwszy zaproponowało deweloperom z Rare możliwość stworzenia gry na podstawie nadchodzącego filmu o Jamesie Bondzie, brytyjskie studio było świeżo po sukcesie Donkey Kong Country, toteż Japończycy planowali kolejną dwuwymiarową platformówkę na SNES-a. Przedstawiciele zespołu odwiedzili plan zdjęciowy, spotkali się z ekipą i zajrzeli nawet do trzymanego w ścisłym sekrecie scenariusza, po czym... odmówili udziału w projekcie. Założyciel Rare, Tim Stamper, postanowił zająć się innymi produkcjami i gdyby nie interwencja Martina Hollisa, zaledwie 24-letniego programisty i wielbiciela filmów o Bondzie, GoldenEye 007 pewnie trafiłoby w inne ręce.
Zostało jeszcze 42% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie