8 bezsensownych wątków z filmów Marvela
Prezentujemy osiem bezsensownych wątków z kinowego uniwersum Marvela, które ani nie wpłynęły w konkretny sposób na fabułę, ani nie zdobyły aprobaty fanów. Czy są to typowe zapychacze scenariuszy, czy może po prostu nietrafione pomysły? Sprawdźmy!
Spis treści
Marvel od kilkunastu lat konsekwentnie prowadzi swoje filmy. Co więcej, ostatnie projekty w postaci seriali pokazują, że na swoje uniwersum ma plan praktycznie doskonały. Jednak mało kto pamięta o bezsensownych wątkach, które albo zostały przez twórców wyrzucone do kosza, albo w mniejszy lub większy sposób „naprawione”, albo przez wszystkich zapomniane. Postanowiłem zatem przybliżyć Wam najbardziej nieudane pomysły z filmów Marvela.
Red Guardian – Czarna Wdowa
- Gdzie obejrzeć: Disney+, Chili, Rakuten, Player, vod.pl
Alexei Shostakov, postać grana przez Davida Harboura, to nie tylko przybrany ojciec samej Czarnej Wdowy, ale i rosyjski Kapitan Ameryka z prawdziwego zdarzenia. Potencjał był tu przeogromny: twórcy mogli przedstawić chociażby krótką genezę „superbohatera” służącego ówczesnemu reżimowi. Poznaliśmy natomiast jego współczesną sytuację, oglądając zapijaczonego, zmęczonego życiem osobnika, który aktualnie siedzi w więzieniu i którego opowieści brzmią jak wyssane z palca bajeczki. Ale czy na pewno?
Ciekawą interpretację jego postaci przedstawił jeden z użytkowników Reddita. Jego zdaniem możliwe są dwa wytłumaczenia dla biografii Shostakova. Pierwsze z nich, prawdopodobnie to bardziej realne, mówi, że Shostakov to wszystko zmyślił. Konsekwentnie tworzył wokół siebie mit wielkiego bohatera, a tak naprawdę był niespełnionym agentem (wskazuje na to pierwsza scena), który prędko przestał być dla władzy użyteczny (i tym samym został przez nią usunięty). Drugi scenariusz zakłada, że Red Guardian zmierzył się z Kapitanem Ameryką, gdy ten powrócił do przeszłości przeżyć swoje życie z Peggy pod koniec filmu Avengers: Endgame. Obstawiam, że twórcy raczej nie przyjęli takiej interpretacji zdarzeń przy tworzeniu Czarnej Wdowy (świadczy o tym groteskowość Shostakova), ale kto wie!
Niemniej Red Guardian nie wprowadza do filmu niczego oprócz (nie)śmiesznych elementów komizmu. Raz rzuca jakąś „boomerską” kwestią, parę razy kogoś uderza, a ostatecznie przypomina ludzką katastrofę, dla której zabrakło nawet typowej sekwencji odkupienia, by mogła pokazać, że nie jest jednak tak tragiczną postacią. Harbour próbuje bawić się rolą dawnego rosyjskiego szpiega, jednak nie wzbudza w widzu sympatii, tylko politowanie…