5 mitów o średniowieczu, które utrwalają gry komputerowe
W poznawaniu historii możemy liczyć jedynie na źródła, ale korzystanie z nich bywa trudne. Często więc wiedzę czerpiemy z gier i filmów. A tam często roi się od mitów i nieścisłości. Oto te najbardziej powszechne o czasach średniowiecza.
Spis treści
O epoce średniowiecza wiemy całkiem sporo. Wszak żyjemy w Europie. W przeciwieństwie do takich Amerykanów średniowiecza nie znamy jedynie ze szkolnych lekcji, książek i filmów o dyskusyjnej wiarygodności. Mamy ten komfort, że nie musimy nawet podróżować za granicę, by zwiedzić najświetniejsze zamki i katedry czy pójść do muzeum z ciekawą kolekcją broni, strojów bądź przedmiotów codziennego użytku z tego okresu.
Mimo to i tak dajemy się nabierać (czy może raczej przymykamy oko) na wiele przekłamań, uproszczeń i mitów o średniowieczu, jakie z powodzeniem serwują dzieła popkultury. Królują tu oczywiście filmy i seriale zza oceanu, gdzie nawet te bardziej poważne pozycje o średniowieczu często pokazują je jako kolorową bajkę o walecznych rycerzach, zamkach i pięknych księżniczkach.
Historycy często żartują, że czasy średniowiecza najwierniej pokazuje słynna komedia Monty Python i Święty Graal – ale niekoniecznie dlatego, że jeden z „Pythonów”, Terry Jones, studiował mediewistykę na uniwersytecie. Chodzi raczej o fakt, jak beznadziejna w tym aspekcie jest większość reszty dzieł o tej tematyce. Jako koronny przykład podaje się tu słynny hit Braveheart. Waleczne serce – świetny film, ale pod względem wierności realiom historycznym często określany jako „średniowieczne fantasy”.
Z różnych powodów takie „pójście na łatwiznę” stosowane jest również w grach komputerowych. Wiele z nich powiela przekłamania o czasach i realiach średniowiecza, by zachować grywalność, przystępną rozgrywkę lub przez zwykłą niedbałość o detale. Sprawdźmy więc, jakie są najpopularniejsze mity o tej mrocznej epoce, które utrwalają gry komputerowe.
Chyba nic bardziej nie kojarzy się ze średniowieczem jak zakuci w zbroje rycerze walczący na miecze i widowiskowe bitwy setek wojów na ogromnej przestrzeni. Producenci filmów oraz gier ochoczo to wykorzystują, więc w większości produkcji na bank znajdziemy tego typu sceny i sekwencje. Średniowieczne klimaty, czyli wojownicy z mieczami, warowne twierdze i bitwy, to także obowiązkowe motywy w gatunku fantasy, w którym dominują elementy z tego okresu. Nie trzeba jednak uciekać się ani do magii i miecza, ani do lochów i smoków, bo wiele nieścisłości znajdziemy w grach bazujących na historycznych realiach.
Widowiskowe bitwy
Twórcy Kingdom Come: Deliverance bardzo żałowali, że ograniczenia sprzętowe nie pozwoliły im na zawarcie w grze ogromnych bitew pokazujących, jak dziesiątki czy nawet setki żołnierzy ścierają się ze sobą w krwawym boju. Takie sceny możemy za to śledzić chociażby w serii Total War. Tymczasem wielkie, widowiskowe starcia całych armii były ogromną rzadkością w średniowiecznej rzeczywistości i dochodziło do nich sporadycznie. Być może właśnie dlatego są one tak idealizowane i często wspominane bądź odtwarzane – kiedyś przez pisarzy, dziś twórców kina czy gier. Zdecydowana większość średniowiecznych walk to małe, kameralne potyczki, które kończyły się po kilku minutach, czyli w zasadzie takie, w jakich uczestniczmy w Kingdom Come.
Powód niechęci do wielkich bitew był prosty – pieniądze. Utrzymanie wojska „w polu” kosztowało fortunę, co niekiedy potrafiło wykończyć skuteczniej niż miecz i strzały wroga. Obie armie musiały także mieć duże przekonanie o swoim zwycięstwie, by ruszyć do boju, bo w przypadku znacznych dysproporcji w liczbie wojaków słabsza strona za wszelką cenę unikała starcia.
A jeśli już dał się słyszeć szczęk oręża, w bezpośrednich walkach ginął zaledwie niewielki procent żołnierzy, toteż widok pola bitwy pokrytego stosami ciał jest również niezbyt wierny prawdzie historycznej. Wielu żołnierzy zabijano podczas ucieczki, gdy jedna ze stron decydowała się wycofać, przewidując porażkę. Natomiast zdecydowana większość ofiar traciła życie poza strefą walk – albo w obozach, dziesiątkowana przez różne choroby i zarazy, albo w jakiś czas po bitwie, w wyniku odniesionych ran – czy to tych śmiertelnych, czy po wdaniu się zakażenia. A poza tym... zabijanie przeciwnika wcale nie było dobrym pomysłem!
Warto pamiętać, że często kronikarze mogli przesadzać z liczbą walczących w swoich opisach bitew. Z jednej strony zapewne chcieli wyolbrzymić sukces, z drugiej zwyczajnie mogli nie mieć pojęcia, jak wielu było wojaków. Dlatego na przykład dyskusyjna pozostaje liczebność pierwszej krucjaty, a uczeni, którzy badają temat, biorą pod uwagę nie tylko źródła związane z konkretnym wydarzeniem, ale także kontekst, czyli chociażby liczebność populacji regionu, w którym rekrutowano armię.