Krowy za mury - jak w średniowieczu naprawdę oblegano miasta i zamki
Widowiskowe sceny oblężeń zamków dobrze się ogląda w kinie, ale w rzeczywistości były to o wiele bardziej czasochłonne operacje. Często zapomina się też o losie zamkniętych w twierdzy cywilów. Jakie więc były historyczne realia zdobywania fortec?
Spis treści
Szturmy i oblężenia średniowiecznych twierdz to wdzięczny temat w beletrystyce i sztuce filmowej. Wielu z nas ma w pamięci rewelacyjnie zrealizowane sekwencje ataku na Helmowy Jar we Władcy Pierścieni: Dwóch wieżach lub zdobywanie Jerozolimy w Królestwie niebieskim. Zwykłym scenom walki między żołnierzami towarzyszą wtedy ogromne machiny czy też sprytne metody obrońców, jak choćby lanie gorącej smoły z murów. Sceny bitew ze zdobywaniem zamków są po prostu bardziej widowiskowe, głównie dzięki koncentracji akcji na niewielkim obszarze i różnym dodatkom w postaci taranów, katapult czy wież oblężniczych.
Świat gier również próbuje wykorzystać ten motyw, jednak do tej pory najsprawniej wychodziło to w mniej spektakularnym wizualnie gatunku strategii, czego przykładem jest choćby seria Twierdza. Mechaniki przejmowania i obrony zamków wprowadziły też różne produkcje MMO, jak Age of Conan, Guild Wars 2 lub The Elder Scrolls Online, a także sandboksowy Mount & Blade. Wciąż jednak czekamy na wysokobudżetową produkcję z prawdziwego zdarzenia, która umożliwi oblężenie twierdz w równie widowiskowy sposób jak w najlepszych filmowych wzorcach.
Oryginalne podejście do szturmowania zamków prezentuje nowa polska gra Siege Survival: Gloria Victis. Inspirując się dobrze przyjętym This War of Mine, jej twórcy pokazują nam oblężenia z punktu widzenia cywilów starających się jakoś przetrwać w odciętej od świata fortecy. Funkcjonują oni gdzieś z dala od murów, gdzie toczą się najcięższe walki, starają się pomagać rannym, zdobywać pożywienie i inne zasoby potrzebne zarówno żołnierzom, jak i mieszkańcom twierdzy. Nie oznacza to jednak, że mniej ryzykują i nie doświadczają podobnych problemów, bo jak się przekonamy, zdobycie zamku nie zawsze polegało na wybiciu broniących jej żołnierzy.
Jak więc naprawdę wyglądały prawdziwe oblężenia w czasach średniowiecza? Czy rzeczywiście lano smołę na atakujących? A może trochę racji mieli członkowie grupy Monty Pythona, pokazując w filmie o szukaniu Świętego Graala wystrzeliwanie krowy poza mury? Sprawdźmy, jak kiedyś zdobywano miasta i twierdze.
Gra na czas i broń masowego rażenia
Na początku warto wyjaśnić jedną rzecz – wiele oblężeń w historii nie odbywało się w żaden standardowy, podręcznikowy sposób, lecz było długą i skomplikowaną kombinacją większości wymienionych w tym artykule sposobów, w różnych proporcjach. Zdarzały się też wyjątki i twierdze, które padały szybko dzięki takim czy innym działaniom, ale były to odosobnione przypadki. Nie wszystkie zamki poddawały się wrogowi, choć teoretycznie każda forteca była do zdobycia, nawet taka z najgrubszymi i najwyższymi murami.
Jak? Zamki z założenia zaprojektowane były tak, by nikt niepowołany się do nich nie dostał, dlatego na frontalny atak decydowano się tylko w szczególnych przypadkach. Generalnie najskuteczniejszym sposobem zdobycia warowni było odcięcie obrońców od dostaw żywności i zagłodzenie ich. Dlatego wiele oblężeń w średniowieczu trwało naprawdę długo – choć zwykle dotyczyło to większych miast. Tam o wiele łatwiej było o wystarczający dostęp do wody pitnej, tajne tunele lub drogi morskie dostarczały zaopatrzenie z zewnątrz, a uprawiane za murami poletka i hodowane zwierzęta zapewniały jako taką samowystarczalność. To, w połączeniu z funkcjonalnym projektem zamku i jego murów, znacznie wydłużało obronę.
W czasie nocnych wypraw ryzykuje się życiem, by znaleźć żywność lub wodę pitną. Podczas oblężenia dostęp do tej drugiej potrafił mieć większą moc niż najpotężniejsza broń.
Ostateczny wynik zależał jednak od mnóstwa innych czynników. Czasem wygłodzona załoga poddawała twierdzę, czasem to atakujący musieli odpuścić. Głód często okazywał się skuteczną bronią przy mniejszych warowniach, których nie można było zdobyć w żaden „ofensywny” sposób. Kiedy ani drabiny, ani tarany, ani wieże oblężnicze czy podkopy nie dawały rady, zablokowanie dostępu do żywności często kończyło bitwę nawet po kilkunastu tygodniach. Jeszcze skuteczniejszym sposobem było odcięcie źródła wody pitnej, przykładowo przez zajęcie akweduktu doprowadzającego ją do twierdzy. Tak padł ogromny zamek Krak des Chevaliers w Syrii, pomimo zapasów jedzenia w magazynach na dobre pięć lat. W grze Siege Survival: Gloria Victis ogromny nacisk położono właśnie na zdobywanie oraz produkcję żywności, co wydaje się całkiem realistyczne.
Oblężeni przez dziesiątki lat
Za najdłuższe oblężenie w historii przyjmuje się serię blokad hiszpańskiego miasta Ceuta na północy Afryki przez siły marokańskie ze wsparciem Anglików. Cała operacja trwała łącznie 33 lata, od 1694 do 1727 roku. W pierwszej fazie broniło się ono do 1720 r. i dzięki przybyciu posiłków z Hiszpanii odparło wroga. Wybuch zarazy w mieście zmusił jednak hiszpańskich dowódców do wycofania się. Bez nich Ceuta wytrzymała jeszcze 7 lat, zanim Marokańczycy w końcu wycofali się, choć głównie przez trwającą wtedy wewnętrzną walkę o władzę.
Drugie z kolei było oblężenie Kandii w latach 1648–1669, czyli przez 21 lat. Kandia była wówczas głównym miastem na Krecie i należała do Wenecji, a stronę atakującą stanowiła Turcja (ponoć jednym z pretekstów do oblężenia był atak Rycerzy Maltańskich na turecki konwój i przejęcie sułtańskiego haremu). Pomimo prób odcięcia dostaw żywności i wody oraz bombardowania prowadzonego przez 16 lat, Wenecji udało się utrzymać miasto. Po roku 1667 przystąpiono do regularnych działań oblężniczych, co w połączeniu ze zdradą jednego z inżynierów budujących fortyfikacje Kandii sprawiło, że dowódca sił weneckich, pozbawiony żywności i broni, cztery lata później w końcu poddał miasto.
Kolejne wydarzenia nie były już tak długie – zwykle mieściły się w granicach od 8 do 12 lat i krócej.
Atak krową – prawda czy fałsz?
Głód nie był jedyną „bronią masowego rażenia” zmuszającą obrońców do poddania twierdzy. O wiele szybsze w tym względzie okazywały się panoszące się zarazy. Choć do powstania epidemii często wystarczały piętrzące się coraz wyżej stosy trupów, których nie było jak wynieść poza obręb zamku, atakujący chętnie przyspieszali roznoszenie się zarazków. I tutaj dochodzimy do pytania, na ile prawdziwa była scena z wystrzeleniem krowy w filmie Monty Python i Święty Graal.
Sami Pythoni przyznali w komentarzach do swojego dzieła, że wybór takiego zwierzęcia był ich wymysłem, bo wydał im się szczególnie zabawny. Nie trzeba jednak wnikać w fakt, czy w średniowieczu rzeczywiście wystrzeliwano bydło, bo ogólnie używanie zwierząt w ten sposób nie było niczym niezwykłym. Pomińmy już tutaj szczegół, że w omawianym obrazie to strona oblegająca została zbombardowana rogacizną (i innym żywym inwentarzem) przez załogę zamku.
Atakujący często przerzucali za mury padlinę, duże naczynia z odchodami, a nawet rozkładające się ciała poległych, by przyspieszyć wybuch zarazy wśród obrońców. „Broń” taka stawała się szczególnie zabójcza, gdy zgniły ładunek trafiał w studnię czy inne źródło wody pitnej. Dziś podkreśla się, że to, co wydaje się nam śmiesznym żartem Pythonów, dla średniowiecznego mieszkańca oblężonej twierdzy było źródłem prawdziwego przerażenia.
Nie zawsze chodziło od razu o wywołanie zarazy. Przerzucanie za mury różnych obrzydliwości było częścią ówczesnej wojny psychologicznej, mającej na celu obniżenie morale obrońców. Na drugą stronę wystrzeliwano odcięte głowy czy też całe poćwiartowane ciała posłańców lub jeńców. Na południu stosowano także garnce z jadowitymi wężami lub skorpionami.
Terry Gilliam w tych samych komentarzach do filmu przytoczył ciekawą historię innego wykorzystania martwych zwierząt w oblężeniach. Ponoć podczas bitwy o miasto Carcassonne we Francji po roku oblężenia obrońcy dysponowali już tylko resztką zapasów. Postanowili więc postawić wszystko na jedną kartę i oszukać atakujących fortelem. Zabili nieliczne świnie, jakie mieli, i wypchali je ostatkiem ziarna. Następnie takie „pakiety” wystrzelono w stronę wojsk oblężniczych z jasną wiadomością, że obrońcy posiadają tak ogromne zapasy żywności, iż mogą marnować je w podobny sposób, bo przetrwają jeszcze długo. Podstęp ponoć zadziałał i wróg wycofał się spod murów.
Skoro więc głód i zarazy były takie skuteczne, to dlaczego decydowano się również na bezpośrednie ataki wojsk i maszyn oblężniczych?