autor: Draug & PefriX
6. Diablo. 25 najlepszych gier hack'n'slash
Spis treści
6. Diablo
Oczywiście nie mogło zabraknąć tej gry – jednego z pierwszych wielkich dzieł Blizzarda, ojca gatunku hack’n’slash i domniemanego wielkiego deprawatora nieletnich, który nie uszedł uwadze nawet polskiego kleru. Produkcji mającej prawie trzy dekady na karku (pierwsze Diablo wyszło w 1996 roku), a jednak wciąż żywej w pamięci i na komputerach wielu graczy.
Mimo to, kiedy próbujemy sobie przypomnieć, o co chodziło w Diablo – czyli jaki był sens tej całej izometrycznej rzezi na szkieletach i demonach z uszczuplaniem ich stanu posiadania w tle – dziś wspominamy na ogół tylko miasteczko Tristram, „Usiądź na chwilę i posłuchaj” Deckarda Caina oraz niezliczone poziomy lochów, na końcu których czekało wielkie rogate bydlę o kojarzącym się jednoznacznie imieniu Diablo.
Kto nie wertował instrukcji (która dziś mogłaby być antykwarycznym białym krukiem), raczej nie miał szansy poznać całkiem bogatego tła fabularnego świata Sanktuarium. Wyjaśniała ona taką, a nie inną genezę nazwy uniwersum, naturę wojny między aniołami a demonami czy czym lub kim są nefalemowie lub horadrimowie. Na szczęście to, co miało miejsce w samej grze, też nie było przesadnie ubogie – czekała na nas historia nieszczęsnego króla Leoryka, którego opętany arcybiskup Lazarus posłał wprost w odmęty szaleństwa i zostawił na (nie)łasce demonów, przy okazji pozbawiając najmłodszego syna, Albrechta, a starszego, Aidana, skazując na jeszcze gorszy los.
A jak wypada mechanika w Diablo po prawie trzech dekadach ewolucji gier? Cóż, hack’n’slashe nie należą do produkcji, w których dałoby się wynaleźć koło na nowo, więc założyciel dynastii rębaczy w zasadzie nie ma się czego wstydzić na tle swoich spadkobierców. Owszem, sporo elementów trąci już myszką, jak brak odrębnych drzewek umiejętności dla poszczególnych klas (wojownika, łotrzycy i czarodzieja), ślamazarnie drepczące postacie, niemal mikroskopijny plecak czy żmudne „oblatywanie” usługodawców rozrzuconych po różnych zakątkach Tristram. Mimo to wciąż mamy do czynienia z bardzo klimatycznym, wciągającym i emocjonującym kawałkiem kodu – na ekranie bywa gorąco, a spotkania z bossami na długo zapadają w pamięć (jak choćby z okrytym niesławą Rzeźnikiem z aktu I). A najważniejsze, że w Diablo wciąż możemy korzystać z trybu multiplayer, bez którego sieczenie i rąbanie być może nigdy nie otworzyłoby sobie drogi do stania się autonomicznym gatunkiem gier.
Warto jeszcze wspomnieć, że pierwsza odsłona serii żyje po dziś dzień nie tylko dzięki klimatowi, multiplayerowi i reszcie wymienionych wcześniej elementów, ale również za sprawą moderów. Gra nadal otrzymuje modyfikacje, które zmieniają i rozbudowują rozmaite jej aspekty – jak chociażby Belzebub, oferujący obsługę współczesnych rozdzielczości ekranu, dwie klasy postaci i parę zadań pobocznych.