LotR: The Battle for Middle-Earth – „chłopcy z EA odwalili kawał świetnej roboty”. 10 najlepszych gier 2004 roku
Spis treści
LotR: The Battle for Middle-Earth – „chłopcy z EA odwalili kawał świetnej roboty”
Data premiery: 6 grudnia
Producent: EA Los Angeles
Gatunek: RTS
Platforma: PC Windows
Battle for Middle-earth to jedna z najlepszych gier, w jakie miałem ostatnio okazję grać. Nie wywołała we mnie aż takie entuzjazmu jak SpellForce, ale z bardzo prostego powodu: za mało tu ulubionych przeze mnie rolplejowych wkrętów. Jednak nie zmienia to faktu, że chłopcy z EA odwalili kawał świetnej roboty. Jasne, zawsze można się czepiać i powiedzieć: scenariusze są czasami zbyt krótkie, mapy zbyt małe, strony konfliktu za mało zróżnicowane, możliwości ekonomiczne zamknięte w zbyt ciasnej klatce, a bohaterowie mogliby być bardziej »rolplejowi«.
Jednak najważniejsza jest jedna rzecz: w Battle for Middle-earth po prostu znakomicie się gra i mnie osobiście ciężko było się oderwać od komputera. A ponieważ takiego stanu ducha nie zaznaję zbyt często, więc przygody Gandalfa, Sarumana etc., stawiam na wysokim miejscu na mojej półce.
Recenzja gry The Lord of the Rings: The Battle for Middle-earth, „Click!” Nr 01/04, ocena: 6-/6
Pierwsza od trzech lat końcówka roku bez gorączkowego oczekiwania na premierę kinowej wersji Władcy Pierścieni została osłodzona przez EA i grę The Lord of the Rings: The Battle for Middle-earth. Jeszcze raz mogliśmy powrócić do Śródziemia z wizji Petera Jacksona, bo dzięki pełnej licencji do gry wrzucono klipy z trylogii, dialogi oraz niektóre utwory ze ścieżki dźwiękowej Howarda Shore’a. Tym razem nie była to jednak gra akcji, tylko rasowy RTS, pozwalający rozegrać „epickie” bitwy w kultowych lokacjach. I zwyczajowo dla tego gatunku – mogliśmy również poprowadzić do zwycięstwa siły Saurona w alternatywnej wizji historii Śródziemia.
The Lord of the Rings: The Battle for Middle-earth odniosło ogromny sukces komercyjny – do końca roku sprzedano milion egzemplarzy, a trzeba tu zaznaczyć, że premiera miała miejsce zaledwie na początku grudnia. Może nie była to uczta dla największych fanów strategii, jak Rome: Total War, ale za to bardzo dobry przykład wykorzystania licencji filmowej oraz stworzenia gry strategicznej atrakcyjnej dla wszystkich, z widowiskowymi bitwami na wielką skalę.

Wspomina Zbigniew „Canaton” Woźnicki
Bitwa o Śródziemie w moich oczach nadal jest jedną z najlepszych strategii, z jakimi możemy mieć do czynienia. Filmowy klimat z muzyką, awatarami aktorów i ich głosami jest nie do zastąpienia. Możliwość odtworzenia momentów znanych z książek i filmów także zapewnia niesamowitą satysfakcję. Do dzisiaj pamiętam, jak byłem zachwycony materiałem prezentowanym we Fresh Air na Hyperze, gdy zobaczyłem łączenie piechoty i łuczników w jeden oddział lub taranowanie orków konnicą. Wiedziałem, że będę musiał mieć tę grę i nie żałuję godzin z nią spędzonych.

Wspomina Mateusz „Krake” Zelek
Władca Pierścieni: Bitwa o Śródziemie nie bez kozery jest jedną z najważniejszych, a może i najważniejszą grą w całym moim życiu. Nie tylko zaszczepiła we mnie miłość do dzieł Tolkiena, ale też doprowadziła do tego, że zacząłem regularnie czytać książki. W końcu musiałem wiedzieć, skąd się wzięły gadające drzewa, trolle czy wielkie słonie bojowe, które ubóstwiałem. Spędziłem w tej grze tysiące godzin – zarówno grając solo, jak i w sieci. Pomimo 21 lat na karku nadal z czułością wspominam oprawę wizualną – uwielbiałem motyw animacji budynków, muzykę oraz krótkie fragmenty filmowej adaptacji wyświetlane w Palantirze. Pamiętam, że Bitwa o Śródziemie chodziła mi raczej słabo na moim ówczesnym sprzęcie i dopiero ten słynny „komputer z pierwszej komunii” zmienił ten stan rzeczy.

Wspomina Hubert „hexx0” Śledziewski
Ależ ja na tę grę czekałem! Absolutnie oczarowany filmami Petera Jacksona, nie mogłem przejść obok niej obojętnie, gdyż wydawała się spełnieniem marzeń. I faktycznie nim była, o czym świadczy fakt, że pozwalała uratować Gandalfa w Morii czy Boromira nad Nen Hithoel. Do tak chwalebnych czynów nie przystąpiłem jednak od razu – najpierw, rzecz jasna, musiałem pogrążyć Śródziemie w mroku, całkowicie zmieniając bieg wydarzeń w ramach kampanii zła. Co tam stawianie na taktykę; to była prawdziwa frajda! Albo przyzwanie Balroga pod murami Minas Tirith! Ziszczając swoje mroczne fantazje, mniej lub bardziej świadomie zakochiwałem się w świecie stworzonym przez Tolkiena, którego tajniki zgłębiam do dziś.